Jesteś tutaj
Home > MyBlog > Przemyślenia > Ania randki

Ania randki

Randki


Zaskakującą sprawą dla kogoś, kto nie zwykł chadzać na randki

Zaskakującą sprawą dla kogoś, kto nie zwykł chadzać na randki są takie wyjścia, zaręczam. Można zapoznać wielu ciekawych ludzi, przy czym ciekawych oznaczać może milion różnych rzeczy, niekoniecznie pozytywnych, zacznijmy zatem od początku.

Jest sobie dziewczyna, młoda kobieta powiedzmy. Zakochała się wcześnie, w miłosnym widzie parę szczegółów przeoczyła, spędziła kilka lat z panem, nazwijmy go, Romeo i nagle bum, wielka burza, wielkie podzielenie, wielka wojna, wielki koniec. Ponieważ artykuł nie ma dotyczyć depresji i nie chcemy w czytelnikach wywoływać myśli destrukcyjnych, tę część akurat ominiemy. Przejdziemy do konkretów, czyli zachowamy się po męsku. Przejdziemy do randek.

Owa dziewczyna nie wie, co to randka właściwie, więc wszystko przed nią. Problem polega na tym, że każdy z mężczyzn w tym wieku wie już, czym dla niego jest takie spotkanie i czego się po nim spodziewa. Ale nie wolno się poddawać, w końcu życie się nie skończyło, a babcia mawiała ‘tego kwiatu to pół światu’. I z tego ‘pół światu’ wyłania się kilku potencjalnych kandydatów, o których poniżej.

Kandydat numer jeden jest bardzo romantycznym romantykiem. Jest misiem. Dziewczyna myśli sobie: tak! Tego potrzebuję! Po tym wszystkim trzeba mi misia! Będzie dla mnie dobry. Kandydat jest na każde skinienie. Patrzy głęboko w oczy. Przy pierwszej nadarzającej się okazji już nie tylko patrzy w oczy, ale i uruchamia ręce. No w końcu od czego je ma. Romantyczny kandydat numer jeden ewidentnie gdyby mógł, zrobiłby już to, co robią tak szybko tylko nieromantyczni mężczyźni, ci niedobrzy, którzy szukają na randkach jedynie uciech cielesnych. A fe. Kandydat numer jeden jest lepszy, niż oni. Jest inny. Dużo o tym mówi. Często z oburzeniem, ba!, obrzydzeniem wypowiada się na temat tych, którzy seks traktują jak zabawę. Dziewczyna chyba nie docenia jego romantyzmu. Coraz gorzej znosi permanentne jego onanizowanie się własną wyimaginowaną wyższością, jak również powroty z domu od mamy i prośby o rozpakowanie jego skarpetek oraz zrobienie makowca. Decyduje się na dramatyczny krok, zerwanie. Romantyk nie zamierza jednak rezygnować. Przywozi pod dom różę w dzień kobiet, jest przybity i nieszczęśliwy. Dziewczyna ma, rzecz jasna, wyrzuty sumienia, bo po raz pierwszy jest w takiej sytuacji, ale zdania zmienić nie zamierza. To nie to. Duma romantyka została urażona. Dwa miesiące później dziewczyna dowiaduje się, że jest ‘łatwa’ i ‘szybko się kładzie’. Nie wiedziała, że grzeczni romantycy mówią takie rzeczy, szczególnie, że nie mieli okazji tego sprawdzić. No cóż, duma…

Kandydat numer dwa jest starszy od poprzedniego i po przejściach. Trochę nieszczęśliwy filozof. Dziewczyna po raz pierwszy w życiu jest zauroczona. Jest taki, jakby chciała… Jest dokładnie taki. Na pierwszą randkę przychodzi z ogromnym bukietem frezji. Dziewczyna z wrażenia i zauroczenia nie może wykrztusić słowa. Do diaska, akurat teraz! Akurat przy nim! Kiedy idzie obok on, taki on, jak miał być, kiedy ma oczy takie piękne, taki jest cały… przez dwie godziny w herbaciarni, kolejne dwie spaceru, dziewczyna myśli tylko o tym, kiedy ją weźmie za rękę… no kiedy w końcu! W końcu, w końcu! Stoją na starym mieście i pięknie się całują, dlaczego to nie może trwać wiecznie? On ma takie usta boskie, taki cały jest, jak miał być, o boże obejmuje ją, potem jedną ręką dotyka jej policzka i ciągle całuje… nikt jej nigdy tak nie całował, choć się przecież głośno do tego nie przyzna. Nigdy tak natychmiast nie uniosła się nad ziemię… w sekundę… Jest kwiecień, późny wieczór, Stare Miasto i nie obchodzi ich nic więcej. Ona zasypia czując jeszcze jego zapach i usta na swoich ustach… Któregoś dnia kandydat numer dwa po prostu milczy. Cisza. Ona ma się domyślić, że to już, po wszystkim. Domyśla się. Płacze dwa dni. Ze smutku i z radości. Że pierwszy raz od roku nie płacze za kimś, z kim była kiedyś, a za kimś innym. I że była w ogóle w stanie coś takiego poczuć, a myślała, że już nigdy… Po dwóch miesiącach kandydat numer dwa odzywa się, zdrabnia pięknie jej imię i przeprasza. Mówi jej, że jest niesamowita. Ona zastanawia się, które z nich jest bardziej niesamowite…

Kandydat numer trzy jest młodym mężczyzną poznanym za pomocą internetu, który wydaje się być interesujący. Dużo pisze do dziewczyny. Mówi jej dobranoc. Potem dzień dobry. Dziewczyna zaczyna powoli zauważać, że to taka norma, taki kod, to takie miłe, romantyczne, powiedzieć komuś dobranoc… Kandydat adoruje dziewczynę. Gdyby miała więcej doświadczenia, może domyśliłaby się, co do niej mówi, ale nie wie. Umawiają się w miłym miejscu o godzinie 20. Kandydat numer trzy jest świetnym facetem, ale kompletnie nie dla niej. Albo inaczej, dla niej, ale za jakieś 5 lat. Mimo to, ta randka okazuje się być jedną z najlepszych, jakie się jej przytrafiły. Rozmawiają godzinami, śmieją się, nie mogą się nagadać, w międzyczasie pojąc się sowicie winem(ona) i piwem oraz whiskey(on). Opowiadają sobie swoje randkowe historie i umierają ze śmiechu. Jej kręci się już trochę w głowie. Kiedy do niej podchodzi jakiś pijany pan celem podrywu, on obejmuje ją ramieniem, dając do zrozumienia, że jest jego. Wychodzą. Kandydat pyta, czy pojadą do niego, ona śmiejąc się (wino, wino…) odpowiada, że nie. Kandydat nalega, ona mówi, że nie. Odprowadza ją do miejsca jej noclegu i urażony odchodzi, jest godzina 3:30 rano. O godzinie 7 ona dostaje sms: Jak się czujesz? Ja wczoraj jeszcze nie skończyłem imprezy, dopiero kładę się spać. Ona pyta więc: ojej, a co robiłeś, poszedłeś gdzieś jeszcze? Na co on, szczerząc zapewne zęby z radości mści się pisząc: nie, koleżanka wpadła po imprezie z butelką wina. Ona kiwa głową z niedowierzaniem i idzie spać dalej. Gdyby chciała być na miejscu tej koleżanki, byłaby. Skoro nie chciała, to nie będzie zazdrosna… ale kandydat tego nie przemyślał. Potem ciągle raczy ją opowieściami o koleżankach, jednocześnie raz na jakiś czas proponując, czy nie chciałaby kiedyś przejechać się z nim jego wypasionym samochodem. Zapewne rzadko słyszy „nie”. Jest przystojny, wygadany, jeździ kabrioletem, a płacąc za drinka wyciąga z kieszeni plik pieniędzy. To wszystko nie składa się jak widać na kobiece „nie”. Dziewczyna mimo to darzy go sympatią, a kontakt pozostaje. Przynajmniej jest szczery. A, że duma…? No cóż, mężczyzna…

W międzyczasie gdzieś pojawia się kandydat numer cztery, który jest kompletną pomyłką. Dziewczyna po przemyśleniu tego po jakimś czasie stwierdza, że chyba po prostu czuła się bardzo samotna. Kandydat ma syna, którego chce z nią zapoznać po pierwszej randce. Ona trochę się dziwi. Kandydat ma też świra, przebiera się za żołnierza i biega w czasie rekonstrukcji, siedzi całymi dniami w bunkrach, a nocami pracuje fizycznie. Kandydat chce, aby przesyłać mu nieprzyzwoite zdjęcia i ewidentnie również ma plan nie odbiegający specjalnie od planu innych kandydatów. Znajomość kończy się, kiedy kandydat dzwoni do niej kompletnie pijany, mówi dziwne rzeczy, w tym coś o posiekaniu jej siekierą. Dziewczyna ma tendencję do interesowania się ciekawymi ludźmi, to jednak trochę ją przerosło.

Kandydat numer pięć jest również bardzo romantyczny. I bardzo zakochany. Praktycznie od samego poznania planuje dziewczynie życie. Jest smutny i urażony, kiedy ta wspomina, że dla niej to trochę za wcześnie. Obmyśla już, jak zamieszkają razem, jedno mieszkanie wynajmą i będą czerpać ze związku finansowe korzyści. Ona jest zachwycona, o niczym innym nie marzy. Nie jest zakochana, ale jakoś mu ufa, dużo rozmawiają. Kandydat chce z nią być, chce jej pomagać, opiekować się, jest zakochany, przesyła dziesiątki, setki smsów, dzwoni, przyjeżdża, odwozi ją do pracy, przychodzi w przerwach zobaczyć się z nią. Dużo mówi o swojej dorosłości, toteż szokuje dziewczynę mówiąc, że rano nie pojedzie z nią do pracy, bo musi wyjść od niej o 4, żeby rodzice nie wiedzieli, że go nie było… Z nad morza przywozi jej muszelki. Pech chce, że dziewczyna dowiaduje się, że jest dość poważnie chora. Tego wieczora i nocy on jest zdziwiony, że jest jakaś nieswoja, jakaś jakby inna. Nie rozumie dlaczego, nie odpowiada mu to. Następnego dnia pisze jej, że odkrył, że musi żyć z dnia na dzień i nic nie planować. Że tyle ma zajęć, tyle do zrobienia w życiu. Dziewczyna płacze. Nie dlatego, że była zakochana. Nie dlatego, że czegoś od niego oczekiwała. Sama miała w planach poprosić, żeby dali sobie trochę czasu, żeby nie czuł się zobowiązany w związku z chorobą. Uprzedził ją, zwinny życiowo chłopak. Więc płacze ze smutku, że zawiódł zaufanie, ot tak. A niczego od niego nie chciała.

Dziewczyna cieszy się, mimo wszystko, że ich poznała.

Każdy człowiek to wszechświat. Każdy człowiek to historia. Każdy człowiek to lekcja.

Dodaj komentarz

Top