Jesteś tutaj
Home > MyBlog > Przemyślenia > Gosia

Gosia

Gosia


Mam na imię Gośka. Mam 25 lat. Jestem niepełnosprawna ruchowo. Z powodu wrodzonego zaburzenia kostnienia nasad kości, od kilku lat poruszam się na wózku inwalidzkim. Schorzeniu towarzyszą częste bóle stawów oraz niski wzrost.

 

Jaka była Wasza pierwsza myśl?

 

„Ojej, biedna dziewczyna, współczuję jej. Nie wyobrażam sobie być na jej miejscu. To musi być przykre tak się męczyć całe życie. Ja byms obie palnął w łeb, gdybym nie mógł chodzić!”

 

„Pewnie jest ograniczoną laska, która uważa, że jej się wszystko należy. Ledwo skończyła podstawówkę, siedzi w domu i niema pojęcia o życiu. Dobrze, że nie znam takich ludzi…”

 

Wersji jest wiele, każdy ma swoje odczucia. Tak samo, jak każdy jest inny i na swój sposób wyjątkowy. Większość z nas boryka się z różnego rodzaju problemami natury fizycznej oraz psychicznej. Zwykle tego typu sytuacje wprowadzają do naszego życia smutek, żal i rozgoryczenie. Zadajemy sobie pytania: „Dlaczego to ja, a nie sąsiad?”, „Kiedy to się skończy, mam dość!?”

 

Mocniejsi w duchu i z silnym charakterem przetrwają ten okres. Przeżyją kilka depresji oraz prób samobójczych, tysiące rozmów z przyjaciółmi, kilkanaście sesji psychoterapeutycznych. Aż dotrze do nich, że chyba w końcu trzeba zaakceptować to, co się dzieje. Skoro nie można tego zmienić, po co walczyć z przysłowiowymi wiatrakami, jedynie niszcząc nerwy sobie i przy okazji innym. Nadchodzi okres spokoju i stabilizacji psychicznej.

 

Ja, na szczęście, nie musiałam przechodzić tego wszystkiego. Wiadomo, w okresie dojrzewania przychodziły do głowy różne pomysły: „Może powieszę się na klamce w pokoju, na skakance, na której nie mogę skakać, jak koleżanki?”. „Może rzucę się tacie pod TIR-a, w końcu jest kierowcą?”. „A może się potnę żyletką! Tylko, w którą stronę, które żyły?”. Poza tym, raz usłyszałam od pewnej osoby: „Gośka, przestań się nad sobą użalać, przecież nie możesz tego zmienić!”. I przestałam.

 

Jedyną rzeczą, z którą„walczę” od zawsze są stereotypy i ograniczenie u ludzi. Rozumiem, że każdy jest o czymś przekonany i tym tokiem myślenia się w życiu kieruje. Że kierowcy BMW to cwaniaki, że blondynki są głupie (bez urazy!). I podobnie, że osoby niepełnosprawne mają pecha, cierpią, wymagają nieustannej pomocy, litości i rozczulania się. Ale czy tak ciężko przez chwilę pomyśleć? Pokierować się inteligencją, którą każdy z nas posiada…

 

Pewnego zimowego dnia zadzwoniłam po taksówkę. O ustalonej godzinie wyszłam przed klatkę. Na samym środku wyjazdu z parkingu stał zaparkowany samochód oklejony pomarańczowymi naklejkami z napisem GLOBCAR. Kierowca widząc mnie, szybkim zwinnym ruchem, z lekkim strachem w oczach, wyskoczył z auta, żeby mi pomóc. Zatrzymałam się przy samochodzie. On – niski pan, o dziwnym spojrzeniu z interesującym brzuszkiem spojrzał na mnie i pyta: „Aaaaa, wózek też zabieramy?”. Na co ja z miłym, aczkolwiek szyderczym uśmiechem odpowiadam: „Nie, zostawiamy”. Po chwili szanowny kierowca zreflektował się i po uprzednim poinstruowaniu go przeze mnie, przystąpił do akcji „pakowania” mnie do taksówki. Po tym, dość zaskakującym incydencie jak na te czasy, jechałam w zamierzonym kierunku nie rozmawiając z panem z przyczyn oczywistych. Sytuacja byłaby znośna, gdyby nie fakt, iż tego samego dnia dwóch panów z centrali, przyjmujących zlecenia dla kierowców spytało mnie o to samo. W końcu poirytowana spytałam jednego z nich, czy jak on jedzie taksówką, to zabiera swoje nogi. Chyba zrozumiał.

 

Kiedyś, troje moich znajomych szukało mieszkania do wynajęcia. Wszyscy poruszali się na wózkach inwalidzkich. Po umówieniu się z właścicielką 3-pokojowego mieszkania na Mokotowie, pojechali wszyscy w celu sprawdzenia warunków i ewentualnego dogadania się w kwestii ceny. Po krótkiej „wycieczce” i chwili rozmowy, szanowna starsza pani pyta: „A gdzie będziecie zostawiać wózki, na korytarzu przy drzwiach?”. Nie pamiętam, jaką odpowiedź uzyskała pani, ale komentarz sam się nasuwa na myśl.

 

Kilka lat temu poszłam do spowiedzi. W końcu jestem wierząca. Wtedy jeszcze byłam praktykująca. Ustawiłam się przy konfesjonale tak, by prócz księdza nikt nie słyszał, jak bardzo grzeszyłam w przeciągu ostatniego okresu. Po wyklepaniu wszystkich grzechów, które oczywiście pamiętałam, ten zaczyna myśleć nad pokutą. I pyta: „Umiesz czytać?”. Och, jak wielkie było moje zdenerwowanie. Z zaciśniętymi zębami i nie bardzo czystymi myślami w głowie odpowiedziałam, że umiem. Usłyszałam pokutę do odmówienia, ale nawet nie pamiętam, czy to zrobiłam. Z niesympatycznym grymasem na twarzy oddaliłam się od miejsca mej obrazy i natychmiast wyszłam z Kościoła. Od tamtej pory jeszcze nie zdecydowałam się na kolejną spowiedź. Podejrzewam, że on nadal myśli, że skoro poruszam się na wózku, to pewnie nie umiem czytać, ani pisać. Poszłam tam z chęcią wyjawienia obcemu człowiekowi w czarnej kiecce rzeczy, o których nawet wstyd mi myśleć, at en potraktował mnie jak dziecko upośledzone umysłowo. Po raz kolejny utwierdziłam się w przekonaniu, że ludzie są ograniczeni. Nie sądziłam tylko, że osoba duchowna też się taką okaże. Widocznie sama kierowałam się stereotypem, że ksiądz powinien być inteligentny.

 

Kiedyś mieszkałam w akademiku z koleżanką, która również poruszała się na wózku. Zawsze starała się być samodzielna i ze wszystkim chciała sobie sama poradzić. Czasem uparcie wykonywała rzeczy, których nawet sprawna kobieta by nie zrobiła. To był jej sposób na niezależność. Pewnego słonecznego dnia wybrała się na uczelnię. Podjechał autobus. Ona przybrała kierunek, już miała wykonać tzw. balans, czyli podniesienie przednich kół w celu pokonania wysokiego stopnia w autobusie, kiedy jakiś życzliwy młodzieniec zachodząc ją od tyłu spytał, czy pomóc. Ona odmówiła. Po czym padło kolejne pytanie. Ona znowu odmówiła. Ale tylko dlatego, że wiedziała doskonale, że sobie poradzi sama. Po czym młodzieniec niewiele myśląc złapał koleżankę za tylną rurkę od wózka i „wrzucił” ją do autobusu. Dosłownie! Kolega nie wiedział, jak pomóc, ale był tak zdeterminowany, że koleżanka wylądowała twarzą na podłodze wehikułu, a wózek został w jego rękach. Szanowny młodzieniec najwidoczniej pracował przy użyciu taczek i myślał, że tutaj wykonuje się tę samą procedurę Zatem, szanowni czytelnicy – chcecie pomóc, spytajcie. Uzyskacie odpowiedź. Jeśli będzie odmowna, to nie dlatego, że osoba na wózku jest chamska, nie lubi ludzi, czy coś jej się w Was nie podoba. To zwyczajnie świadczy o tym, że dana osoba najnormalniej w świecie jest samodzielna. I uwierzcie mi, jak będzie potrzebowała pomocy, to na pewno o nią poprosi!

 

Był piękny majowy piątek. Postanowiłam wybrać się do mojego rodzinnego miasta. Czekając na Dworcu Zachodnim na PKS, dokonywałam wzrokowej selekcji wśród ludzi, których ewentualnie będę mogła prosić o pomoc w dostaniu się do środka. Autobus nadjechał. Cała kolejka jak na słowo „start” zaczęła napierać na ledwo, co otworzone drzwi. Ja tradycyjnie zostałam obok ze świadomością, że nikt przecież mnie nie zauważy, co najwyżej, mogę zostać zmiażdżona przez tłum. Nim zdążyłam prosić o pomoc, jeden całkiem uroczy przystojniak spytał, czy dam sobie radę. Z uśmiechem wytłumaczyłam mu, że najpierw musimy się przepchać przez stado zaślinionych wycieczkowiczów, potem podając mi rękę pomoże mi wejść po schodach do środka, a potem zdejmując koła rozłoży mi wózek chowając go do bagażnika. Siedząc już na pierwszym miejscu za kierowcą, poprosiłam o bilet ulgowy dla osoby niepełnosprawnej. Zmęczony życiem, wyglądający, co najmniej na chłopa, który właśnie uciekł z pola (bez urazy dla rolników) kierowca,s pojrzał na mnie ze zdziwieniem. Zlustrował mnie z dołu do góryi z pewnością w głosie pyta: „A gdzie opiekun?”. Krew mi się w żyłach zagotowała i odpowiadam: „Jaki opiekun? Jadę sama”. On na to: „Bez opiekuna? Ale ja nie mogę pani zabrać”. Moja złość i pogarda dla chłopo-kierowcy sięgnęła zenitu:„Słucham!? Proszę pana, opiekuna to może mieć pies. Ja jestem dorosła i samodzielna i jak widać nie potrzebuję nikogo do opieki!!!”. Zaskoczony kierowca (pewnie tym, że umiem mówić), sprzedał mi bilet i całą drogę prowadził łypiąc na mnie okiem w lusterku. Pewnie z obawą, czy mu zaraz czymś nie przywalę!!!

 

Jeszcze jedna uwaga. Wręcz apel. Kochani, czy naprawdę uważacie, że miejsca parkingowe dla osób niepełnosprawnych są wyznaczane tylko po to, bo„nam” się należą??? Nie. Sprawa wygląda tak. Parkuję na tzw. kopercie. Otwieram drzwi. Wyjmuję ramę wózka, potem koła. W celu złożenia mojego pojazdu, potrzebuję otworzyć do końca drzwi samochodu i przekręcić wózek tak, żebym jeszcze mogła się na niego przesiąść. Stąd potrzebuję dwa razy więcej miejsca. Niestety, jedyna rzecz, która mnie uprawnia do stawiania auta w takich miejscach, to karta parkingowa! Nie żadna legitymacja, wózek, czy skierowanie na rehabilitację Dla zainteresowanych, wzór karty można znaleźć w internecie. Ja ją posiadam, bo przyznano mi status osoby niepełnosprawnej. Ale nie wszyscy go mają. Dlatego proszę, nie parkujcie na kopertach! I jak zobaczycie, że ktoś to robi, a za szybą nie położył niebieskiej karty, zwróćcie mu/jej uwagę. Nic Was to nie kosztuje, a tylko ułatwicie życie komuś, kto tego naprawdę potrzebuje.

 

Te i inne historie zdarzają się codziennie każdemu z nas. Ale gdy nie musimy polegać na innych, owych innych mamy w głębokim poważaniu. W przypadku osób na wózkach, sytuacja jest trochę bardziej skomplikowana, ponieważ czasem potrzebują jednak czyjejś pomocy. Ale poza tym, są oni normalnymi ludźmi żyjącymi tak samo, jak sprawni. To się tyczy zarówno tych na wózkach, o kulach, niewidomych, czy niesłyszących. Oni nie gryzą!:) Ty się różnisz od sąsiadki tym, że nosisz okulary, masz rude włosy, albo wystające zęby. Ja się różnie od Ciebie tym, że śmigam na wózku.

 

Ale też nie gryzę. Tańczę, żegluję (nawet mam patent.), tak samo, jak sprawne kobiety czasem chodzę do fryzjera, na solarium, myję podłogę, gotuję obiad. Planuję założenie rodziny, urodzenie dziecka. Ale jak ja sobie dam radę, to już moja sprawa. Na wszystko zawsze jest jakiś sposób. Jak nie możesz czegoś dosięgnąć, to stajesz na drabinie. Jak ja nie mogę czegoś dosięgnąć, szukam takiego sposobu, by to zrobić. Najwyżej mi spadnie talerz na głowę. Tyle, że ja siedzę na wózku. Moje koła, to moje nogi. Jest mi z tym dobrze. Przynajmniej mam zawsze miejsce siedzące.

Dziękuję Ci serdecznie kochana Gosiu za Twój artykuł. Niech będzie on dla czytelników manifestacją tego, że można mieć jaja będąc kobietą.

Przyznaję się też bez bicia, że parkuję w mieście używając niebieskiej karty inwalidzkiej 🙂 tłumaczy mnie moja genetyczna niechęć do płacenia za bilety parkingowe 🙂 ale nigdy na kopertach!

Marek.

4 thoughts on “Gosia

  1. [quote]Kiedys, troje moich znajomych szukalo mieszkania do wynajecia. Wszyscy poruszali sie na wózkach inwalidzkich. Po umówieniu sie z wlascicielka 3-pokojowego mieszkania na Mokotowie, pojechali wszyscy w celu sprawdzenia warunków i ewentualnego dogadania sie w kwestii ceny. Po krótkiej „wycieczce” i chwili rozmowy, szanowna starsza pani pyta: „A gdzie bedziecie zostawiac wózki, na korytarzu przy drzwiach?”[/quote]

    Serdecznie witam Gosiu –
    Nalezalo odpowiedziec: „Wózki zaparkujemy na parkingu przed blokiem – szanowna Pani”. 😀
    Wszystkiego najlepszego.
    Tadeusz.

  2. Powodzenia w zyciu.
    Bedzie ci potrzebne bo instrumentalnie traktujesz otoczenie.
    Twoja determinacja w wyciagnieciu z zycia wszystkiego, jest troche nieprzyjemna.
    Mimo to, niech ci sie uda, ale nie zapomnij o pokorze.

  3. Serdecznie witam Gosiu –
    Doskonale Ciebie rozumiem, poniewaz, sam wygrzebalem sie z tragicznego wypadku, i paralizu do polowy ciala. Lekarze juz nie dawali nadziei, tak wiec sam zabralem sie za siebie, poznajac technuki starozytnych Chin. Zapisana przez Czigodnego Mistrza Choa Kok Sui.Dzis jestem wpelni sprawny, pozostal mi tylko lekki niedowlad stóp, poniewaz uzdrawianie rozpoczalem zbyt pózno, po osmiu latach. Dlatego po miescie takze poruszam sie na wózku. a po sklepach na kolanach, tak jest szybciej i wygodniej.
    Zadedykuje Ci wiersz napisany wiele lat temu.

    [b]NIEPELNOSPRAWNI.[/b] Reda 8.06.89. rok.

    Zawieszony miedzy niebem a ziemia,
    spaceruje na kolach ulica,
    z wszystkich stron otoczony zielenia,
    czy widoki mnie jakies zachwyca?.

    Ludzie patrza az przykro sie robi,
    mimo wszystko nie trzeba litosci,
    chcemy zyc! – a kalectwo nie zdobi,
    chcemy wyrwac sie z scian samotnosci.

    Mamy prawo to samo co zdrowi,
    nikt nam ulgi tu nie policzy,
    prawo dzungli sie dzisiaj stanowi,
    zawisc w sklepie i na ulicy.

    Niepelnosprawni! – co z nami bedzie,
    wszedzie bariery, schody, uskoki,
    pulapki na nas czyhaja wszedzie,
    nawet kraweznik jest za wysoki.

    Zostaje okno i cztery sciany,
    i zal co ciagle nam serca trawi,
    co mamy robic, los nasz zlamany,
    i nikt nam zdrowia juz nie naprawi.

    Tesknota gryzie i serce boli,
    chcemy jak ptaki wyrwac sie z klatki,
    by w naszych ustach zniknal smak soli,
    nie byc ciezarem dla zony czy matki.

    Wez otrzyj lezki pieknej dziewczynie,
    mimo kalectwa jest tez wspaniala,
    uroda przeciez szybko przeminie,
    a osobowosc zostaje stala.

    Cieszmy sie z tego co jest wspaniale,
    z pomocy sobie i dla drugiego,
    „NIEPELNOSPRAWNI” – to slowo stale,
    niestale jednak zdrowie chorego.

    Nie chcemy zycia w wiecznej udrece,
    sami sie wspinac, szukac pomocy,
    chcemy sie wszyscy chwycic za rece,
    aby nie bladzic jak dziecko po nocy.

    Chociaz odleglosc nas wielka dzieli,
    w kraju na wózkach jest ludzi wielu,
    to mysli nasze jak skok Gazeli,
    mkna do nas wszystkich, z Katowic do Helu.

    Och kraju barwny z owocem Kaliny,
    kochamy Cie Polsko, od dziejów dawnych,
    bosmy sa dzieci jednej rodziny,
    pamietaj o nas!…. NIEPELNOSPRAWNYCH.

    Tadeusz.
    ______ 00000 ______

    [img]http://www.kwiaty.warszawa.pl/files/bukiet_kwiatow_mieszanych.jpg[/img]

Dodaj komentarz

Top