Jesteś tutaj
Home > MyBlog > Przemyślenia > Truskawkowy kaduceusz

Truskawkowy kaduceusz

Niektórzy mawiają, że życie jest jak papier toaletowy. Długie i do dupy. Inni twierdzą że w życiu pewne są tylko dwie rzeczy – śmierć i podatki.

A ja pozwolę sobie mieć troszkę odmienne zdanie niż moi szanowni przedmówcy – Życie jest jak kaduceusz.

(Kaduceusz to laska ze skrzydełkami na górze, opleciona dwoma wężami). Laska symbolizuje nasze Ja, to kim jesteśmy. Skrzydła to życie którymi swoimi nagrodami i ciosami wskazuje nam prawdziwy cel naszego istnienia, i unosi nas, wrzeszczących z oburzenia i zapierających się z całej siły nogami, ku niebu, ku światłu, które tak naprawdę nie jest gdzieś wysoko w chmurach, ale w nas, tylko w nas, tak jak i piekło. Dwa oplecione węże to symboliczne podszepty dobra i zła, albo alegoria sukcesu i porażki.

Zwróćcie Państwo uwagę, że węże się przeplatają, są razem ze sobą jak kobieta i mezczyzna w trakcie upojnej nocy wypelnionej gwałtownie urywanymi przez pocałunki, spazmatycznymi szeptami, i zaklęciami miłości.

Ale czym jest sukces, a czym porażka? te węże nie różnią się niczym od siebie, są takie same. Czy istnieje coś takiego jak obiektywny sukces? nie. Wszystko zależy od interpretacji, naszej oceny tego co się stało. To my podejmujemy decyzję, czy coś jest sukcesem, czy porażką. Wyobraźmy sobie stratę nogi. Tragedia, koszmar. Ale dla faceta o którym ostatnio czytałem, laureata prestiżowej nagrody Darwina, który chciał kupić znudzonej żonie ferrari i wpadł na blyskotliwy pomysł z kuzynem, że obetnie sobie nogę (kuzyn obetnie nogę i zatamuje krwawienie) a z pieniędzy z ubezpieczenia zakupi małżonce spragnionej efemerycznego powiewu luksusu, upragnione ferrari które gospodyni domowa zobaczyla w telewizorze, i zapałała do niego wielkim uczuciem. To był sukces. Nogę odcięli, a jakże, piłą w warsztacie, ale w takim miejscu że krwawienie natychmiast spowodowało zgon „bystrzachy”. Czy dla niego strata nogi była porażką? nie. Dla niego porażką było życie z żoną, która mu nie daje, bo z tęsknoty za ferrari ciągle płacze i boli ją głowa, bólem niemożliwym do usunięcia za pomoca panadolu.

Dałem drastyczny przykład. Załóżmy że jest dziewczynka, jest takie małe niewinne słodkie kochanie, które ma mamusię wmawiającą jej że mężczyźni są potworami. Maleństwo nie ma na tyle rozwiniętego umysłu żeby móc filtrować informacje i dojść do wnioski że mama pieprzy głupoty, więc wchłania te życiowe mądrości. Gdy dorasta, ta wiarę tkwi w jej podświadomości chociaż nasza już wyrośnięta z małej dziewczynki kobieta tego nie pamięta. Pojawia się pragnienie bliskości, i związku.

Nasza kobieta pragnie mężczyzny, świadomie. Ale nic z tego, bo w każdych życiowych sprawach rządzą nasze emocje, czyli podświadomość. Ona to ma we władzy emocje którymi nami steruje. Nie zastanawialiście się Państwo czasami, czemu nagle czujecie do kogoś sympatię, czasami uwielbienie, albo odrazę bez żadnego logicznego powodu? to właśnie jest podświadomość. Ona tak na nas wpływa, inaczej nie umie. Jej język to emocje.

A więc nasza kobieta chce związku, ale jej podświadomość jest przekonana że mężczyźni to bestie. Tak została nauczona. Więc gdy świadomość kobiety poznaje miłego faceta, świadomość robi co w jej mocy aby bylo milo, chce ladnie wyglądać, jest rozumiejąca dla faceta – ale jej podświadomość robi wszystko by to spieprzyć, by wyszło na to że ona ma rację i faceci są bestiami. A więc albo powoduje że nagle pojawiają się przed randką krosty, bardzo często przykry zapach ciała mimo kosmetyków i doskonalej higieny, nagłe emocjonalne zachowania po których przerażony facet ucieka, a rozżalona kobieta dochodzi do „obiektywnego” wniosku ze faceci to świnie. Częstym mechanizmem u takich kobiet jest to że tyją, co powoduje że faceci od nich uciekają, bo co jest miłego w wielkich i spoconych zwałach tłuszczu? wtedy zostaje tylko rozpacz, i narzekanie że faceci lecą tylko na ciało a nie wnętrze.

Dieta nic nie pomaga, dezodorant także. A to dlatego że podświadomość steruje i feromonami, i łaknieniem, i przemianą materi, dokładnie tak samo jak oddychaniem i tysiącami innych procesow chemicznych w organiźmie, o których nie mamy pojęcia. Dlatego że przyczyna jest zupełnie gdzie indziej. Czy spieprzona randka przez kobietę jest sukcesem czy porażką? dla niej, dla jej świadomości jest porażką. Przepłakana cala noc pod kołdrą, zjedzone cztery tabliczki czekolady i kilo sernika, tona chusteczek pełnych łez i pokój wypelniony siarkowodorowo – metanowym aromatem, efektem ubocznym niestrawienia szokowych dawek cukru.

Ale dla jej podświadomości to sukces. Więc sukces czy porażka? – zależy z jakiego poziomu na to spojrzeć. Wszelkie porady miłosne, tipsy, balejaże, wszystko bez sensu. A co ma sens? wyrzucenie z siebie tego bełkotu którym naszpikowały nas w dzieciństwie rodzice i wszelkie autorytety ktorym uwierzyślimy. Nie ma innego wyjścia. Gdy ja twierdzę że jedyną ścieżką są na początku techniki afirmacyjne, które odbudowują nasze wnętrze, słyszę od „mędrcow” że to oszukiwanie siebie. Nie kochani, oszukani właśnie jesteście wierząc w przerózne bujdy które wam zaaplikowano w dzieciństwie. A terapia to wyrzucenie tego wszystkie z siebie, co Cię ogranicza.

Twój płacz po nieudanej randce jest sukcesem, nie porażką. Skoro kolejne ciuchy i ubrania nie sprawiły że jesteś szczęśliwa z facetem, to zmusza Cię to do myślenia. Być może trafisz kiedyś na wiedzę czemu jesteś nieszczęśliwa, i pozbędziesz się tego. Często jednakże jest tak, że kobieta zasklepia się w skorupie ze faceci to świnie, a faceci ze wszystkie kobiety to dziwki lecące na kasę. Tak myśląc, do niczego się nie dojdzie, tylko żyje w żalu i zgorzknieniu, oraz ciągle narastającej nienawiści. Latka lecą, atrakcyjność ciał spada, i nienawiść staje się rozżarzonym żelazem które spala nas od środka, i napełnia nas nieopisanym bólem. To też jest sukces, nie porażka.

Sami spójrzcie – przez plażę idzie kobieta na bosaka. Wbija sobie kawałek drzazgi pod paznokieć paluszka pięknej, zgrabnej stópki, co ją bardzo boli. Więc nasza kobieta idzie kupić witaminy, nie pomaga. Robi sobie tipsy,ból sie wcale nie zmniejsza. Idzie na masaż, na pedicure, na kurs uwodzenia, kupuje specjalne kosmetyki, powiększa sobie piersi – nic z tego, nadal boli. Więc pyta innych, „autorytety” które jej radzą. jeden autorytet mowi żeby ignorowała ból. Drugi żeby się upiła bo wtedy nie boli. Trzeci naucza żeby nic z tym nie robiła bo Pan Bog lubi ból i za to jak umrze, po przepisaniu na ten autorytet mieszkania i oszczędności, pójdzie prosto do nieba gdzie już nie ma bólu. Oczywiście to nie działa – W końcu zamyka się w sobie, pelna nienawiści, żalu i poczucia przegranego życia.

A wystarczyło tylko wyjąć drzazgę z palca. Jesli ma szczęście, trafi do mnie, i ja jej wyjme tę drzazgę. Niektóre Panie kąśliwie dodadzą, że szczęście w nieszczęsciu, ponieważ po udanym zabiegu, zażądam calusa w uznaniu moich zasług. I to niejednego…

Czemu tytul to truskawkowy kaduceusz? co mają wspolnego truskawki z symbolem sztuki medycznej? czy to jakiś ezoteryczny symbol? jakaś glęboka nauka? przeslanie dla ludzkości? kierunek dla gnębionej wszelakimi plagami i cierpieniem ludzkości? nowa religia, kult?

Nie, po prostu gdy to piszę, mam ochotę na truskawki.

 

 

 

One thought on “Truskawkowy kaduceusz

Dodaj komentarz

Top