Jesteś tutaj
Home > MyBlog > Przemyślenia > Takie tam ple ple

Takie tam ple ple

Skoczyłem wczoraj na obiad do rodziców, jako syn marnotrawny probujący załatać odwieczną, swoją własną, prywatną dziurę budżetową.

Rybka pieczona z chrzanem, ziemniaczki z masełkiem, surówka. Tu nie ma przebacz. Po obiedzie siedzę w fotelu i wzdychając, z błogim uśmiechem na twarzy oglądam telewizję. Ja u siebie nie mam telewizji, a raczej mam, ale po tym przeniesieniu anteny z Pałacu kultury do jakiejś zabitej dechami wiochy (a już mówią że ma wrócić, dziesiątki tysięcy ludzi zaczęło wykupywać kablówkę po stracie sygnału, przekręt jakiś jak nic) śnieży mi obraz. To już wolę sobie popatrzeć w okno, tam też śnieży tylko obraz ostrzejszy, a i cali znacznie więcej. Pełne Full HD 3D kochani.

Jak wpadam do domu, jestem tak głodny że jadąc windą na górę, mam ochotę wbić się zębami w poręcz. Jestem wtedy taki agresywny i zdeterminowany, rzucam się zawsze na obiad jak zwierzę, a mama mówi że jem jak świnka. A po obiedzie odczuwam nieziemską satysfakcję która objawia się lekkim pojękiwaniem, i chrumkaniem. Jest mi wtedy naprawdę błogo 🙂

No i właśnie tak siedzę z rodzicami, i sobie gadamy o tym koszu co to ostatnio dostałem. Mama mówi że jestem fajny chłopak i żebym się nie przejmował, a tata że jestem ciapa bo za szybko zrezygnowałem, że powinienem trochę powalczyć o względy dziewczyny która mi się podoba. Ja na to mówię że jak dziewczyna słyszy że nie mam pracy, to od razu jej gaśnie cały entuzjazm. Na to mama (w młodości laska na maxa, nawet teraz bardzo atrakcyjna jak na swój wiek) że ojciec też był obibokiem, hulaką a tak zwodził, oszukiwał i obiecywał złote góry że w końcu wyszła za niego.

Tata obleśnie zarechotał, a mama z miłością w oczach. nieporadnie udając gniew rzuca się by udać uderzenie ścierką, a tata udaje że się boi. Do akcji włącza się kicek wchodząc między walczących z wysoko, dumnie podniesionym ogonem. Chce by ją za ten ogon pociągnąć, inaczej nie zaśnie. Tak wytrenowałem Hanię że to uwielbia, mięsień przy ogonie ma jak pięść 🙂 spróbujcie Państwo pociągnąć kota za ogon – od razu przygotujcie wodę utlenioną i jodynę.

Leżę na łóżku, i mama krzyczy że mam obrzydliwą dziurę w skarpetce. No to jej mówię, ze to dobrze bo wietrzy się stopa, a mama że to tak nie może być, że nie mogę tak chodzić i wstyd rodzinie przynosić. I przyniosła mi nową paczkę skarpetek. Masz, mówi. Teraz żadna dziewczyna Ci nie odmówi synku, koniec z koszami. Rechoczemy znacząco z tatą. No tak, wujkowie się wygadali po pijanemu co tata wyprawiał w młodości. Na studiach tylko imprezy, spirytus i dziewczyny, i ukończył studia jako inżynier z jedną z najlepszych lokat. Mógł wybrać karierę akademicką, ale wolał projektować i nadzorować duże inwestycje. Czasem myślę, matka talenty w ekonomii, ojciec wybitny matematyk i fizyk, oboje bardzo przystojni w młodości i teraz nawet, a ja z matematyki nic nie rozumiem, jestem ciut przystojniejszy od diabła, gdzie te geny się podziały do jasnej cholery?

No ale wróćmy do Hani. Jej wielkie zielone oczka wpatrują się z wielkim natężeniem kolejno w każdą osobę, i piszczy. Pozwala się głaskać. Chce jeść. A jak nie chce jeść? to ma mnie w du… no cóż, prawdziwą kobietą jest. Najbardziej lubimy ją karmić, rodzice zasiali taką specjalna trawę, i kocisko kompletnie oszalało dla niej. Lubię brać jedną trawkę, i karmić mojego gamonia. Hania ma zęby do rozrywania mięsa, a do trawy trzeba mieć zęby które miażdzą, jak krowa. Więc prześlicznie to wygląda jak krzywi się chcąc pogryźć trawkę, bierze na boki paszczę, i nieporadnie sapie, sfrustrowana.

Czasem podnoszę trawkę, i zmuszam laskę do akrobacji i stawania na łapach. Czasem się udaje, ale przeważnie się obraża i muszę ją przepraszać. Skąd ona ma taki charakter? chyba nie po mnie? 🙂 raz na tydzień musimy jej robić kroplówkę z soli fizjologicznej. Niunia ma mocznicę i jej nerki nie pracują tak jak powinny. Miała wyrok śmierci wydany, ciągle wymiotowała i mdlała, na przykład szła sobie po pokoju i nagle lup, bokiem na ziemię. Pani weterynarz powiedziała że trzeba ją uśpić, bo nie ma najmniejszych szans na przeżycie w jej wieku (ma 18 lat). Szykowałem się już na jej koniec, i było mi cholernie przykro. Co by nie mówić, 18 lat z kotem się bawiłem, spałem, jak było źle to fajnie było się przytulić i posluchać miarowego mruczenia bestii.

To już nie kot, a członek rodziny niemalże. Przyszykowałem szpadel, czarny worek i leki uspokajające, bo to ja miałem ją uśpić, a potem chciałem zakopać na Żoliborzu w pewnym ładnym miejscu. Z szacunkiem dla jej ciałka bo to jej ciałko było przy mnie tyle lat, i sram na to co sobie ktoś o tym pomyśli. I taka dziwna sprawa, że ja nie wiedziałem jak dam radę być przy niej przy uśpieniu. Wieźć ją żeby umierała w smrodzie innych zwierząt u weterynarza, przestraszona, nie u siebie? tak jej odpłacić za te wszystkie lata?

Wziąłbym środek, zastrzyk umiem robić podskórny, i chcialem to zrobić tak że rodzice wyjdą z domu na parę godzin, (starzy są, nie chcę żeby mieli takie emocje i przeżycia pod koniec życia) pozegnają się z nią, a ja z nią poleżę, pobawię, pożegnam się, i dam jej zastrzyk a zaśnie w moich ramionach, bezpieczna i zadowolona. Tylko nie wiem jak bym dojechał później na ten Żoliborz, bo bym płakał jak bóbr. Na samą myśl o tym co mnie czeka,

Ale dwa dni przed datą wyroku, powiedzialem sobie. Maruś, jakże to, czy naprawdę weterynarz decyduje o życiu i śmierci? czy świat jest tylko bezduszną maszyną? o nie, to nie świat będzie decydował o moich sprawach. W akcie desperacji zrobiłem to czego od lat uczyłem moich czytelników, i….

I zszokowana Pani weterynarz nie mogła uwierzyć w wyniki badań krwi. Tak, kot się uleczył z nieuleczalnej choroby. Teraz raz na tydzien podskórna kroplówka, bezbolesna, i kot śmiga jak nowy. Tak, coś mam w dłoniach nienaturalnego, ewidentnie 🙂

Ostatnio gram na gitarze. Oszalałem, i pokochałem to. Najbardziej lubię się zamknąć w toalecie. Tu mi ciągle ktoś na gg pisze, tu smski przychodzą, z nawiewu jak nie walnie smrodem bigosu albo kotletami, czy sąsiadka wrzeszczy na dziecko, albo pies szczeka, nie mam spokoju. W toalecie mi najlepiej skryć się przed światem i ćwiczyć. Dawni mnisi uciekali do jaskiń w góry, nowocześni mnisi uciekają do toalety. Taki jest los mistrza, pożałowania godny los. No ale cóż począć.

A blog? zero odzewu z onetu w sprawie awarii. Nic, czekam nadal.

 

 

 

3 thoughts on “Takie tam ple ple

  1. Cale szczescie, ze kotka zyje i ma sie dobrze. Zwierze jest czesto o wiele lepsze od czlowieka i nie rozumie jak mozna nie kochac zwierzat.
    Ja mam psiunkie, gdy miala wykonywany zabieg, mimo ze próbowalam to przezyc z zimna krwia i na spokojnie to w srodku az czulam jak wrze… Okropne stracic takiego przyjaciela.

Skomentuj Mistrz Anuluj pisanie odpowiedzi

Top