Jesteś tutaj
Home > MyBlog > Przemyślenia > „Ostatni rozdział”

„Ostatni rozdział”

 

 

 

Ileż można pisać o samoocenie, psychologii, umyśle ludzkim i ego? czasami mam dość. Dlatego dziś krótkie opowiadanko napisane na luzie, by paluszki nie zardzewiały. Mam nadzieję że będą się Państwo przez tę minutkę czy dwie, fajnie bawili. Jeśli tego zapragniecie, mam na ukończeniu następny odcinek serialu Dr Miłość. Bardzo drastyczny, ostry, tak jak lubię. Dr Miłość się z nikim nie cacka. Życzę miłego dnia, a raczej już wieczoru, i zapraszam serdecznie do lektury.

 

 

 

Nazywam się Marek. Mam skończoną czterdziechę na karku (i ani jednego siwego włosa). Jestem pisarzem, ponoć jednym z najlepszych. Pewnie znacie moją pyzatą, okrągłą twarz z New York Timesa, czy telewizji. Tak, ten gość który tak zajebiście opowiada o pozytywnym myśleniu to ja. Wiecie co mnie kręci? gdy patrzę w lustro, widzę paszteta, a tu proszę, sławny i bogaty, zapraszają na salony, żyć nie umierać. Moje książki stają się bestsellerami zanim zacznę je pisać, w sumie nie wiem dlaczego tak się dzieje. Uważam że jest wielu znacznie ode mnie lepszych pisarzy, ale gdy tak mówię, uważają mnie za fałszywie skromnego. W sumie to nie lubię pisać, ale nic innego nie umiałem, cieszyło mnie tylko że komuś mogłem pomóc, to jedyna satysfakcja w pisaniu. Reszta to żmudna praca i katorga, której nie widzą śledzący mnie dzień i noc paparazzi.Te chciwe skunksy interesuje tylko to, z kim zerwałem, albo co nabroiłem. No cóż, zdarza się od czasu do czasu.

 

Po wielu latach życia w nędzy, chorobie i upokorzeniach, kiedy już myślałem że dałem dupy na całej linii, sukces przyszedł niespodziewanie, jak mawiał mój kumpel „miłość i sraczka, przychodzą znienacka”.  Nie ukrywam że chcąc sobie odbić ponure lata młodości, troszkę zabalowałem. Najlepsze dziewczyny, najlepsze imprezy z fajnymi ludźmi, udało się zwiedzić trochę świata, jeden z moich czytelników i przyjaciół miał własny samolot, więc z grupką przyjaciół imprezowaliśmy na ziemi i w powietrzu, a kilka razy skacząc ze spadochronami. Wymiotowaliście kiedyś nosem dwa kilometry nad ziemią żołądkową gorzką? coś niesamowitego. To było naprawdę fajne życie, jachty, weekendy w Alpach, dancingi, najładniejsze dziewczyny. Codziennie inna, brunetki, rude, blondynki, nie przepuściłem żadnej swojej fance, nawet łyse mogły liczyć u mnie na coś więcej niż autograf. Żadne tam telenowele i romantyczne bzdury, spódnica w górę i jechałem. Romantyczny to ja jestem w swoich bestsellerach, w realu mi nie wychodzi.

Na swoje 40 urodziny, przyjaciele kupili mi wyścigowe auto (i dmuchaną lalę, ale wolę nie kontynuować tego tematu). Na poprzednie zrobili mi kawał, i piękna tancerka którą mi zamówili, okazała się być w bardzo ważnym dla mnie momencie facetem. Nie mam im tego za złe, ja ich po pijaku zamknąłem na całą noc w chlewiku ze świnkami, oj dały im w kość. Takie to było fajne życie, dowcipy, kąśliwości, zabawa, wszystko na luzie i serdecznie. Poza pracą, pędziłem życie próżniaka i otyłego playboya. Ale wróćmy do samochodu, to jest najważniejsze w tej historii.

Do tej pory nie wiem jak to się stało. Siedziałem w swoim prezencie urodzinowym (w kieszeni auta był różowy wibrator, kolejny dowcip kumpli) cichutko skrzypiała skóra, a przez chaos myśli przebijała bezbrzeżna radość z nowego sportowego wózka. Zawsze marzyłem o takim aucie, 750 koni, dwusprzęgłowa skrzynia, zero pieprzenia i dyrdymałów, czysta, prymitywna i brutalna maszyna, nieco ułagodzona przez systemy bezpieczeństwa, wspomaganie niemal każdego mechanizmu. Mimo tej całej otoczki, komputerów i radarów, sercem które biło znacznie przyjemniej (i szybciej) od mojego własnego, był zwierzęcy, nieufny jak kobra motor, świątynia pychy wzniesiona na cześć mechanicznej Boskości, idealnej symetrii mocy i momentu obrotowego. Potężny i bezkompromisowy, barbarzyńca szos, dominator który uznaje tylko absolutną uległość innych aut, król pogardy której nie szczędzi wszystkim słabszym od siebie.

Ta przepiękna, pełna głębokich uczuć cisza, kilka głębokich oddechów, gęsia skórka na całym ciele; lekko drżąca dłoń, którą przekręcam kluczyk w stacyjce; i oto następuje…

 

                                  Przebudzenie

 

To było jak głębokie zrozumienie w medytacji, chwila tuż przed orgazmem z piękną aktorką najpopularniejszej Polskiej telenoweli (miała fantastycznie ciasną cipkę, lepszą nawet od córki premiera tego dzikiego kraju, nie chwaląc się zbytnio, przeleciałem wszelkie potomstwo płci żeńskiej naszego, pożal się Panie Boże, establishmentu), szczytowy moment burzy obserwowanej z bezpiecznego miejsca wysoko w górach; magiczne przebudzenie elektryczną iskrą Istoty, która być może, nigdy nie powinna być budzona z głębokiego, przeklętego snu…

Jej basowy, niebezpiecznie cichy ale w jakiś subtelny sposób wściekły warkot, kojarzył mi się z brutalnym, pożądliwym mordercą który z rozkoszą czeka na chwilę, gdy będzie mógł nacisnąć spust karabinu snajperskiego, którego podkalibrowy pocisk rozszarpie na krwawe strzępy głowę sprzedajnego POlityka. Ubrana w podniecające setki koni Pięknotka czekała, cierpliwie, a ja nie zamierzałem dać jej kosza. Agresywny ryk turbosprężarek garrett, wkręcający się na obroty dziki motor niemal wyrwał mi płuca z klatki piersiowej, wątroba zaczęła nerwowo pulsować; ruszyłem na ostro pustą akurat ulicą, licznik prędkości oszalał, wskazówka obrotomierza momentalnie wbiła się w czerwone pole. Gwałtowne przyśpieszenie wgniotło mnie bezlitośnie w wygodny, skórzany kubełkowy fotel, to było jak uderzenie boksera cieżkiej dywizji, po którym moja głowa niemal zmiażdzyła zagłówek. Dłonie momentalnie zaczęły mi się pocić, ale inżynierowie tego monstrum znali reakcje układu nerwowego kierowcy bestii, więc kierownica była niewrażliwa na cieknący z mych porów pot, pełen strachu i przerażenia. Potworny warkot silnika i gwizd turbosprężarek, sprawiły że zostałem rozstrzelany endorfinami. Błoga rozkosz, podniecenie i radość (a także sporo ekstatycznego strachu) rozlało się w moim brzuchu jak pęknięta tama Chińskiej zapory wodnej. Dwusprzęgłowy automat pracował niedostrzegalnie dla mnie, komputer przewidywał moje najdrobniejsze wahania nastroju, starając się za wszelką cenę sprawić mi przyjemność, dogodzić mi.

Z wielkim trudem opanowałem się, jeżdżąc kiepskimi drogami. Cały dygotałem, wiedząc że za chwilę wyjadę na Polską, jednopasmową autostradę, prowadząc spokojnie, chociaż Bóg mi świadkiem, pedał gazu parzył mnie w stopę, oferując zbawienie od dręczącego mnie bólu istnienia, dostępne poprzez wciśnięcie gazu do oporu. Walczyłem z całych sił z ciemnymi mocami, które, dobrze to wiedziałem, wygrają ze mną już za chwilę. Cieszyłem się na tę myśl, dygotałem na myśl o rozkoszach które na mnie czekają, byłem podniecająco bezbronny wobec przyszłości, która malowała się w ciekawych barwach.

Każda sekunda trwała tyle co wieczność. Każda sekunda wypalała we mnie ból oczekiwania niewypowiedzianym znamieniem mego serca. Ale zbliżałem się do wielkiej rozkoszy, z każdą chwilą byłem coraz bliżej zbawienia, w coraz głębszym transie. Zazdrosne, pełne podziwu spojrzenia którymi obdarzali nasz basowo ryczący duet ludzie w innych autach, nie robił na mnie żadnego wrażenia. Wchodziłem coraz głębiej w głąb siebie, a moja świadomość i uwaga ograniczały się tylko do ryku silnika i kierowaniu kilkusetkonną bestią.

Stało się, znalazłem się na autostradzie. Mój układ hormonalny kompletnie oszalał, adrenalina tryskała we mnie, jak wspomagane pompkami i viagrą penisy gwiazdorów porno. Przede mną w różnych odległościach kilkanaście aut. Nie mogłem, i nie chciałem dłużej wytrzymać. Wcisnąłem pedał gazu do oporu, a moje uszy zalała najczystsza muzka jaka może istnieć we wszechświecie, pełna brutalnej furii, agresji i żądzy walki, bezwzględnie łamiąca i miażdżąca każdy opór jaki napotka na swej ścieżce. Całe moje ciało zostało poddane obezwładniającym siłom, poczułem się jakby sam Fedor wziął moją szyję w nelsona. Zabrakło mi oddechu, coś wrzasnąłem, nie wiem co gdyż wzbijające się w crescendo orgii oszałamiający ryk silnika i turbosprężarek zagłuszył wszystko, łącznie z moimi myślami. Mój penis nabrzmiał tak potężnie, że bałem się czy silikon nie eksploduje.(a co, Pan Sławny Pisarz fundnął sobie operacyjkę powiększenia tego i owego)

Wszystko przed sobą zacząłem widzieć w czerwieni, jakby w tunelu, stałem się jak lew który wypatrzył rogaciznę na sawannie, i nie musi się już skradać; teraz wystarczy dopaść ofiarę, i w furii rozerwać ją na strzępy, chłonąć z uwielbieniem kwik i wrzaski mordowanej ofiary, wdychając narkotyczne opary świeżej krwi i parujących wnętrzności; wyprzedzałem i mijałem moje ofiary, motoryzacyjne koziołki i owieczki, a cała moja istota krzyczała z archaicznej, zwierzęcej bezradności wobec poczucia siły, potęgi, mocy która wzięła we władanie moje stukilowe ciałko. Oto przede mną skoda fabia (rejestracja: SławekCWLE) i siedzący w niej niski, otyły jegomość (dorodnymi rogami rysujący plastikową tapicerkę dachową) z twarzy i łapek kurczowo zaciśniętych na kierownicy przypominający jako żywo chomika; gdy go minąłem śmiejąc się z niego, starszy Pan – chomiczek cały czerwony z oburzenia zaczął coś wrzeszczeć, nie wiem co, zresztą po chwili zniknął mi z oczu w lusterku wstecznym i zapomniałem o swojej kolejnej ofierze, którą złożyłem na ołtarzu własnego samozadowolenia.

W jednej z chwil, w nagłym przebłysku olśnienia gdy spojrzałem na wirujące wskazówki zegarów, musnąłem lekko, pieszczotliwie dłonią, obciągnięty skórą lewarek skrzyni biegów, zrozumiałem że się zakochałem. Była to miłość jedyna w swoim rodzaju, namiętna, zazdrosna, zaborcza i pożądliwa. Pierwszy raz w życiu kochałem, z całego serca. W moim sercu rozpłynęła się czekoladowa słodycz, zerknąłem z pożądaniem i uwielbieniem we wsteczne lusterko, dotykałem delikatnej skóry którą pokryte były fotele, delikatnie musnąłem wargami kierownicę, smakując ją językiem w stylu Francuskim, libertyńskim. Zapragnąłem wejść na mój samochód, przytulić się do niego, objąć go, zapytać czy ma jakieś troski, problemy? porozmawiać o uczuciach. Obiecałem sobie że zrzucę nadwagę, zapiszę na siłownię, zadbam o siebie, zaczniemy nowe życie z dala od ludzi i będziemy szczęśliwi. Byłem bogaty, stać mnie na tak wybredną i kosztowną małżonkę: z rozkoszą zalewałbym jej codziennie baczek pistolecikiem, tryskałbym w mą ukochaną najlepszej jakości etylinką.

Ostatnie co pamiętam, to że czule głaskałem tapicerkę drzwi, mrucząc zachęcająco, coś szeptałem. Jak mawia mój kumpel, przepraszam – jak mawiał, gdyż nigdy go już nie usłyszę własnymi uszami „laksigen, przeczyszcza łagodnie, nie budząc ze snu”. Nagle zauważyłem bardzo krótki błysk który objął mnie całego, i zapadła kurtyna ciemności.  Minęła chwila ciszy, nieistnienia, po czym zszokowany zauważyłem że unoszę się nad pobojowiskiem, które stanowiło owinięty o drzewo ukochany samochód, a ciało któremu tak ostatnio folgowałem, nie jest w najlepszym stanie. Szczerze mówiąc, ciała nie było w jednym kawałku, wszystko się artystycznie rzecz ujmując, nieestetycznie porozchlapywało. Głowa z wbitym w usta wibratorem, wleciała w pole kapusty, stając wraz z innymi główkami w karnym rządku. Wyglądało to tak, jakbym palił różowe cygaro. Wibrator się uruchomił, i wibrował wprawiając głowę w drgawki; spowodowały one że powieki się otwierały i zamykały a z ust wypełzł sino fioletowy, obrzmiały język. Jeden z policjantów którzy przybyli na miejsce wypadku (dwóch zemdlało, jeden wymiotował) nakręcił film komórką i wysłał szybko na fejsika żeby zaszokować swoich 987 znajomych. Krótko mówiąc i nie wdając się w szczegóły, stałem się hitem wszechczasów na Youtube i masa ludzi nosiła koszulki z moim pośmiertnym zdjęciem. Co to dużo gadać, nie wyszedłem na nim olśniewająco.

Wszystko dalej potoczyło się zwykłym, odwiecznym trybem. Widziałem swój pogrzeb, płaczących ludzi; zbudowali mi grobowiec w który złożyli to co zdołali pozbierać z drogi i lasu; poszaleli, po co? halo! mnie tam nie ma! z rozbawieniem obserwowałem kłótnię bliskich w gabinecie notariusza. Cały majątek zapisałem swojemu kotu, którego wszyscy szczerze nie znosili, uważając że jest złośliwa (no cóż, trochę racji w tym jest) teraz wszyscy się ze sobą pobili o prawo opieki nad kotem.  Moje ciało pogrzebane, rozpacz w sercach rozpłynie się jak dym z dogasającego ogniska. A ja tego styczniowego, pięknego dnia, zapisuję ostatni rozdział powieści mojego życia w porannej mgle rozpraszanej przez podmuchy chłodnego wiatru, w tle skąpego słońca zatopionej. Jestem taki spokojny, taki szczęśliwy, wolny. Widzę jak przychodzą po mnie Przyjaciele, otwiera się wielki, świetlisty tunel. Ileż ich jest, wszyscy mnie pełni radości wołają, nawołują, czuję jaka rozkosz i zabawa tam na mnie czeka, pełno miłości, przyjaźni, ciepła, słodycz wypełnia mnie całego. To wspaniałe, tak bardzo że nie wiem jak to napisać. Zresztą, czy uwierzylibyście mi? Żegnajcie moi przyjaciele i wrogowie, było wspaniale z wami żyć, uczyć się wzajemnie siebie.

 

 

20 thoughts on “„Ostatni rozdział”

  1. Ileż można czytać o samoocenie, psychologii, umyśle ludzkim i ego?
    W Twoim wydaniu? Bez końca… 🙂
    Szkoda, że już kończysz z tym, bardzo lubiłam Twoje artykuły o tej tematyce. Ale z drugiej strony ciekawie jest obserwować, jak dojrzewasz, jako twórca. Pozdrawiam!

  2. rewelacja te opisy,czułam wszystko co opisałeś tak plastycznie ❗ tylko koniec jakiś taki smutny.przygnębił mnie.wszystko jest takie jakieś śmieszn pokrętne cyniczne śmiać mi się chce 😆

  3. Mistrzu Twoje prześmiewcze teksty. W sumie fajnie zobaczyć Cię w innym świecie, takim do którego wiele osób wzdycha, tylko nie mają odwagi tego wyrazić. To o pierwszej części opowiadania.
    Dalej to coś tak makabrycznego w tak dalece luzackim tonie, że mieszają się wszystkie emocje.
    Chciałeś zaszokować 😯 , no to kolejny raz trafienie.
    Jednak wolę Twoje fakty niż fikcję, mam nadzieję, że jeszcze nie raz wrócisz na dawne tory.
    Ujrzenie siebie ponad przeżyty SZAŁ („namalowałeś” go zbyt realistycznie) , jest z odrobiną nadziei:
    [quote=Mistrz]Jestem taki spokojny, taki szczęśliwy, wolny. Widzę jak przychodzą po mnie Przyjaciele, otwiera się wielki, świetlisty tunel. Ileż ich jest, wszyscy mnie pełni radości wołają, nawołują, czuję jaka rozkosz i zabawa tam na mnie czeka, pełno miłości, wypełnia mnie całego. To wspaniałe, tak bardzo że nie wiem jak to napisać. Zresztą, czy uwierzylibyście mi?[/quote]
    Dlaczego odrobiną, ponieważ chciałoby się zobaczyć ten Świat, bez owego SZAŁU i bez rozstań.
    Ale wyobraźnię i lekkie pióro by ją przekazać, to na pewno nie można Ci odmówić.
    Aż się boję serialu Dr Miłość.

  4. Dziękuję i śpieszę pocieszyć – nie kończę z nimi, a opowiadanko to takie małe hobby. Wiem że piszę gnioty, i sprawdzam się dobrze tylko w pisaniu na poważniejsze tematy, ale lubię coś skrobnąć niezwiązanego z samooceną itd.

    Wstydziłem się to zamieszczać, ale w końcu się przełamałem, paru osobom się spodobało (sado maso? 🙂 ) więc wrzuciłem i to. Teraz tylko dokończę Dr Miłość, i wracam do starej roli, w której czuję się bardzo pewnie.

    Buźka 🙂

  5. Ten Sławek to Cię kiedyś wykończy naprawdę. Widzisz….. tylko umieściłeś go w opowiadaniu i miałeś wypadek.
    Pamiętaj, że tacy ludzie nie lubią jak ich się wyprzedza, krócej stoi w kolejce po kapustę, ma się więcej czytelników itd. 😀

    Sławku będę się modlił za Ciebie, byś nawrócił się i był dobry dla naszego Mistrza. Chciałbym Sławku też żebyś miał o jednego czytelnika więcej od Mistrza i był grzeczny. Niestety Sławku, nie mogę Cię przeczytać, bo nikt tu z obecnych nie chce mi powiedzieć gdzie mogę Cię znaleźć (chyba boją się, że poznam prawdę i w sumie jesteś fajnym facetem i przejdę na jasną stronę mocy). Wiem tylko, że podobno jesteś naukowcem. Sławku 😀 jeśli mnie czytasz teraz, daj jakiś namiar na Siebie, chciałbym sam Cie poznać, bo oni tu mówią różne rzeczy o Tobie, że jesteś niegrzeczny i takie tam inne.

  6. No na dalsze losy dr Miłość to ja na pewno tu wpadnę Miśku 😀
    Ps. Szukam tłumaczenia tego kawałka
    jeśli ktoś ma, lub jest w stanie przetłumaczyć to będę wdzięczna za wrzucenie /oczywiście jeśli nasz [b]miłościwie panujący[/b] zezwoli/ 🙂
    Wumpscut- Capital Punishment
    [url]http://solvana.wrzuta.pl/audio/2OAO87Fyhlb/capital_punishment[/url]

  7. Kto wie, może Twoja modlitwa zadziała, i Sławek zostanie moim wiernym i oddanym czytelnikiem? niezbadane są wyroki Boskie :))

  8. Mnie się marzy hyundai I30, ale z braku laku, takie coś mogłoby być [url]http://otomoto.pl/hyundai-accent-hatchback-klima-alufelgi-C19385233.html[/url]

    Tylko ten środek jakiś taki brzydki, ale auta nie do zajechania podobno. Silnik by mi styknął do wyprzedzania.

  9. Niezłe, ale rozśmieszyła mnie w sumie tylko scena w klopie. Natomiast inny odcinek Dankana [url]http://www.youtube.com/watch?v=GviqsQBsymc&feature=related[/url] rozjebał mnie teraz normalnie bez kitu :))))) szczególnie ten łowca cipek :)))

  10. Witam wszystkich, zwłaszcza autora tekstów:),
    właśnie wyskoczyłam z garnka jak wspomniana w którymś z artykułow żaba:) bywa, a wydawało mi się, ze taka mąąądra jestem:), że drugi raz już nie będę wyskakiwała:)- heh, człowiek głupi sie rodzi itd…
    Dzięki za super teksty Mistrzu, wpadam tu od jakiegoś czasu po naukę i po relaks:)

  11. [quote]”Właściwa ocena sytuacji jest wynikiem doświadczenia, a doświadczenie jest często wynikiem niewłaściwej oceny sytuacji.”
    – Rita Mae Brown
    „Good judgment comes from experience, and often
    experience comes from bad judgment.”[/quote]

Dodaj komentarz

Top