Jestem w ogrodzie, zdejmuję ciuchy, zostaję tak jak Pan Bóg mnie stworzył, plus dzieło rąk ludzkich; dokładniej rzecz ujmując Chińskich dłoni, mocno wypchane organem decyzyjnym slipy. Chodzę na bosaka po gęstej trawie, zwracam grzbiet ku słońcu i jego delikatnym, parzącym pieszczotom; miziamy się czule, namiętnie. I tak sobie chodzę, skąpany w