Jesteś tutaj
Home > MyBlog > Przemyślenia > Gdy się przebudzisz ze snu…

Gdy się przebudzisz ze snu…

 

 

 

„Jakby człowiek się duchowo przebudził, można by się wreszcie porządnie najebać driniami i użyźnić zatoki białym puchem – przebudzony nie będzie miał przecież kaca ani srakena. Można by też konkretnie poruchać, w końcu przebudzony nie złapie kiły od świni na dysce i ma monstrualne branie; najlepsze świnie się od razu podkładają przebudzonemu, którego otacza aura absolutu i zaufania.”

 

To były oczywiście męskie, wulgarne żarty, ale ukazujące przeciętny sposób myślenia człowieka o duchowości, przebudzeniu. W przedostatnim felietonie pisałem Państwu że kiedyś brałem tramal, oraz miałem wzniosłe uczucia po szpitalnej narkozie – czy masz takie doświadczenie, że było Ci naprawdę dobrze? ciało wibruje przyjemnością, nawet paznokcie sprawiają głęboką radość, a z każdej komórki ciała płynie do Ciebie radosny hip hop z pozytywnym przekazem. Amfetamina powoduje przyjemne pobudzenie, czujesz że masz w sobie powera, gadasz bez opamiętania, nic nie jesz, lubisz biegać gdyż nie czujesz zmęczenia. Nad tramalem (w sensie lepszego haju) stoi głęboka medytacja, czujesz mniej więcej to samo ale znacznie mocniej, problemem jest tylko fakt, że stan ten trwa dość krótko, i żeby go wywołać, trzeba dużo ćwiczyć. Takie ćwiczenia dla ludzi z nerwicą, to jak Mount Everest dla grubaska czy piękna kobieta dla bezrobotnego. Wystarczy jedna negatywna myśl gdy jesteś nieuważny, i piękne doznania znikają, zastąpione przez nerwowe wspominanie upokorzenia z przeszłosci. Ciało momentalnie reaguje wyjściem z tego pięknego stanu i przechodzi w tryb rozdrażnienia. Narkotyk jest z pozoru łatwiejszym wyjściem – zero dyscypliny, pracy, zdobywania wiedzy; łykasz tabsa czy zapalasz faję, i już jest dobrze, znikają lęki, wariacko uśmiechnięte chmury zakrywają Twój kłujący ból. Po paru latach można porównać te dwie praktyki. Poszukiwacz łatwych doznań to przeważnie wrak człowieka, na dnie; ten który włożył w siebie trochę pracy, promienieje spokojem, zdrowiem, dobrym samopoczuciem.

 

Fakty, oczywiste oczywistości – tak banalnie proste, że nikt zdaje się ich nie dostrzegać:

 

Kiedy wypełnia Cię tylko przyjemność, jesteś przyjemny dla innych. Kiedy wypełnia Cię strach, jesteś lękliwy i nienormalnie uległy, defensywny; albo też agresywny i waleczny.

 

Kiedy Cię boli, chcesz zlikwidować ból. Proste!

 

Kiedy Cię w środku boli (poczucie winy, strach, poczucie że jesteś niechciany w pracy czy szkole, że Cię nie lubią, zazdrość, bolesne odrzucenie czy zdrada) chcesz zniweczyć ten dyskomfort. Dokładnie tak samo gdy boli Cię kolano – łykasz procha. Ale ibuprom nie pomoże na ból w środku Ciebie, więc od wczesnego dzieciństwa obserwujesz pilnie innych ludzi, ucząc się od nich jak oni radzą sobie z problemami. A ludzie radzą sobie tylko w dwa sposoby:

 

1. Nałogi. Jak zajarasz fajka, spada Ci „ciśnienie” (oczywiście te psychiczne, bo cielesne wzrasta natychmiast od kurczących się od trucizny naczyń krwionośnych) wyluzowujesz, tak Ci się wydaje. Alkohol który zatruwając Cię, zamraczając, daje na jakiś czas zapomnienie od bólu, podobnie narkotyki które oddalają Cię na chwilę od Twojego bólu, przykrywają go. Seks, wzbudzanie silnego napięcia i stresu, momentalne rozładowanie długotrwałego napięcia dające efekt euforii. Im więcej napięcia i szybsze rozładowanie, tym większa, bardziej elektryzująca przyjemność, to działa jak wahadło, im mocniej zainwestujesz siły w jego pchnięcie, tym mocniej powróci. Tylko dlaczego często płaczesz, albo masz silnego „doła” po orgaźmie? ulga odsłania Twoją duchową nędzę – ego. I widzisz to, czujesz. Dlatego lecisz jak ćma do światła, by zaznać więcej emocji, działać, narzekać, wszystko byle tylko nie zetknąć się z tym bagnem które masz w sobie. A bez tej konfrontacji, nie ma dalszej drogi. Żeby ominąć przeszkodę, musisz najpierw ją zobaczyć. Gdy nie chcesz widzieć, uderzysz w nią. Mistrzowie seksu tantrycznego, kochają się nie osiągając orgazmu. Nie narasta w nich stresowe napięcie, są od niego wolni. Kochają się dla bliskości, orgazm nie jest im potrzebny ponieważ nie ma napięcia które można gwałtownie uwolnić. Takie kochanie się, bez kompulsywnych ruchów, chęci wyładowania się, odstresowania, czy nawet zemszczenia się albo ukazania swojej przewagi nad drugą stroną (uzależnia się od rozkoszy którą jej dajesz, więc możesz nią manipulować) jest błogością. To najwyższa szkoła jazdy, wielka nagroda dla tych, co nie idą w życiu za tlumem a za głosem swojego serca; dla tych, którzy nie wierzą w autorytety tłumaczące im i opisujace ich rzeczywistość. Seks… jaki jest?

Babcia miała sklerozę, a przed pójściem do kościoła rozwiązywała krzyżówki, i pyta wnuczka co to jest seks. Wnuczek zmieszany, zawstydzony, odpowiada więc dyplomatycznie – sex to jest wtedy, jak się zje ogórków i wypije butelkę zimnego mleka. Zaciekawiona babcia więc to zrobiła, i udała się na mszę do kościoła. Po drodze tak ją przycisnęło że musiała skoczyć pilnie do rowu. Za chwilę znowu, i wreszcie na placu budowy. Gdy przyszła do kościoła, było już po mszy. Ksiądz się jej pyta dlaczego się spóżniła, skoro zawsze była pierwsza – wszystko przez ten seks proszę księdza. Dwa razy w rowie, raz na budowie, i jeszcze mi się chce!

Seks jest wspaniały. Chyba że autorytet powie Ci inaczej, i zasugeruje że jeśli nie zapłacisz, to za seks pójdziesz na wieczną kaźń. Jaki autorytet, takie życie.

 

2. Projekcja – masz w sobie ból, zamiast więc spróbować się nim zająć, co jest bolesne i wymaga bezwzględnej uczciwości w stosunku do siebie, uznajesz że winny za to jest ktoś z zewnątrz. Swój cel atakujesz z nienawiścią i gniewem, słusznym, świętym, wypełnia Cię niemal duchowe oburzenie, tak to chcesz widzieć, usprawiedliwić się; chwilowa ulga której doświadczasz, to nie zmniejszenie bólu wewnętrznego, to tylko wyładowanie, a te zawsze daje ulgę. Napinasz się, pobudzasz do nienawiści. Gdy zrobiłeś coś złego, napięcie opada, a napięcie jest bardzo nieprzyjemne i stresujące. Ulga więc którą odczuwasz, to nie zmniejszenie bólu wewnątrz, a zwykłe rozładowanie, jak przy seksie. Utożsamiasz ulgę z rozładowania, z tym że mszcząc się na kimś (kto wg. Ciebie jest winny za Twój ból) zrobiłeś „dobrze”. Ale ulga po chwili znika… pojawia się znowu ból, i jeszcze większe napięcie. Płaczesz bo przecież ten ktoś kogo obwiniałeś, miał dać Ci spokój, a teraz znowu Cię męczy.

 

Zamknięte koło zbrodni i szaleństwa, które zawsze napędza nieuczciwość wobec siebie. To się zawsze srogo mści, i w końcu to zrozumiesz, jak nie w tym życiu, to w następnym albo kolejnym. Takim przykładem ludzi którzy się oszukują, są wampiry energetyczne, opisywałem tych nieszczęśników w jednym z felietonów dość dokładnie. Pamięć porażki, upokorzenia, czy pragnienie bycia wielkim kiedy jest się „nisko”, tak bardzo wampira bolą, że ulgę daje tylko zrobienie komuś świństwa, zdenerwowanie go, zeszmacenie. Na poziomie psychologicznym u wampira następuje ulga, gdy pozbywa się napięcia widząc stres i negatywne uczucia u innej osoby, ulga chwilowa; ofiara natomiast odczuwa osłabienie, obniżenie samooceny i chęci do życia. Często także czuje się zbrukana i zraniona, czuje gniew. Na poziomie niewidzialnym, duchowym; astralnym – następuje drenaż energii. Andrzej opisuje to zjawisko jako „krokodyl”, Pan Zeland Vadim, autor transferingu jako „wahadła energetyczne”, a ja Państwu opisywałem to energoinformacyjne zjawisko jako twory. Ta strona przez lata działalności, też posiada swoją istotę w świecie astralnym, zastanawiająco silną jak na ilość ludzi którzy w niej uczestniczą.

 

To jak z lękiem przed pająkami. Boję się ich, budzą we mnie nieprzyjemne odczucia. I zawsze gdy je widzę, mam silne pragnienie ich zabicia. Nie ma pająka, nie ma problemu – tak właśnie się powszechnie myśli. Zabiję sąsiada czy szefa, żonę albo innego z długiej listy wrogów, problem zniknie, ból we mnie zniknie. Ale on nie zniknie, ten lęk jest w Tobie. Gdzie nie pojedziesz, zabierzesz go ze sobą. Czy będziesz w duchowych Himalajach, czy w zabitej dechami dziurze, on będzie tańczyć razem z Tobą. Zabicie pająka nie jest rozwiązaniem. On Ci pomaga – prawdziwy pająk zjada insekty które ludziom szkodzą, życiowy, alegoryczny pająk informuje Cię że idziesz złą ścieżką, a jego narzędziami dydaktycznymi są strach i kąsanie smutku czy przerażenia. Gdyby nie bolesne oparzenie albo ujrzenie jak ktoś jęczy z bólu, nigdy byś nie wiedział że ogień może Cię uszkodzić. Ból i strach, to znaki na autostradzie która wiedzie Cię do nieba. Radość, błogość i rozkosz która czeka tam na Ciebie, jest nieopisywalna ludzkimi słowami. Gdy wkładałem drewno do pieca, po ścianie przebiegł taki wielki pająk, jak mój kciuk, ba! większy. Prawdziwe monstrum. Chciałem zgnieść go nogą, w ostatniej chwili się powstrzymałem. To nie załatwi sprawy, problemem jest mój lęk, nie pająk. Ten niech robi swoją robotę, a ja swoją.

 

Gdy pojawia się przebudzenie, odkrywasz w sobie poczucie błogości. Niezależnie od tego co robisz, czy kopiesz dół, czytasz książkę czy wykłócasz się z przygłupem w urzędzie – czujesz ją w sobie cały czas. W istocie staje się ona Twoim celem numer jeden, a konflikty i kłótnie nie mają na Ciebie wpływu. Nawet w trakcie gorącej awantury, kiedy Twój przeciwnik płonie z gniewu, Ty go nie odczuwasz, ponieważ fale błogości istniejące w Twoim ciele są tak wspaniałe, wieczne… ubliża Ci? klnie? obraża Twoją mamusię i kotka? to jego problem, jego gniew i jego sprawa. To jest w nim, ta furia i strach sprawiająca że tak wrzeszczy, jest jego własnej produkcji, to się  w nim gnieździ i jego kłuje, nie Ciebie. Nie czujesz zupełnie w sobie potrzeby odwetu, obrażenia go, wejścia na jego częstotliwość nadawania. Jest Ci dobrze, przyjemnie, dlaczego masz się zacząć trząść z gniewu jak ten nieszczęśnik? współczujesz mu tylko, życzysz w myślach szczęścia, wyjścia z tego piekła w którym się znajduje, i żyjesz nadal, rozkoszując pięknem otaczającego Cię świata. Nie przejmujesz się, masz na wszystko, jak to teraz mówi młodzież – wyjebane. Ale w sensie pozytywnym, a nie negatywnym, menelskim, któe oznacza siedzenie i sranie pod siebie. I teraz, czy człowiek odczuwający błogość, znacznie silniejszą niż tramal, musi pić wódkę? nie musi, nie ma na to ochoty. Bo i po co pije się wódkę?

 

– chęć popisania się przed innymi, robienie jaj których robić nie wypada na trzeźwo możliwość wyładowania emocjonalnego (płacz, żale, wrzaski, przytulenie do kumpla czy nawet wspólny taniec – które są akceptowane tylko i wyłącznie po alkoholu, a na trzeźwo można dostać za to wpierdol)
– pragnienie zapomnienia o swoim bólu wewnętrznym, poczuciu winy, kompleksach, kłótniach z szefem, żoną, nieśmiałości (niektórzy idą na dziwki tylko po pijaku)
– potrzeba odprężenia się, wyluzowania po całym tygodniu napięcia i stresów, rozładowania się.
– możliwość uzyskania akceptacji swojej grupy towarzyskiej (jestem równy gość, kozak) nabranie odwagi (świadomość że po alko ma się agresa, więc można kogoś stłuc i się wyżyć)

 

Człowiek który doświadczył przebudzenia, nie musi się przed nikim chwalić ani popisywać, dlatego że czuje się świetnie sam ze sobą, uwielbia siebie. Wystarcza mu jego własna akceptacja, nie musi się zatruwać i upadlać by zdobyć ją od innych. Nie ma też potrzeby zapomnienie o bólu, bo go nie odczuwa; czuje tylko błogość, radość. Odpreżać się też nie ma potrzeby, cały czas jest odprężony.

 

A więc nie musi palić, pić ani ćpać. Dziwne? nie wyobrażasz sobie życia bez tych nałogów? Nie potrzebuje tego tak samo, jak Ty nie potrzebujesz się wykastrować. A są przecież tacy, którzy czują wielką tego potrzebę, z różnych względów (przeważnie dlatego, że obiecano im za to po śmierci wysokie „stanowisko” w niebie, więc chcą się zemścić za to że na ziemi byli nikim, chcą się odegrać a ma im to umożliwić rzekomy układ – oni obetną sobie penisa i jądra, a Bóg im za to da wyższe anielskie stanowisko). I ten właśnie człowiek, nie jest w stanie zrozumieć że Ty możesz nie chcieć kastracji. Dlatego widzowie spektakli skopców (wierzyli że za obcięcie jąder będą aniołami po śmierci, a po kastracji pełnej, czyli jądra plus penis, zostaną archaniołami) byli siłą kastrowani. On chce się kastrować, więc jest dla niego oczywistą oczywistością że wszyscy też by chcieli. Ty teraz myślisz że bez fajków i piwka nie ma życia, a ono jak najbardziej jest. Bez smrodu, rzygania, sraczki i wzdychania z bólu brzucha i głowy, często także bez siniaków, podbitych oczu, a czasami ze zdziwieniem wyciągasz po imprezie z tyłka pełną prezerwatywę. Zawsze coś jest poza Twoim światem – nie zamykaj się, wyjdź z więzienia swoich przekonań.

 

Teraz na pewno widzisz, że nikomu nie jest na rękę Twoje przebudzenie. Ani rodzinie która chce mieć woła roboczego, ani państwu które zawsze chce człowieka wydoić z pieniędzy, i wysyłać na swoje wojny, ani kapłanom religijnym, którzy na strachu przed śmiercią zbudowali sobie pałace i są całowani w pierścienie. Wszystkim jest to nie na rękę, oni wszyscy chcą Cię wykorzystać, zeszmacić, zabrać potencjał Boskości który masz w sobie, i zamienić go na, przepraszam, gówno. I w większości im się udało. Nie bądź jednym z wielu. Nie bądź osłem. Bądź wolny, bądź moim czytelnikiem, i hojnym donatorem. W pierścień też nie zaszkodzi pocałować. A za to pójdziesz prościutko prościuteńko do nieba 🙂

 

 

39 thoughts on “Gdy się przebudzisz ze snu…

  1. Komentarz nie związany z tematem, ale nie ma tu w sumie publicznego forum ogólnotematycznego.

    Marek, co sądzisz o ruchach new age?
    Z punktu widzenia duchowego, co sądzisz o tym co głoszą?

  2. Masz rację, ale zauważ proszę, że ja wiele razy pisałem tak bardzo delikatnie o tych sprawach, poczuciu winy wspieranym przez rytuały, obniżaniu samooceny itd. (osoba która to czyta a jest katolikiem, czuła wtedy potworny bunt, nawet to nie przeszło) i nic to nie dało. Wychodzę z założenia że jeśli komuś jest dobrze w tej czy religii to super, to jego sprawa, a ja opisuję jak to wszystko widzę, i jeśli ktoś ma ochotę do tego dołączyć, to zapraszam serdecznie. A jeśli nie ma ochoty, życzę powodzenia na innej ścieżce, może wcale nie najgorszej. Tego wymaga szacunek do ludzi, do ich wolnych wyborów. Mają prawo się mylić, szukać, ja także mam to prawo.

    Twój problem jest iluzoryczny, dlaczego chcesz wytłumaczyć? co Tobą kieruje? musisz sobie sam na to odpowiedzieć. Jaki masz cel?

    A czy nie lepiej by było okazać tej osobie szacunek do jej wartości i przekonań, i robić swoje? spokojnie – z czasem zauważy ten spokój, szacunek, to zwróci jej uwagę. Wtedy ona Cię poprosi o nauki. Zauważ że żaden Mistrz nie naucza sam, to uczeń przychodzi po wiedzę. Taki jest odwieczny sens i cel wiedzy o oświeceniu. Rób swoje, kochaj się, obserwuj by wiedzieć kim i czym jest Twoje ego, i jaki ma na Ciebie wpływ. Nic więcej nie potrzeba. Zaufaj Boskiej iskierce w ludziach i zajmij się sobą.

    Czujesz jaka to zajebista ulga w środku? Ty nie masz misji oświecania ludzi. Twoją misją jest realizacja siebie na wielu poziomach, a inni niech się zajmą sobą. Taka moja rada 🙂

  3. Proszę o wpisywanie nicka, tu regulamin jest [url]https://www.ecoego.pl/index.php?option=com_content&view=article&id=3726:regulamin-i-instrukcja&catid=38[/url] proszę o lekturę.

    Nie wiem, nie wgłębiałem się w to, ale z tego co wiem to zlepek wielu wierzeń, a więc reinkarnacja, ufo i inne sprawy – powiem tak. Jak się w nich czujesz energetycznie, oto jest odpowiedź. Jeśli masz poczucie że chcesz żyć, że jednak w życiu więcej jest radości i przyjemności niż zła, jeśli masz poczucie wyciszenia w sobie, takiego radosnego wyciszenia, to jest to wpływ dobroczynny. Jeśli na odwrót, to mimo słów i masek, jest to energia negatywna, czyli jakiś Twój się chce napaść. Twór ten oczywiście może być nazywany Szatanem, jak się chce.

  4. Mistrzu, czy zetknąłeś się z publikacją Cherie Carter Scott „Jeśli życie jest grą, oto jej reguły”?

    Co do artykułu(/ów), to czasami czuję, że wiem o duchowości dość dużo, czasami, że nic. Dziś wiem dużo i że jestem na dobrej drodze. 🙂

    Pozdrawiam. 🙂

  5. Czuję to Marek, tylko czasem zapominam. Sam wiesz, bywają takie chwile, że człowiek bardzo by chciał, a im bardziej chce tym mniej wychodzi.

    Jest we mnie jakaś cholerna misja zbawiania niektórych ludzi. Ubzdurałem sobie coś i chyba właśnie zdałem sobie z tego sprawę. Niestety czasem zdarza mi się gadać i wymagać od innych za dużo.

    Faktycznie, miałem już tak, że nie naciskałem, po prostu żyłem i pokazywałem, że można inaczej. Czułem wtedy zrozumienie i radość, że mogłem komuś dać trochę więcej spokoju. Później, po zetknięciu się owej osoby ze starymi wzorcami, to co starałem się osiągnąć nagle prysło. Poczułem oczywiście żal i złość. A wystarczyło wyluzować i to przyniosło by o wiele więcej. Albo tak mi się tylko wydaje 😉

    Chyba będę częściej się udzielał, a co mi tam i tak jestem anonimowy. A gdy o sobie piszę więcej zauważam 🙂

  6. A co wy na to 😯

    [url]http://wiadomosci.wp.tv/i,Proba-samobojcza-polskiego-prokuratora-wojskowego,mid,944056,index.html?ticaid=6db5e#m944056[/url]

  7. Braki mojej duchowości znakomicie obnażają relacje damsko-męskie. Zakochać się to dla mnie wpaść w ciągotę do alkoholu i papierosów i odłożyć na bok pewność siebie i poczucie własnej wartości, robić drobne rzeczy w imię uczucia, aby nie stracić kontaktu z drugą osobą. Poczucie straty najsilniej uderza w ego. Najtrudniej pogodzić się z tym, że coś/ktoś nie jest naszą własnością, może wybrać nas, może od nas odejść. Ciężko jest zrozumieć, że w gruncie rzeczy mamy tylko wpływ na to, jacy sami jesteśmy i jakie sygnały wysyłamy otoczeniu.
    Doświadczając różnego typu relacji z mężczyznami widzę, że we mnie jako kobiecie istnieje o wiele więcej, niż zew natury, potrzeba posiadania dziecka. Obecnie ze względu na stan zdrowia nie byłabym w stanie zajść w ciążę, a mam ogromną potrzebę bliskości, chcę czerpać radość z seksu, bycia z drugim człowiekiem. Mam wrażenie, że czasem ważniejsze jest przytulić się i trwać w błogiej ciszy, słuchając nawzajem swoich oddechów, niż wykonywać kompulsywne ruchy. Czuję czasem przebłyski piękna relacji międzyludzkiej, wolnej od wszystkich przyziemnych zmartwień i ambicji. Jesteśmy zdolni do miłości, tylko niestety ograniczeni ciągotami serwowanymi nam przez ego. Gdyby więcej ludzi obserwowało siebie, chociaż obserwowało, czasem zastanowiło się nad życiem, sobą, sensem, może choć trochę osłabiłyby się typowe poglądy na imperatywy kobiece i męskie. Żałuję, że tak wiele dzieli nas od czystej radości poznawania, bez całej tej otoczki „życia codziennego”.

  8. [quote=Mistrz]Masz rację, ale zauważ proszę, że ja wiele razy pisałem tak bardzo delikatnie o tych sprawach, poczuciu winy wspieranym przez rytuały, obniżaniu samooceny itd. (osoba która to czyta a jest katolikiem, czuła wtedy potworny bunt, nawet to nie przeszło) i nic to nie dało. Wychodzę z założenia że jeśli komuś jest dobrze w tej czy religii to super, to jego sprawa, a ja opisuję jak to wszystko widzę, i jeśli ktoś ma ochotę do tego dołączyć, to zapraszam serdecznie. A jeśli nie ma ochoty, życzę powodzenia na innej ścieżce, może wcale nie najgorszej. Tego wymaga szacunek do ludzi, do ich wolnych wyborów. Mają prawo się mylić, szukać, ja także mam to prawo.

    Twój problem jest iluzoryczny, dlaczego chcesz wytłumaczyć? co Tobą kieruje? musisz sobie sam na to odpowiedzieć. Jaki masz cel?

    A czy nie lepiej by było okazać tej osobie szacunek do jej wartości i przekonań, i robić swoje? spokojnie – z czasem zauważy ten spokój, szacunek, to zwróci jej uwagę. Wtedy ona Cię poprosi o nauki. Zauważ że żaden Mistrz nie naucza sam, to uczeń przychodzi po wiedzę. Taki jest odwieczny sens i cel wiedzy o oświeceniu. Rób swoje, kochaj się, obserwuj by wiedzieć kim i czym jest Twoje ego, i jaki ma na Ciebie wpływ. Nic więcej nie potrzeba. Zaufaj Boskiej iskierce w ludziach i zajmij się sobą.

    Czujesz jaka to zajebista ulga w środku? Ty nie masz misji oświecania ludzi. Twoją misją jest realizacja siebie na wielu poziomach, a inni niech się zajmą sobą. Taka moja rada :)[/quote]
    Powiem wam że też nie zawsze zgadzałem się z niektórymi słowami Marka o Bogu…jestem katolikiem ale z otwartym umysłem i napewno nie obrażę się gdy ktoś wypowiada swoje zdanie na tematy wiary(obrazić to się może stary dziadek albo babka którym choćbyś nie wiem co mówił to zdania nie zmienią-tak się boją zmiany swoich poglądów).Co do kościoła jako organizacji to szczerze mówiąc nie jestem za-czy to patrząc na jego krwawą historie(inkwizycja) czy teraz szerzące się pedofilstwo oraz to że pozmieniał oryginalne słowa w Biblii czy też obrzędy mszalne.Nie lubię jego obłudy i fałszerstwa.Staram się służyć Bogu a nie omylnemu kościołowi i jego skandalach…

  9. Wiem aż za dobrze 🙂 ale trzeba wiedzieć, że misja nawracania ludzi na swoją oczywiście jedynie słuszną modłę, to podstęp ego. Ono Cię wtedy oddziela od innych, jesteś Ty – ego uczciwe i bogobojne, duchowe, i skurwiel który nic nie kuma i jest głupi. Podział – ego triumfuje, Ty czujesz się lepszy, ale czujesz też napięcie i złość, że jest ktoś kto nie podziela Twojego zdania.

    Pisz, pisz, to pomaga, mi także 🙂

  10. Na razie nie mam zdania, poczekajmy parę dni, pewnie wyjdzie wiele rzeczy nowych, jeśli nie zablokują w tej naszej zielonej wyspie dobrobytu.

  11. A – każde marzenie czy rzekoma intuicja, dzięki której postrzegasz swoje szczęście na zewnątrz (facet, uczucie które w Tobie wzbudza) to pułapka. Prawdą jest kochać, ale bez pragnienia bycia kochanym.

  12. Powiedzmy sobie szczerze – kościół jest tworem bardzo negatywnym, morderczym dla jednostki ludzkiej. Nie ma nic wspólnego z Bogiem miłości. Dwa tysiące lat udowodniły że nie wniósł nic wartościowego w życie ludzi, ani nie pohamował żadnego zła.

  13. A jak Ty to sobie Marek wyobrażasz kochać bez pragnienia bycia kochanym?? Uważasz, że samotność uczucia pozwoli zachować nam wolność duszy, ciała i posiąść prawdę?? Ale prawdę o czym? To w takim razie kiedy miłość nazwać miłością?? Wtedy, kiedy zrozumiem, że kocham z całego serca, ale nie pragnę, żeby mężczyzna, którego obdarzam uczuciem, mnie kochał?? To pójdę w takim razie do zakonu, na jedno wyjdzie. Coś mi tutaj nie gra, idę spać, może rano nastąpi przebudzenie i zrozumiem, bo teraz jestem za bardzo zmęczona i głowa mi pęka. Artykułu oczywiście jeszcze nie czytałam, tylko ostatni akapit 😆 😆

  14. Marek, a Ty w jakiś sposób jesteś związany z religią? Odnoszę wrażenie, że tak, ale nagle zobaczyłeś, że „król jest nagi”, co spowodowało u Ciebie rozczarowanie i pogardę dla instytucji jaką jest kościół. Gdybyś był świecki od urodzenia, to nie obchodziłby Cię kościół, no może jedynie wtedy, gdyby łamał w ewidentny sposób prawo i ogólnie przyjęte zasady moralne. Gdybyś był niewierzący, to swobodnie przyjmowałbyś, że ludzie wierzą, bo prawdopodobnie jest im to potrzebne i nie przejmowałbyś się, co kościół im mówi, bo to ich sprawa, chcą się słowom poddać, to się poddają, jakoś życie trzeba sobie tłumaczyć i szukać swojej ścieżki. A otworzyć oczy, zrozumieć prawdę, każdy musi sam, chociaż i tak to będzie tylko jego prawda 🙂

  15. Jeśli wyjdziesz ze stanu myśli, z tego chaosu pragnień i wdrukowanych Ci nie Twoich przekonań, sama ujrzysz jakie to jest piękne. Kochanie dla bycia kochanym jest czystym egoizmem, jest ciężkie, prymitywne, wręcz diabelskie.

  16. Racja, ale gdybym był świecki też by mnie pewnie zainteresował ten fenomen, że ludzie idą jak ćmy do ludzi, którzy wmawiają im niechęć do siebie, poczucie winy itd. wierzący czy niewierzący, cierpią tak samo, więc szukają, każdy na tyle, na ile mu pozwala otwartość.

  17. Marek, no to jestem prymitywna, ale nie kocha się dla czegoś, tylko po prostu kocha i nic więcej, bez wymagań, bez oczekiwań, taka zwykła, czysta forma uczucia, radość kochania, radość, że ta osoba jest i mogę jej dać z siebie wszystko, co najlepsze. Niech to jednak działa w dwie strony 🙂 Ja mam pragnienia konkretne, rzadko mam chaos w uczuciach, przekonania też z reguły mam swoje, nawet wielka miłość tego nie zmanipuluje 😛

  18. Gdybyś był świecki, to by Cię to po prostu interesowało minimalnie, nie patrzyłbyś na to jak na fenomen, za fenomen uznałbyś siebie w takiej sytuacji 😆

  19. Też nie do końca rozumiem, co Mistrz chce nam przekazać i póki co w tej kwestii trzymam stronę Pań.
    Chyba, że to ponownie zabieg generalizowania, czyli przyjęcia tylko tej jednej korelacji, czyli:
    [quote= Mistrz]Kochanie dla bycia kochanym jest czystym egoizmem, jest ciężkie, prymitywne, wręcz diabelskie.[/quote]Mistrzu, ja również nie wyobrażam sobie bycia w związku, bez odczucia, że jestem kochana. Po prostu, gdybym nie czuła kochania (zainteresowania, czułości, dbałości, pomocy …) nie przyjęłabym do serca takiego człowieka. Może niektóre sprawy ukryć i później mogą być problemem dla związku, ale absolutnie muszę być pewna (w mojej chwili), że jego uczucie do mnie jest prawdziwe.
    Nie potrafię pokochać „drzewa” , mogę się nim najwyżej zachwycić i tyle.

  20. [quote=Mistrz]Powiedzmy sobie szczerze – kościół jest tworem bardzo negatywnym, morderczym dla jednostki ludzkiej. Nie ma nic wspólnego z Bogiem miłości. Dwa tysiące lat udowodniły że nie wniósł nic wartościowego w życie ludzi, ani nie pohamował żadnego zła.[/quote]Kościół jest „żywy” i zmienia się tak jak sytuacja mu na to pozwala, oraz świadomość parafianiana.
    Przeanalizujmy słowo [b]parafianin,[/b] była o nim kiedyś mowa, otóż jest to :[quote]
    człowiek bez ogłady, wykształcenia, zacofany, ograniczony, tępak, pot. idiota – znaczenie przestarzałe. Obecnie jest to człowiek uczęszczający do danej parafii, lub nawet mieszkający w parafii[/quote]
    Może nie pohamował zła, ale też wielu ludziom pomaga, tym którzy uwierzą w Biblię i jej daną, na dany czas interpretację. Nie chcą w ogóle słyszeć o manipulacji itp. chcą w to wierzyć, bo to tradycja i tak było od kiedy pamiętają dziadka, babcię i oni też opowiadali o swoich przodkach, którzy razem do Kościoła itd.
    Ludzie są wygodni, nie znają historii, albo chcą ją znać wybiórczo. Jak my coś nie tak, to lepiej nie wspominać, jak oni – no to pomniki itd. bośmy cierpieli.
    Ludzie nie bronią kościoła, przekonałam się w wielu przypadkach, że bronią swej wygody, przekonania itp. Nawet moja Mama, nie przyjęła moich słów, co do złego odżywiania. Jadła i wymiotowała, cierpiała strasznie… Moje prośby traktowała jak atak na coś, co całe życie (w sumie krótkie) przyjmowała, a ja jej na stare lata żałuję 😯 👿 ziemniaków itd.
    Nic nie pomogło, miała swoje zdanie i koniec.
    Umarła i nawet nie spróbowała.
    Może była już „zmęczona” nie wiem ?

  21. Znalazłem ebooka, nie jest specjalnie długi, ale porusza od podobnej, co Ty, strony temat rozwoju osobistego. Wiedza skompresowana, laicy mogą z niej wiele wyciągnąć, przejrzyście podana, zwraca uwagę głównie na to, że życie jest nauką.

    Dla kogoś, kto ma lekki mętlik w głowie po Twoich kolejnych, nowych, artykułach, pozycja obowiązkowa. 😀

  22. [quote]Po prostu, gdybym nie czuła kochania (zainteresowania, czułości,dbałości, pomocy …) nie przyjęłabym do serca takiego człowieka.[/quote]

    Kiedy zaczniesz naprawdę kochać, bez potrzeby bycia kochaną, to otworzysz serce tego człowieka i on pokocha Ciebie – to wszystko stanie się wtedy całkowicie naturalnie.

  23. Nie wykluczam (a nawet zakładam), że to moje ego podsuwa mi taki pogląd. Jakiś rok temu miałam fatalny nastrój przez kilka miesięcy, czułam się nikomu niepotrzebna, z czasem udało mi się to przekuć w zwycięstwo, ale trudno jest utrzymać taki stan. Znów wracam do etapu, w którym zainteresowanie ludzi, ich sympatia, czas ofiarowywany mnie są wyznacznikami mojego zadowolenia z życia. Wiem jakie to nietrwałe, zatem cierpię – gdy kogoś brakuje, gdy ktoś się odsuwa.
    Żyję niemal bez przerwy wśród innych ludzi, mieszkam w grupie, uczę się, pracuję w grupie. Gdy człowiek siebie nie obserwuje, to spostrzega po pewnym czasie, że samotny spacer nie daje już takiej przyjemności. Wciąż musi być ktoś obok, zabierać myśli, pomagać od nich uciekać. Zawsze miałam tendencje do życia iluzjami, uwielbiałam wyolbrzymiać korzystne fakty, dorabiać do nich emocjonalne ideologie, bałam się zburzyć mury, którymi się obudowałam, zacząć oddychać prawdą. Dziwię się, że po jednym powstaniu z ruin, istotnie znów pakuję się w stany kompletnie mi niepotrzebne i oddalające mnie od sedna życia.

  24. Jesteś nam potrzebna, Twój dowcip, Twoja prawda (bo nie boisz się do niej przyznać, mimo, że może być różnie postrzegana).
    Samotny spacer – może spróbuj zachwycić się przyrodą? Weź listek i spójrz, jaki jest piękny? Czy miałaś kiedyś czas zachwycić się tym co nas otacza, ale tak naprawdę, nie na moment i przyjmować to jak oczywistość? Przyznam się, że ja nie miałam takiego czasu. Teraz jest inaczej, może a raczej na pewno, dzięki temu, że jestem na blogu Mistrza, że z uporem powtarza nam: TU i TERAZ ❗
    Moja obecna praca, jakżeż inna od dotychczasowej pozwala mi, mimo wszystko na „oddech”. Jestem na obczyźnie, a tutaj dbanie o przyrodę jest wyjątkowe. Jest dużo ptaków i w przerwie zamiast leżeć na kanapie, po prostu idę na koncert. Coś pięknego, zamykam oczy i słucham wdychając czyste powietrze do zatruwanych przez papierochy płuca i powtarzam sobie: jakież to szczęście, że mogę doświadczyć coś tak uroczego TU i TERAZ. Zdarza mi się powiedzieć to na głos, czyli do osoby którą powinnam najbardziej kochać, czyli siebie. Tak do końca jeszcze nie jestem za sobą, ale na dobrej drodze.
    Życzę wszystkim i sobie, abyśmy kochali siebie, wówczas nasza miłość do innych nabierze całkiem odmienny wyraz, lepszy wyraz, bez cierpień.
    Nie zabiegać za wszelką cenę, a osoby z zewnątrz same do nas przylgną i to mocno. Nie liczyć czasu, nie wspominać, ach to już kilka miesięcy NIE NIE …. u mnie inaczej biegnie czas, bo młodość minęła, ale gdy tak naprawdę przestałam się przejmować, że spotka mnie to co wszystkich (nawet multimilionerów – starość …), to czas biegnie wolniej i milej, nawet oznaki smutnych oczu zniknęły. Po co się smucić, człowiek wygląda niekorzystnie. Zostaw wspominki, przyszłość mimo wszystko zabezpieczaj, ale nie za wszelką cenę, a życie będzie piękniejsze.
    Powodzenia

  25. Witam!
    To mój pierwszy komentarz na tej stronie.
    Nie polemizuję, zgadzam się ze wszystkim. Życie samo w sobie jest zbyt piękne, aby przesłaniać je ogłupiaczami. Natomiast problemy były, są i będą. Ważna jest tylko kwestia nastawienia do nich. Ciągłe zamartwianie się, płacz, stres i użalanie się problemu nie rozwiążą. Można spokojnie żyć obok problemu a nawet przytulać go, puki nie zostanie przez nas rozwiązany. nie można tylko się do niego przyzwyczajać oczywiście.
    Co do KK, to pytanie, czemu Małysz osiągnął taki sukces? Bo jest Ewangelikiem.
    Osobiście przestałem uczęszczać na msze (a właściwie nigdy tak na dobre nie zacząłem) ze względu na wysoki poziom obłudy tzw. wiernych oraz samego prowadzącego.
    Czy widzicie dziś taką sytuację, jaka istniała w pierwszych społecznościach chrześcijańskich, że na początku ówczesnej mszy każdy z nieczystym sumieniem wychodził z szeregu i głośno mówił o swoich grzechach? Każdy! A gdy ktoś się krył, to społeczność była mała i świadek grzechu najczęściej informował o tym (dziś to się nazywa kapowaniem i jest jednym z najcięższych przewinień społecznych, a mogłoby być jednym z najlepszych lekarstw).

  26. Obserwuj to w sobie, tylko obserwuj. Każdy się styka ze swoimi barierami, Ty masz akurat taką, one niby są inne, ale podstawę mają taką samą, obserwacja sprawi że zaczniesz to wszystko ogarniać.

  27. Witam dziewiczo 🙂

    Twór katolicki, może ileś tam osób obdarzyć straszną siłą, na ile to mu się opłaca. Twór ewangelicki także jest zły dla człowieka, może mniej zły niż katolicyzm, trudno powiedzieć.

    Pierwotne chrześcijaństwo było zajebiste. Ale zawsze kiedy umiera czy odchodzi Mistrz, piękna idea znika razem z jej twórcą, i zostaje bagno.

  28. Brzmi odrobinę magicznie. Nie da się miłością otworzyć serca drugiego człowieka. Można go wzruszyć, rozczulić, a nawet pobudzić do współczucia, ale nic nie gwarantuje wzajemności.

    Generalnie uważam, że miłość bezinteresowna, spokojna, pełna ducha wolności jest najbardziej wartościowa, ale nie wydaje mi się, że jesteśmy stworzeni do bycia kompletnie wolnymi, odseparowanymi uczuciowo jednostkami, które naprawdę nie pragną nawet odrobiny uczucia. Nie wyobrażam sobie świata, w którym nikt by mnie nie kochał, w którym nikomu nie byłabym potrzebna. To byłoby piekło. Naturalne jest dla człowieka przebywać z ludźmi, widzieć ich reakcje, uczucia, niektóre przyjmować, niektóre odwzajemniać. Miłość przeżywana w samotności smakuje inaczej, niż miłość wzajemna. Nie znaczy to, że wzajemna smakuje gorzej. Wg mnie miłość bliska ideału jest formą przyjaźni i głównie na przyjaźni się opiera. Nie mówię tu o związkach opartych na żądzy, ambicji, kasie itp.
    Nie uzależniam szczęścia od bycia kochaną, ale pragnienie bycia potrzebną komuś na tym świecie jest wg mnie naturalne. Nie wszyscy jesteśmy stworzeni do bycia mędrcami żyjącymi w jaskini.

  29. Wybacz, Jakubie, ale wydaje mi się, że tak można kochać tylko Boga, a jako ateistka nie dostrzegam w mężczyznach nic boskiego. No może jedynie w samym fakcie, że istnieją 😆

  30. Prawdziwa miłość, to po prostu fakt że jesteś jej w sobie świadoma. Masz ją w sobie, pulsuje w Tobie. Ty natomiast chcesz by jakiś obiekt zewnętrzny wzbudził ją w Tobie, przy okazji stawiasz warunku – musi ufać, bo jak nie to koniec (piję do testów DNA)

    To właśnie jest miłość uwarunkowana, coś za coś, i to ZAWSZE kończy się cierpieniem, inaczej nie może, chociaż Tobie „coś” mówi że tak się da. Ale nie da…

  31. Jasne że jak Ty kogoś obdarzasz uczuciem a on nie – to nie chcesz z nim przebywać. Ja piszę o czymś innym, o miłości, która powinna po prostu być w człowieku bez żadnych warunków, obiektów zewnętrznych. I jest, jeśli wyjdziesz poza myśli, zawsze tam była. Wtedy nie trzeba już szukać miłości, bo się ją w sobie ma. Nikt nie musi się pojawiać byś „TO” w sobie poczuła, bo czujesz to non stop. Od tego uczucia, odgradzają Cię myśli warunkujące miłość. Czyli musi być to i tamto żebym to poczuła. To jest zniewolenie a nie miłość, bo jak obiekt odejdzie, Ty pozostajesz w rozpaczy, i wiesz o tym, więc cały czas się boisz, żeby nie odszedł, nie dał Ci rozpaczy.

  32. Nie dziwne że takie życie, wydaje Ci się piekłem. To wydaje się Twojego ego piekłem, żyć dla samego życia. Dla ego to koniec, reset. A także koniec cierpienia, nieszczęścia, a czas radości i miłości.

    Pragnienie bycia potrzebnym, jest pragnieniem ego, i jest całkowicie nienaturalne. Dlaczego uzależnienie swojego szczęścia i zadowolenia od bycia potrzebnym, uważasz za naturalne? to niewolnictwo i warunkowość, piekło na ziemi.

  33. I słusznie widzisz, gdyż patrząc widzisz ego, a ego jest samolubne i warunkowe. Poza nim jest Boskość… 🙂

  34. Witam. Dziś pozwolę sobie zwrócić Ci Marek uwagę 🙂
    [quote]Seks jest wspaniały. Chyba że autorytet powie Ci inaczej, i zasugeruje że jeśli nie zapłacisz, to za seks pójdziesz na wieczną kaźń. Jaki autorytet, takie życie.[/quote]
    Słuchaj, mówienie, że kościół chce nas tylko wydoić z pieniędzy i straszy wtrąceniem do piekła na wieczne potępienie, jest dobre bo tak właściwie jest, ale… Te łapserdaki poszli teraz o wiele dalej i ukryli to wszystko pod płaszczykiem miłości.

    Jednak, o co mi chodzi. Myślę, że wielu katolików po przeczytaniu takich słów automatycznie wyjdzie z Twojej strony, a szkoda. W wielu kościołach odchodzi się teraz od straszenia piekłem.. Wmawia się ludziom, że mają być dobrzy, mają innych kochać, nie zdradzać, chodzić do kościoła, przyjmować sakramenty i wszystko będzie git. Ja, Ty i inni czytelnicy wiemy, że to lipa bo problem jest o wiele bardziej złożony. Chodzenie na mszę nic stu nie załatwi, bo i nie może załatwić. Nawet jeśli ktoś ma mistyczne przeżycia w trakcie, to później w domu i tak dopadną go jego własne lęki, żądze itp. Jednak wielu katolików tego nie rozumie. Mogliby zrozumieć dzięki Twojej stronie, ale piszesz o kościele głównie jako o wyłudzającym kasę straszycielu i jest to niestety przestarzałe.

    Kościół obiecuje miłość, jednak wielu ludzi nie może jej tam znaleźć bo wydaje im się, że są niedostatecznie dobrymi katolikami. Można by im pomóc, ale nie niszcząc z miejsca ich przekonania, bo od razu czmychną 🙂

    Piszę to wszystko, bo mam taki problem i nie do końca wiem jak wytłumaczyć komuś, że obiecując sobie poprawę kiedyś tam i karząc siebie za nieposłuszeństwo według sakramentów do niczego się nie dojdzie. Chciałbym trochę sprowokować temat i zobaczyć, co masz Marku i wy wszyscy macie do powiedzenia 🙂

Dodaj komentarz

Top