Wiele razy się zastanawiałem, czemu tak jest że jak zadaję się z kobietą, jest miło i przyjemnie, nawet w najgorszym śnie bym jej nie chciał skrzywdzić.
I czasami jest taka sytuacja, że nawet gdy jestem znudzony tą relacją, nie chcę jej podtrzymywać, nie robię tego gdyż nie chce sprawić cierpienia kobiecie, nie chcę by poczuła się odrzucona bo wiem jak to boli. Tak zawsze było, a teraz się zmieniło, stałem się na tyle świadomy pewnych rzeczy ze potrafię to zrobić.
Pierwsze co mi zwróciło na tą uwagę, to to że istota której nie chcę za żadną cenę skrzywdzić, gdy poznaje kogoś lepszego ode mnie w sensie finansowym bądź społecznym, nie ma najmniejszych skrupułów by odejść. To mnie wiele razy zastanawiało – bo jak to jest? ja kogoś poznaję i rezygnuję z tego w imię lojalności, a druga osoba jednak nie postępuje tak samo. Czyli za lojalność odpowiada spełnianiem swoich zachcianek. To mnie bolało, i wiele razy po kolejnym nieudanym związku obiecywałem sobie ze teraz będę bezlitosny. Poznawałem kogoś, i moje serce sie cieszyło że oto jest osoba wobec której mogę się otworzyć. Zapominałem o tym ze przysięgałem sobie być teraz bezwzglednym. Cieszyłem się ze trafiłem wreszcie na tą jedyną. By po pewnym czasie ze zdumieniem skonstatować że oto historia się powtarza.
Jak to jest, myślałem? czuję z kobietą jedność, czuję zaufanie i radość ze wspólnego bycia razem a tu nagle klops. Kobieta gdy rzuca nie ma litości. Czasami sobie coś wmawia by wzbudzić w sobie nienawiść, by mieć motywację do rzucenia.
Życie mi cały czas dawało lekcję której nie chciałem zrozumieć. W końcu ją zrozumiałem, i opisywałem to wiele razy. Każdy człowiek jest egoistą, i wszystko robi dla zaspokojenia swoich potrzeb. Tak samo robiła Święta Teresa, Papież, ktos dajacy pieniądze na cel charytatywny. Wszyscy to robią by spełnić jakąś swoją potrzebę. Nie czyjąś, swoją. Nawet sadomasochista robi coś dla siebie, prawda? sam idzie do burdelu i płaci dominie by go wychłostała i upokorzyła – czemu? bo to lubi.
Do tego zrozumienia doszło jeszcze jedno – że najważniejszym celem nas, jako istot ludzkich jest szacunek i miłość do siebie. Czucie się ze sobą dobrze, bycie dla siebie życzliwym przyjacielem. To wszystko jest najważniejsze. A cały ten bełkot o poświecaniu się i cierpieniu w imię Boże to szaleństwo. przeczące naturze ludzkiej. Te całe gadanie o cierpiącej miłości, to jest coś przeciwne człowiekowi, cos co ma go upodlić, zniszczyć.
To wszystko tylko teoretyzowanie. Gdy zacząłem podnosić swoją samoocenę, i żyć szczeroscią, pojąłem że moje szczęście jest najważniejsze. Po to tu jestem zeby się rozwijać, uczyć, cieszyć życiem. Więc gdy jestem w zwiazku w którym nie spełniam się, mówię o tym. Teraz ja stalem się tym złym który rzuca. Zwierzyna stała się myśliwym. Tak to wygląda, ale to nieprawda.
Każda relacja w której sie dusisz jest bez sensu. Masz tu pewien czas na naukę i cieszenie się życiem, ten czas z każdą chwilą Ci ucieka. Marnotrawienie go dla kogoś z kim czujesz się stłamszony jest gwałtem na Tobie, i na osobie która oszukujesz. Czasem w życiu trzeba postawić wszystko na jedna kartę, i wybrać coś co moze mocno boli, ale szybko się zagoi. Kiedy wolisz wygodę i status quo, to Twój wybór ale takze jego konsekwencje. Smutek i żal że straciłeś życie bo się poświęciłaś dla kogoś. Nawet nie wiesz co CIę czeka gdy dożyjesz starości. Śmierć w koszmarnym stanie ducha. Tak kończą Ci którzy nie spełnili się, nie żyli i nie oddychali miłością.
Piszecie do mnie często z pytaniami co robić gdy jest wam źle w związku. Zawsze wam pisze ze odejdzcie. I prawie nigdy tego nie robicie bo zwycięża strach przed nieznanym. Na palcach ręki mogę policzyć tych co spróbowali. Wytrwał jeden bo reszta po doznaniu życia pelnego wolnosci, w przerazeniu uciekło w stary związek by dalej się meczyć. Jedna osoba wytrwała, i teraz sie cieszy zyciem. To jest własnie odwaga, cheć porzucenia przeszłości dla przyszłości.
Gdy dusisz sie w zwiazku, gdy cierpisz ze partner jest z Tobą dla czego innego niż Ty, odejdź. Masz prawo zyć jak chcesz, jesteś wolna. Nigdy nie daj sie spętać płaczem partnera, groźbami, narzekaniami. Nie jestes niczyją własnością.
Dziekuję teraz Bogu że byłem tyle razy bezwzglednie rzucany. Nigdy bym nie poznał prawdy o sobie gdyby nie impuls z zewnątrz. Jestem bardzo oporny uczniem życia, i duzo klapsów musze przyjac na swój posladek, ale w końcu załapuję co do mnie się mówi.
Życie w związku gdzie nie ma prawdziwej czułosci i miłości nie ma sensu. Życie bez prawdy jest nic nie warte. Kiedyś zrozumiesz co pragnę Ci przekazać, kiedyś – wtedy gdy uswiadomisz sobie ogrom strat.
Zamieniłaś miłość i prawdę w sztuczny związek, bez miłości ,czułości, uprzejmosci, w biznesowy układ. Zyskałaś układ dajacy złudne poczucie bezpieczeństwa – straciłaś szczescie, jedyny sens i cel naszego życia. Żal i płacz, rozpacz i poczucie wyjałowienia, pustki w sercu. Skończysz jak inni, umierajacy w rozpaczy, oszukani przez swoją cheć wygody i strach. Byłaś niewolnikiem strachu. Da się tak żyć, ale co to za zycie. To gnojówka a nie życie.
Partner ma byc dodatkiem do pizzy, pizza jest Twoja milosc do siebie. Gdy partner ejst celem, juz cierpisz i nie masz szans.
Swieci wierzyli ze za katowanie siebie pójda do nieba i beda lepsi od innych – to ma byc ta swietosc, brudny zebrak który Toba gardzi bo sie nie wykastrowales w imie jakiejs swietej ksiazki? :)))) ja mam podziwiac takiego faceta który prowokuje wszystkich zeby mu spuscili wpierdol, a potem sie onanizuje ze jest czlowiekiem Boga skoro inni go przesladuja? 🙂
Ja mialem i mam pewne zdolnosci parapasychiczne, i swiety nie jestem. To kwestia pobudzenia pewnych osrodków w ciele, nic wiecej, Bóg stoi za cudami gdzie istnieje brak presji, radosc, poczucie wolnosci. Cuda swietych byly presjami i nic nie mialy wspólnego z Bogiem.
„Nie nalezy sie zatracac w dzialaniu, aby nie zapomniec o zyciu. Zycie ma byc swietem w kazdej chwili, nie na swieta ” 😈
Z jednym sie nie zgodze. Twierdzisz ze partner jako cel w zyciu , da rozczarowanie. Ok zgoda tak samo jak kazda rzecz materialna. Byc samowystarczalnym czy tez inaczej – samemu zaspokajac wlasne braki milosci (kochaj siebie) nie potrafie choc nad tym juz troche pracuje. Ale co z tym belkotem o cierpieniu?
Mamy swietych, oni zyli w prawdzie i zapewne ta prawda ich wyzwalala (to chyba taka zaleznosc;). Ogólnie jednak chce napisac ze mamy niejakoo dowody nie do podwazenia ze religia, zycie swietych to nie belkot poniewaz to za ich posrednictwem objawialy sie ludziom cuda dla przykladu bilokacja, wniebowziecia itp. Tak normalny czlowiek sam z siebie nie potrafi (pomijajac sztuczki czarodziejskie;)
a wiec stala za tym sila Boska. Dlaczego wiec porzucic takie myslenie na rzecz wyzwolenia siebie (siebie calego subiektywnie odczuwajac dobro i zlo , bedac sam sobie panem). Sa wiec dwie prawdy ta niejako cielesna (ciesz sie i raduj calym soba) i ta duchowa ukryta ale posiadajaca wielka moc (cuda). A która to prawdziwa prawda?