Na twarzy przystojnego mężczyzny widać delikatny, czuły uśmiech. Skórzany fotel skrzypi gdy mistrz duchowy wpatruje się we wściekle falujące drzewa smagane bezlitosnym huczącym wiatrem za oknem. Deszcz z furią uderza o szybę jakby chciał ją rozbić, krople rozpryskują się z wielką siłą na szybie, w chaosie tworząc szalone wzory.
W mieszkaniu panuje cisza, przyjemna błoga cisza. Słychać kojace regularne tykanie zegara. Czuć wyraźnie lekki zapach mięty przemieszanej z piżmem, zapach rozgrzanego ciała które bez ruchu siedzi wpatrzone w okno. Postronny obserwator powiedziałby że w cichym mieszkaniu siedzi mężczyzna. Ale to nieprawda. W tym mieszkaniu nie ma nikogo. Jest ciepłe ciało które spokojnie oddycha, jest wszechogarniajaca kojąca cisza, radosny spokój, ciche niewypowiedziane szczęście. Ciało siedzi na skórzanym fotelu, oczy wpatrują się uśmiechnięte w okno za którym szaleje wichura gnąca ku ziemi konary drzew, obok stoi komputer, telewizor, meble, łóżko przykryte kocem o kojacej barwie. W tej ciszy piękny kwiat może się ufnie rozwinąć, odsłonić się, bezpieczny i szczęśliwy.
Wydawałoby się ze powinna w tym dziwnym mieszkaniu na Grochowie panować inna atmosfera. Rozpaczy, gniewu, strachu, poczucia beznadziei. Młody mężczyzna jest chory, nie może ruszać szczęką z powodu opuchlizny. Bierze antybiotyk który od dwóch dni powoduje u niego ciągłe mdłosci, bóle brzucha. Nie ma pracy, ma dwiescie pln oszczędnosci. Nie ma przyjaciół którzy by go odwiedzili w chorobie, jest sam, całkiem sam. Za krotochwilę ma pójść do sądu gdzie nie ma szans na obronę w zetknięciu z wyszkolonymi prawnikami i biegłymi. Cały świat za oknem próbuje w morderczym amoku dostać się do mężczyzny i jego ciepłego, suchego, czystego sanktuarium.
Młody mężczyzna się uśmiecha, delikatnie i z czułością.