Ktoś kto skojarzył medytację z siedzeniem, był albo głupi albo złośliwy. Możliwe że emanował tymi dwoma cnotami na raz. A może zwykły sadysta? Całe lata medytowałem zmuszając się do siedzenia. Początki były najgorsze; umysł chciał szaleć, tańczyć, bawić się i skakać – a jednak musiał siedzieć bez ruchu co najmniej pół godziny.
Układ równowagi
Na pewno to znasz – gdy obejrzę mocny horror i boję się spać, mój umysł prze ku miłym, pełnymi miłości obrazom. Gdy słucham pięknej, kojącej muzyki, po pewnym czasie jest mi od niej niedobrze i muszę puścić coś naprawdę ostrego. Zmuś się do pewnego stanu – a umysł natychmiast w ramach zachowania równowagi zechce osiągnąć przeciwny stan. Ty się zmuszasz do siedzenie, a chce Ci się nagle ruszać. Jesteś aktywny ruchowo – chce Ci się zatopić w medytacji. Gdy przytulałem się z Paniami, odczuwając rozkosz uciekałem ku wzniosłym myślom o Bogu. Gdy modliłem się, mój umysł pragnął ostrego, brutalnego seksu. Tak to działa – gdy więc chcesz siedzieć, umysł będzie pałał pragnieniem swawolenia i łobuzowania.
Z czasem, kosztem niewyobrażalnych wręcz męczarni udało mi się to przetrzymać – wpadałem w silne i coraz głębsze stany relaksacji. Dopiero teraz widzę że nie był to rozwój duchowy, a co najwyżej nauka relaksu, być może czasami wchodzenie w inne stany świadomości. Można było zobaczyć, czasem poczuć (węchem, dotykiem) przedziwne rzeczy. Pojawiały się doświadczenia z pogranicza hipnagogii wykraczające poza nasze zmysły, stąd wielka trudność w ich opisaniu komuś, kto tego nie doznał. Jeśli napiszę że słychać tam dzwony, Ty wyobrazisz sobie dzwon – a to jednak zupełnie co innego. Tu dźwięk odbierasz uszami, tam swoim umysłem. Uszy nie biorą w tym udziału, a wibracja którą można nazwać dźwiękiem rozlega się zewsząd, z zewnątrz, od wewnątrz i jednocześnie jej nie ma. Jak to wyjaśnić? nie da się; musisz to przeżyć sam.
Duchowe kalibabki
Były skrajne stany emocjonalne, wspomnienia których w tym życiu na pewno nie miałem, prorocze wizje (sprawdzone) spotkania z dziwnymi istotami. Teraz wiem że wysoka emanacja i podziw dla różnie przejawiającej się istoty, wcale nie oznacza kogoś dobrego. Te naprawdę wysokie i dobre są pełne pokory, miłości i ciszy – a przede wszystkim gdy się z nimi spotykasz, nie czujesz żadnej presji, żadnego „muszę”. Będą w tym duchowym półświatku różne istnienia, które mówiąc delikatnie – będą chciały zrobić Cię w konia. Najpowszechniejszy blef – ziemia jest ważna, potrzebuje Cię, musisz o nią (czy o ludzi) walczyć. To jest astralny jajcarz albo zła istota, rozbawiona żonglerką Twymi uczuciami. Nigdy przenigdy, żadna dobra duchowa istota nie będzie motywować Cię do jakiejkolwiek walki – one działają inaczej. Po prostu Cię kochają, nic więcej. Czasem mogą pomóc, ale to w istocie rzadkość – sama emanacja miłości i ciszy działa uzdrawiająco. Zrobisz co będziesz musiał – wiedz jednak że Cię kochamy. Tak działa dobra istota. Zła – namawia Cię do czegoś, straszy konsekwencjami, tworzy z Ciebie bohatera i zbawcę ludzkości.
Wyluzuj…
Dobra wie że wszystko toczy się własnym torem, dusze doświadczają wykreowanego, iluzorycznego świata, by doznać własnych, osobiście preferowanych przeżyć. Nie ma więc żadnej potrzeby ratowania ludzi, ziemi czy nawet innych planet. Wystarczy miłość, to wszystko. Efektem bytności z istotą autentycznie dobrą jest poczucie spokoju, rozluźnienia, oddzielenia od spraw ludzkich i skierowanie się uwagą do swego wnętrza. Zaczynasz z ciepełkiem w sercu myśleć o sobie, swoich celach życiowych, spełnieniu. Efektem kontaktu z istotą złą, ale udającą dobrą, ba! bardzo dobrą, Jezusa czy samego Boga nawet, są zawsze – napięcie ciała, stres, gonitwa myśli, poczucie rozpaczy (świat upada), strach, pragnienie walki o jakiś rzekomo duchowy cel, chęć na narkotyki, alkohol bądź „uspokajającego” dymka. Wśród wielu mediów i ezoteryków widzę nerwowe palenie – oto i cały guru, nabrany przez złośliwe, astralne chochliki.
To wszystko łącznie z jasnowidzeniem, to nie jest rozwój duchowy. I owszem, dzięki temu nabiera się przekonania że nie jesteśmy tylko ożywionym voltami mięsem, ale to nadal niewiele zmienia. Prawdziwy rozwój duchowy to rozwijanie, wzmacnianie świadomości. Im jest ona potężniejsza, tym jaśniejsze się staje że to co uważaliśmy za Ja, nie jest wcale nami.
Guru – onanista
Ja – Marek. Nazwa nadana memu ciału. Etykietka – ekonomista, pisarz, onanista, fanatyk śledzi, od lat raz na diecie, raz w ciągu słodyczowym. Kolejne etykietki… wszystko co jest Markiem to dziesiątki tysięcy wzorców reakcji (pająk = strach, pies = rozczulenie, polityk – obrzydzenie) które tworzą iluzję osobowości. Ty prawdziwy to nieśmiertelna świadomość – czyli to, czym spoglądasz jakby z góry na umysł. Już wiesz że nim nie jesteś, ale momenty kiedy całkiem się od niego dystansujesz są niezwykle rzadkie. To dość ciężki okres życia, kiedy stoisz na rozdrożu i doświadczasz wielkiej słabości, mroku duszy na który nie pomogą pełgające ogniki światowych rozrywek.
Paszoł won, odmieńcu
Nie jesteś już w ludzkim stadzie, a ono intuicyjnie to wyczuwa odtrącając Cię. Nie grasz jak chce stado, więc paszoł won – ból odrzucenia jest wspaniałą motywacją by szukać sensu istnienia. Wiesz że to za czym pędzą ludzie nie może dać szczęścia – nie tylko to wiesz, ale i głęboko czujesz. Na końcu biegu zawsze jest zniechęcenie, rozczarowanie i otępienie. Wiesz mniej więcej gdzie jest cel – to wyjście poza swój automatyczny, iluzoryczny umysł, stanie się prawdziwą istotą gdzie umysł nadal jest, ale jako nasz pracownik a nie władca i twórca koszmarów. Nie masz nadziei na spełnienie którą mają inni ludzie, awans, nowe auto, sukces w biznesie – zawsze to jakaś motywacja, impuls do działania. Oni naprawdę myślą że to da im szczęście… nie da, ale oni tego nie wiedzą. W jednej strony marnują czas, z drugiej stracony na głupoty czas także jest lekcją. Nie jesteś też po drugiej stronie, gdzie nie istnieje już potrzeba motywacji i wynikająca z braku pragnień błogość. Zanika poczucie sensu, energia i chęć do działania. Czasem pojawia się depresja, znacznie głębsza i subtelniejsza niż ta u przeciętnych na nią chorujących. Już nie wierzysz w umysł i jego fałszywą tożsamość, ale jeszcze nie umiesz się w pełni od niej oderwać. Jesteś w rozkroku, dwie strony życia powoli się rozjeżdżają, a pod Twym kroczem, w przepaści, zachęcająco błyskają zakrwawione ostrza.
To jest rozwój duchowy. Wyjście poza umysł, ego… nie likwidacja tego systemu, ponieważ jest konieczny do życia w społeczeństwie, ale nie podleganie jego tyrani. Nic nie równa się z tym stanem – żadne hokus pokus, cuda, oobe, jasnowidzenia, mistyczne wizje, rozmowy z duchami czy świętymi, channelingi, więź z guru. To wszystko jest po to, byś poczuł się lepszy, wybrany – ale kto tak się czuje? Ty prawdziwy czy ego? jasne że ego. W ten sposób trzyma się ludzi przy ego. Zamiast się wyzwolić, doznać przebudzenia – czujesz się lepszy bo rozmawiasz z duchem truposza. Zaiste, wspaniały biznes. Bądź tak miły i dostrzeż, że ludzie którzy czują się wybrani (bo rozmawiają z duchami, mają wizje, naśladują jednego z tysięcy bogów, dostają erekcji na widok guru) nadal cierpią. O to chodzi – cierp nadal z umysłem na pokładzie, a żebyś nie zwiał – poczucie wyjątkowości, ważności. Kiedy masz wizję wielkiego człowieka/boga/ducha zacznij się z tego śmiać. Kiedy widzisz piękne krainy, geometryczne kształty nie do opisania w naszej rzeczywistości, piękne dźwięki i przedziwne istoty – zacznij się śmiać z tych bzdur. To tylko majaki i nic więcej. Fajne, podobnie jak fany jest strzał w żyłę heroiną – ale ile trwa stan fajności, a ile totalnego upodlenia? ano właśnie. Jest fajnie byś zrezygnował z prawdziwego duchowego rozwoju. Zapamiętaj sobie raz na zawsze – nic nie jest tak fajne jak przebudzenie. Dzięki niemu staniesz się pełen błogości i nieopisywalnego spełnienia. Pamiętaj także, że droga duchowa to droga pełna samotności – gdyż ścieżką prawdy idzie niewielu ludzi. Cała reszta walczy z nieistniejącymi wiatrakami. Ostatnio oglądałem na youtube pewnego guru (Ryszard Matuszewski) który mówił bardzo mądrze (na pewno ma silną aurę) do momentu gdy stwierdził że rozwój duchowy jest niemożliwy, jeśli nie przynależysz do wspólnoty duchowej. No proszę jaki bełkocik – a w jakim celu? ano w tym że Pan ma taką grupę której jest liderem, więc Ty masz być jego uczniem, bo inaczej nie jest możliwy rozwój duchowy. Sprytne! ja też mam wielu czytelników, i mówię z całą stanowczością – możesz i wypadałoby, byś rozwijał się sam. Uciekłeś ze stada baranów, więc nielgnij do niego znowu – każda wspólnota z czasem się takim stadem staje. Czasem może lepszym, czasem mniej… ale to zawsze będzie stado.
Ochłapy zamiast wygranej
Stąd tak ciekawe doświadczenia u medytujących, nie robią na mnie już wrażenia. Sam je miałem, wiem po co były, w jakim celu – bym się zatrzymał i nie poszedł dalej. Bym czuł się lepszy od tych, którzy nie dali się nabić w butelkę ego.
Reasumując – medytuj czyli bądź świadomy wszystkiego; dźwięki, odczucia w ciele, tego co robisz. Wchodź maksymalnie w swoje przeżycia, odchodź ze świata myśli i wyobrażeń które Cię więżą. To jest najlepsza możliwa praktyka. Siedź, tańcz, wypróżniaj się – ale bądź świadomy. Kiedy się wybiegasz umysł zechce usiąść – siądź i trwaj w ciszy, obserwuj, bądź świadomy swych myśli, wyobrażeń, zmęczenia ciała. Medytować można (i trzeba) w trakcie kopulacji, oddawania moczu (bardzo przyjemne) i wszystkiego co robisz. Zasypiaj świadomie – czasem będziesz miał jasny sen, czasem nie. Ćwicz, trenuj, kochaj się i czytaj mnie. Ot i cała nauka.
————
Zapraszam na stronę samczeruno, tylko o sprawach damsko męskich. Zachęcam do zapisywania się na newsletter na jej dole; wystarczy wpisać swój meil w biały prostokąt, by być zawsze na czasie. Zachęcam do ściągnięcia mojej książki „Co z tymi kobietami?” jako darmowego e booka KLIK. Jeśli się spodoba, zawsze można dostać ją w każdej księgarni, na terenie całej Polski.
Też miałem problem ze zrozumieniem „medytacji na siedząco” i wolałem krótkie medytacje w przypadkowych miejscach.
Dopiero później się dowiedziałem, że takie mini-medytacje to coś naturalnego. Mówi o nich Eckhart Tolle, tylko teraz nie znajdę dokładnego miejsca w filmie.
https://www.youtube.com/watch?v=M00VLswZdyc
Medytować warto w każdej chwili życia i snu.
Pięknie!
No właśnie, guru. Po co on jest? Dla jednych próbą opanowania euforii związanej z nowym, ratunkiem przed zachłyśnięciem nową wiedzą. Dla innych jako usprawiedliwienie oraz przyzwolenie do pewnych zachowań, głównie motywowanych przez ego. No i przede wszystkim guru jest dla samego siebie.
Zaprawdę powiadam Wam 😀
Nie szukajcie guru, wyciągajcie tylko z nich to, co uważacie dla siebie (nie dla własnego ego) za właściwe a resztę razem z guru odrzućcie.
To każdy z nas jest dla siebie guru 🙂 Polecam film „Kumare”
…to wszystko środki do osiągnięcia celu. Ale któż wie czym jest ten ostateczny ?
[size=medium][/size]A to ciekawe – Rysiu mowil bardzo madrze. Co to sie porobilo ?