Mroczny wieczór, smutny łoskot niespokojnego wiatru, coś załośnie piszczy w rurze. Trwoga zakrada się w moje serce, a szyba rytmicznie dudni od letniego deszczu (wcale nie pada, piszę tak by było bardziej klimatycznie). Siedzę przy biurku, a przede mną stoi szklanka z kawą (Jacobs velvet z mleczkiem) i baton bounty.