Jesteś tutaj
Home > MyBlog > Przemyślenia > Ania

Ania

Ania


To właściwie miała być rutynowa kontrola. W końcu gro specjalistów wcześniej orzekło, że nic mi nie jest, a skierowanie na USG wymusiłam kłamiąc, że nigdy go nie miałam. Kilka dni później czekałam już na operację w szpitalu, z podejrzeniem nowotworu złośliwego. Więc jednak to nie hipochondria!

W pierwszej chwili, kiedy lekarka oznajmiła mi, że mam guzy na jajnikach, nie wiedzieć czemu, było mi do śmiechu. Myślałam, że dostanę kolejne magiczne tabletki (za magiczną sumę), które pomogą i będzie po sprawie. Że coś jest nie tak zorientowałam się, kiedy pani wyraźnie zbladła, a na moje pytanie: No to co teraz?, odparła: natychmiast do szpitala. Zareagowałam po kobiecemu, rozpłakałam się, a kiedy na wyjściu usłyszałam: Niech się pani trzyma, rozkleiłam się zupełnie. Drogi do domu nie pamiętam.

Ta pierwsza noc była jedyną, kiedy naprawdę się bałam. Do późna czytałam w internecie wypowiedzi osób z podobnymi problemami i z każdą kolejną bałam się bardziej. Płakałam. Rano jednak postanowiłam, że cokolwiek by się nie okazało, przyjmę to zgodnością. I dobrze zrobiłam.

Kobieta, która nagle znajduje się w podobnej sytuacji powinna przygotować się na spory stres. Jeśli masz tendencje do lamentowania, użalania się, jesteś bardzo wstydliwa, a na dodatek wizyta u ginekologa to dla Ciebie trauma, możesz ciężko to przeżyć, szczególnie jeśli zmiany, które wykryto wyglądają groźnie i przyjdzie Ci mieć do czynienia nie z jednym, nie z dwoma, ale na przykład z czterema lekarzami. Każdy z nich osobiście musi przecież przeprowadzić badanie, a niektórzy z nich nie słyszeli o tym, że można je przeprowadzić delikatnie. Wtedy pierwszy raz zdajesz sobie sprawę z tego, że niestety nie jesteś w sanatorium. Potem USG. No dobrze, myślę sobie, trzeba to trzeba. Kiedy już mam się rozebrać i proszę o zamknięcie drzwi, bo na korytarzu przechadzają się ludzie, spotykam się ze zdziwieniem. Chwilę później leżę z tym USG w wiadomym miejscu, a do pomieszczenia wchodzą kolejni lekarze oraz studenci i już wiem, że moja prośba była bez sensu. Po prostu, tutaj coś takiego jak wstyd nie istnieje. I to jest najważniejsza rzecz, którą należy wbić sobie do głowy, jeśli chce się przejść przez to wszystko w miarę spokojnie. A tak właśnie zamierzałam to zrobić.

Wstyd jest w Tobie, bo nie chodzisz po ulicy naga. Nie przywykłaś najpewniej do pokazywania swoich jajników tak, jakbyś pokazywała migdałki. Prosta prawda, o której słyszymy ciągle, a jednak w praktyce wszystko wygląda inaczej. Pozbądź się wstydu. Ułatwisz sobie wszystko. Pozbądź się na chwilę myślenia o swoich narządach rodnych jako o czymś bardzo zacnym i nobliwym,dzięki czemu urodzisz piękne, różowe dzieci. Teraz to tylko obiekt medyczny. Skoro już tak jest, zostań wdzięcznym obiektem. Jak to zrobić?

Jak zawsze, uświadomić sobie jak naprawdę wygląda sytuacja. Odrzeć ją z emocji (zgoda, to trudne). Stół operacyjny na oddziale ginekologicznym wygląda jak typowy stół plus zakończenie jak w fotelu ginekologicznym. Stajesz przed nim naga, musisz się położyć. Wyobraź sobie dodatkowo, że właśnie masz miesiączkę. Ja byłam zdruzgotana. Przypomniałam osobom stojącym dookoła mnie o tej okoliczności. Położyłam się, zaczęto ustawiać mi odpowiednio nogi i rozpłakałam się, mamrocząc pod nosem, że przecież ja mam miesiączkę. Pani, która znajdowała się akurat gdzieś między moją nogą prawą a lewą oznajmiła znudzona: dziewczyno, jesteś na ginekologii…

Że operacja się nie odbyła dowiedziałam się po wybudzeniu. Nie dotarł lekarz, ginekolog-onkolog, nie dotarła pani histopatolog. Denerwowałam się, ale nie dałam się już więcej wyprowadzić z równowagi. To był początek ogromnej zmiany, którą wywołała we mnie cała ta sytuacja. Ale o tym kiedy indziej.

Mój Mistrz Świata (sorry, Mistrzu…) dotarł na operację w kolejnym wyznaczonym terminie. I zrobił co do niego należało. Nie wycięli mi całej macicy, choć było takie prawdopodobieństwo, ba, nawet uratował części jajników. I przyszedł ten cudowny czas pooperacyjny. Próbujesz się ruszyć, nie możesz. Z tej strony boli. Z tamtej boli. Jaka to rozkosz, kiedy w żyłę dostarczą kolejną dawkę leków przeciwbólowych.

Wokół nieszczęśliwe kobiety płaczą. Nie odzywasz się, bo nie wiesz, co mówić. Na korytarzu szczęśliwe mamusie z tłuściutkimi bobaskami, wzruszeni tatusiowie. A Ty po raz pierwszy w życiu naprawdę doceniasz, że na co dzień wstając z łóżka czy krzesła nie czujesz tego, co czujesz teraz, że nawet o tym nie myślisz, po prostu wstajesz.

Co za pomysł, aby zderzać ze sobą dwa tak różne światy. Pastelowy oddział położniczy, gdzie radość unosi się w powietrzu i obdrapany ginekologiczny, na którego remont pewnie nie wystarczyło pieniędzy. W końcu kobiecie z rakiem, czy innym mało przyjemnym schorzeniem to już wszystko jedno. I leżysz w tej sali, mając do wyboru dostosowanie się do płaczliwej atmosfery, albo spokój. Spokój, który ja wybrałam może zawsze zostać zakłócony przez wyjący telewizor. Niestety. Wrzucają monetę i buczy. Nie warto się poddawać. Można zajmować się wszystkim. Choćby nie odbieraniem telefonów, których treść można zamknąć w dwóch słowach: będzie dobrze.

Wiem,że będzie! Taką pewność mam w sobie. Dlaczego? Dlatego, że pogodzę się z każdą diagnozą. Dlatego, że każda będzie dobra. Bo już się stało i już nie mam na to wpływu. Jak trudno pojąć,że nie muszę usłyszeć tego z ust trzydziestu osób, aby w to uwierzyć. Robi mi się słabo na dźwięk tych słów. Spokój mam w sobie. Nie potrzebuję, aby ktoś mi go ofiarowywał, bo to niemożliwe.

Minęło pięć tygodni, odebrałam wynik histopatologiczny. Nowotwór, ale łagodny. Plus endometrioza, to dla wtajemniczonych ;). Plus parę innych niespodzianek. Nie przestaję czuć się jak obiekt, ale to minie. Za to nie mogę już czytać dramatycznych wpisów kobiet na różnych forach. Może napluć na mnie dowolna ilość osób za to, co powiem, ale: uwielbiamy cierpieć. Kochamy być chorzy, kochamy dowiadywać się, że coś nam jest. Chcemy, aby ludzie się nami interesowali, współczuli. Uwielbiamy panikować, histeryzować, gdy jeszcze nic nie wiadomo. W ten sposób sami ściągamy na siebie to, czego się boimy.

Niepotrzebnie. Tylko zrób USG (w tym wypadku…) i zachowaj spokój.

Jeśli sama tego jeszcze nie wiesz, to ja to powiem:

Zobaczysz, będzie dobrze:)

/Możesz czymś we mnie rzucić, jeśli odczuwasz taką potrzebę/

Dopisek autora blogu

Dziękuję Aniu za ten artykuł. Coś koszmarnego w tych naszych szpitalach z tym nie zachowaniem intymności chorych kobiet w trakcie badania. Na badaniu laryngologicznym w trakcie zapalenia krtani jak do ust zaglądali mi studenci, czułem się niezwykle zawstydzony, więc wyobrażam sobie jak musi wyglądać to co opisałaś.

Będzie dobrze 🙂

Pozdrawiam.

2 thoughts on “Ania

  1. kobieta nie pieprzyla sie 4 razy w tygodniu.
    po otrzymaniu plynu spermowego nie absorbowala go w pochwie.
    nie byla spokojna przy swoim mezczyznie.
    TO SPOWODOWALO CHROBE JAJNJKA.

Dodaj komentarz

Top