Jesteś tutaj
Home > MyBlog > Przemyślenia > Cztery ręczniki, cztery bajki

Cztery ręczniki, cztery bajki

 

 

 

W toalecie mam zawsze cztery ręczniki. Jeden do dłoni; uwielbiam je myć bardzo często, ot, nerwica natręctw. Nie dotknę się do tekturowego pudełka, mając chociażby delikatnie brudne dłonie; zemdlałbym na miejscu z obrzydzenia. Na samą myśl mam silne dreszcze. Drugi do ciała, trzeci do stóp, a czwarty jak zapewne szanowni Państwo się domyślają, do dupy. A więc rozwieszam nowe ręczniki. Duży zielony do ciała, mały różowo żółtawy do dłoni. I wiszą dwa identyczne (wielkością, formatem) przy kabinie prysznicowej; jeden żółty a drugi biały anielski. Postanowiłem sobie który do czego, a że pamięć mam dziurawą jak ser szwajcarski, zapomniałem. I boję się, że wszystko pomieszałem, ba! na pewno tak się stało. Wczoraj chciałem wreszcie konkretnie ustalić, który będzie do czego. Najlepiej metodą skojarzeń; a więc biały to kolor czystości, nieskalania, duchowego nieba, dziewictwa. Będzie więc do dupy, gdyż ta jest i zawsze będzie dziewicza, chyba że przestanie taką być, wbrew mojej woli. Np. trafię do więzienia za obrażanie umiłowanego wodza, umiłowanej partii pokoju i miłości, czy podważanie uczciwości Panów którzy siedzą w sejmie i pozłacanej tombakiem świątyni, gdzie podobno mieszka Pan Bóg Który Może Wszystko; oczywiście wszystko, oprócz drukowania pieniędzy dla swoich sług. Te musi im dać zwykły człowiek, o którego kapłani „dbają” od dzieciństwa do śmierci, wmawiając mu że wszystko co przyjemne jest złe, a on sam jest winny brutalnej śmierci syna Boga dwa tysiące lat temu, i jeśli będzie grzecznie wierzył, nie zadawał „głupich” pytań (i płacił), to może pójdzie do nieba. Żółty, oczywista oczywistość, do stóp.

 

Są cztery ręczniki, którymi Państwa uniżony sługa osusza swe rozgrzane seksapilem ciało. I cztery mity, w które będąc młodym człowiekiem, wierzyłem.

 

                                                                Cztery

 

Pierwszy to mistycyzm sztuk walki. Bakcyla złapałem oglądając z kolegami filmy, gdzie medytujący mnich dewastował układ kostny setek łajdaków na raz. Trzaskały cyniczne kręgosłupy moralne, wokół latały powybijane zęby, a całe pole walki tonęło w jeziorze sztucznej krwi; sytuację urozmaicał mistyczny, duchowy okrzyk walczącego stylem małpy wojownika dobra, który różnił się od wojownika zła kolorem stroju. Zły miał czarny ciuch, a dobry bił w białym. Na każdą sytuację w walce, istniał jakiś magiczny styl żurawia czy pijanej małpy, a jego poznanie gwarantowało zmasakrowanie kanalii. Święcie wierzyłem że poznanie tajemnych technik, umożliwi mi bycie niepokonanym. Po każdym filmie karate, trenowałem przed telewizorem uderzenie smoka i czapli, wyobrażając sobie jak koledzy mnie podziwiają (i się boją), a klasowe pięknotki patrzą przychylnym okiem, i dają odpisać zadanie domowe. Tymczasem prawda okazała się znacznie prymitywniejsza, niż mi się wydawało. Walka uliczna, to kilka prostych zasad. Kto zaatakuje pierwszy, ten przeważnie wygrywa; liczy się agresja, albo bardzo silny strach który jest mocniejszym motywatorem. Jeśli kogoś uderzysz, nie poprzestawaj na tym, i nie myśl o konsekwencjach. Po pierwszym ciosie uderz drugi raz, trzeci, a jak przeciwnik upadnie wal go w twarz z całej siły, by jak powstanie, on nie zrobił Ci tego co Ty mu. W walce najczęściej liczą się ręce; kto widział jak sobie radzi bokser w ulicznym starciu, ten wie że nikt o podobnym stażu ćwiczeń i motywacji do walki, nie ma z nim szans.

 

                                                         Pijana małpa

 

Jeśli chcesz być dobry na ulicy, musisz wprowadzić się w potężny stan emocjonalny; strach albo furię. Strach mocniej angażuje układ hormonalny, co daje Ci potężne wsparcie, ale jest krańcowo nieprzyjemne. Jeśli chodzi o ciało, wystarczą pompki, podciągnięcia na drążku i uderzanie ciosami prostymi w worek bokserski. Liczy się prostota, przez rok jeden typ ciosu można dość dobrze wyćwiczyć. Im więcej chwytów czy ciosów do nauczenia, tym mniejsza automatyzacja. A ta jest kluczowa w niezwykle stresującej i upokarzającej sytuacji gdzie nie liczy się myślenie, a wyćwiczone odruchy. Oczywiście, gdy trafi się na Mameda, powyższe rady można sobie wsadzić tam, gdzie ląduje mój biały ręcznik. Zawodnik takiej klasy, nie musi wchodzić w skrajne stany emocjonalne, może zachować spokój który da mu precyzję. Proszę jednak się nie przejmować; Mamed jest jeden jedyny, a buraków setki tysięcy. Zresztą Mamed nikogo nie zaczepia, bo i po co? silny nie ma takiej potrzeby, atakują tylko słabi, zakompleksieni; chcący coś sobie udowodnić, wymazać dotkliwe poczucie bycia popychadłem życia.

 

Liczy się głównie atak, a nie obrona. W każdej sytuacji, gwałtowny atak jest gwarancją sukcesu. Im gwałtowniejszy, im bardziej bezwzględny, tym większa szansa na przetrwanie. Oczywiście, w naszym chorym systemie prawnym, możesz trafić do więzienia za przekroczenie granic obrony koniecznej. Jednak lepiej odsiedzieć rok czy dwa lata, niż do końca życia leczyć się, wstawiać sztuczne zęby, poddawać niezwykle bolesnym operacjom. Jeśli ktoś Cię napada, nie medytuj, nie kontempluj; zdaj się na wyćwiczone odruchy, automatyzmy. Bądź bezwzględny. Porzuć moralne dylematy; kto atakuje, podpisuje się pod ryzykiem stracenia zdrowia. I powinien je stracić. Pewnych ludzi, przekonać może tylko potworny ból. Nie da się do nich trafić w inny sposób, nie rozumieją słowa „nie”, czy Twoich uczuć. Dla nich jesteś kolejnym frajerem do zabawy i zarobku. Spraw więc, by zaczęli Cię traktować jak istotę ludzką, a nie przedmiot. Uczyń go wrażliwym, poprzez transformującą i świętą moc bólu. A skocz tak niby przypadkiem piętą na palce prawej dłoni… żeby już nigdy nie uderzył pięścią człowieka w twarz. I najważniejsze; lew to król zwierząt, pełen dumy i siły. Ulubieniec wzdychających Pań. A jednak gdy ocenia sytuację na niebezpieczną, po prostu ucieka. Odwraca się, i tylko ogon z zadnimi łapami widać. Po prostu uciekaj. Nie tracisz przez to dumy, a zyskujesz zęby, zdrowie. Oczywiście są sytuacje, gdzie ucieczka nie jest możliwa; więc walcz. Gdy się jednak da, uciekaj, rezygnuj z niegodnej prawdziwego mężczyzny dumy. Gdy kobieta mnie pyta jaki jestem, odpowiadam że jak lew. Oczywiście moja odpowiedź ma drugie dno, które Państwo już na pewno rozumieją. Kocham umiłowanych czytelników, a także moje własne zęby. Nie chcę stracić żadnych z nich, więc jak król zwierząt, strategicznie (i gwałtownie) się oddalam.

 

                                                     Wyginam śmiało ciało

 

Drugi mit. W życiu dałem kompletnie ciała, w sensie społecznym, zarobkowym. Byłem nieudacznikiem, ba! nadal nim jestem, ale już się tym nie przejmuję. Zbyt wiele widziałem sukcesów które przychodzą nagle na człowieka, i zbyt wiele widziałem porażek. Proszę pamiętać, że od lat jestem powiernikiem ludzi; nie piszą do mnie tak, jak pisze się do znajomego gdzie udaje się i ściemna, żeni kit na uszy. Piszą szczerze; raz że są anonimowi więc nie boją się i nie wstydzą, dwa że ja rozumiem, a i doradzić czasem to i owo umiem. Wstydzić można się nadętego kolesia, pełnego pychy czy szyderczej pewności siebie. A ja jak oficjalnie wiadomo, taką osobą nie jestem. Nieudacznik czy człowiek sukcesu, to bardzo subiektywne pojęcia. W dawnych, grzesznych latach, najbardziej jednak doskwierał mi brak dziewczyny, więc chciałem być cwany, i wszedłem w tzw. duchowe środowisko. Byli tam ludzie zainteresowani nie lansem i pieniędzmi, jak mi się wydawało, a sprawami duchowymi; były ciekawe rozmowy, dysputy filozoficzne, religijne dyskusje. Kiedy „normalni” ludzie rozmawiali o kursie dolara i ostatnim ruchanku, ja rozmawiałem o duszy, czakramach, aurze i poprzednich inkarnacjach. Miałem więc nadzieję na poznanie fajnej dziewczyny, której nie będzie przeszkadzało że mam dwie lewe ręce. Niestety; okazało się, że moje bezrobocie nie podoba się tak samo Paniom z kręgów „duchowych”, jak i z wszelkich innych. Kręgi „duchowe”, obfitują w Panie które podobnie jak ja, chciały oszukać rzeczywistość. Były brzydkie bądź miały dupę jak wieloryb, a w ich charakterze dominowała krzykliwość, histeryczność, obrażalstwo większe nawet od mojego (chociaż ciężko w to uwierzyć). Te dziewczyny miały niską wartość na rynku związkowym, i mogły liczyć na odpowiadające im pasztety męskie (czyli mnie), które nie mogły liczyć na atrakcyjne panny. Problem w tym, że ja chciałem więcej, podobnie jak i one. Więc pozornie sprytnie wymyśliły sobie że znajdą facetów, którzy będą zamożni, mieli dobrą robotę, ale będą szukali czegoś innego niż wzruszająca zgrabność łydki, szczupła talia czy piękny, obfity biust.

 

Jak się jednak okazało, jeśli zdarzył się już jakiś książe w białym mercedesie (w tym środowisku to tylko twórca metody, rzadko kto inny) to kompletnie nie był zainteresowany otyłą, brzydką i „uduchowioną” histeryczką, tylko leciał jak inni, na zgrabną dupę i duże cycki. Jak taką spotkał, dobra restauracja, trochę rozmów o poprzednim wcieleniu (wszyscy byli królami, faraonami, wielkimi wojownikami czy mistrzami duchowymi, nikt nie chce być prostym chłopem czy stolarzem) upewnienie się samicy że koleś ma dużo hajsu, a później standardowo, ostre rżnięcie. To budziło w Paniach „uduchowionych” i brzydkich święte oburzenie, podobnie jak i we mnie, analogicznie tak samo odczuwałem złość na Panie; dlaczego się mną nie interesują? jestem inteligentny (powiedzmy), na pewno oczytany, mam sporą wiedzę. A jednak rzeczywistość okazała się inna, niż moje jej wizje. Mądrego można poznać po tym, że gdy widzi ewidentny błąd w założeniu, zmienia założenie i cel. Głupiec tkwi dalej w swoich wyobrażeniach, chociaż one są nieprawdziwe. I owszem, jestem prostym, niewykształconym chłopakiem, ale jestem szczery wobec siebie. Na tyle ile mogłem, ile umiałem, zmieniłem wizję. Panie nieatrakcyjne, nadal tkwią w swoich marzeniach o uduchowionym księciu w białym bmw. Liczą na spotkanie połówki pomarańczy, oderwanej z ich duszy cząstki męskiej. Oczywiście połówek ma być przy kasie; i dać szczęście. Spotykam Panie koło 70 tki, które nadal czekają. Męża mają, dzieciaki i wnuki, ale wiadomo, proza życia; rodzina dokuczała więc szybko ciąża z frajerem, kościelniak i życie. A w międzyczasie oczekiwanie na księcia, który jak wiemy, nie przyszedł. A może się pojawił, tylko nie spełnił oczekiwań żywcem wziętych z seriali telewizyjnych? może połówek duchowy był biedakiem? narastająca frustracja brakiem połówka – miliardera sprawia, że nienawidzi się męża i obwinia za dosłownie wszystko. Kogoś w końcu trzeba.

 

                                                       Smak sukcesu

 

Później wiele nad sobą pracowałem, zaczęła pojawiać się pewna siła wewnętrzna, zacząłem pisać w sieci, i pojawiły się pierwsze sukcesy. W końcu bycie jednym z najpopularniejszych blogerów onetu (cały czas na szczycie rankingu „męskie tematy”), to wygrana nad ponad milionem ówczesnych blogów. Byłem lepszy od ponad miliona ludzi w tej dziedzinie, co oznaczało sukces, i utrzymywałem swoją mocną pozycję tak długo, jak na onecie pisałem. Po prostu byłem liderem i dominatorem w onetowej blogosferze, a w życiu realnym, zalęknionym, niepewnym siebie gościem. Wraz z tym pojawiły się kobiety, a ja poznałem smak dobrego seksu. Okazało się, że zdobycie seksu jest łatwiejsze niż zrobienie placków ziemniaczanych. Najpierw byłem kompletnie oszołomiony, gdy pewna Pani się po prostu na mnie rzuciła; no cóż, nie broniłem się, a nawet domagałem ponownego ataku; o dziwo nastąpił. Z czasem nieśmiałość zanikała, a ja czułem się coraz pewniej. Kobiety chciały się pieprzyć z facetem, który w dziedzinie blogowania jest jednym z najlepszych (na onecie, bo do Kominka czy Korwina to nie mam się nawet co porównywać). Kobiety chciały zobaczyć, jak to jest z facetem, który jest samcem alfa w blogowym stadku. Jak było? różnie, różniście. Jako bloger, byłem dobry na raz, nawet kilka razy. Ale nie pracowałem, nie miałem pieniędzy, więc na tym się kończyło. Nie mogłem z racji braku pieniędzy, stworzyć stałego związku. Nie dziwię im się, gdybym był kobietą, spieprzałbym od siebie z daleka. Byłem w końcu nieudacznikiem. Później dolegliwości które miałem od wielu lat (ale jakoś tam mogłem funkcjonować) przerodziły się w chorobę, i zaczęło się moje kilkuletnie piekło za życia, gdzie poznałem co znaczy bezradność, bezdenna rozpacz i chęć zakończenia sprawy definitywnie. Mimo wszystko poznałem wiele kobiet, i dużo wtedy zrozumiałem. Moje romantyczne marzenia pękły jak banka mydlana. Wtedy właśnie uświadomiłem sobie, że kobiety to nie księżniczki (gloryfikowałem je) a normalni ludzie, którzy kłamią, oszukują, co ciekawe; najczęściej samą siebie. Uczucia to tylko gra chemii organizmu, a ludzie uwielbiają wierzyć w coś, co po prostu nie istnieje. Mit drugi, śmiało mogę krótko podsumować; nieważne co ludzie mówią i deklarują, liczą się tylko pieniądze i pozycja społeczna w świecie relacji międzyludzkich. Jakiś promil tych relacji, to faktycznie sfera duchowa, połączenie dusz. Niezwykle rzadkie uczucie, niemal zawsze mylone ze stanem zakochania (chemia organizmu, który dąży do rozmnażania się więc w ten sposób pobudza ludzi do tego typu działań).

 

                                                      Trzecia bajka

 

Trzecia bajka, to wiara że trzeba być jak wszyscy. Trzeba mieć iphona, być na topie, nie wychylać się, słuchać autorytetów, kochać Papieża itd. Gdybym uwierzył w tę bzdurę, najprawdopodobniej już bym nie żył (chociaż wątpię). Musiałbym się powiesić. Moja choroba polegała na tym, że każde wyjście na zewnątrz domu, sprawiało potworny ból brzucha. Nie mogłem pracować, wychodzić na zakupy. Próbowałem z tym walczyć, ale przegrałem. Matka przynosiła mi jedzenie, i doświadczyłem ciężkiej biedy, w sumie nędzy. Próby leczenia nic nie dały, podobnie jak próba uzyskania renty. W świetle medycyny byłem zdrowy jak koń, i co ciekawe wyglądałem na zdrowego, a nawet wyniki badań miałem dobre. Tylko dlaczego po każdym posiłku, zwijałem się z bólu? czemu truło mnie dosłownie wszystko? jedni ze mnie kpili, inni szydzili. Nierób, leń, nienormalny. Jestem dumnym człowiekiem, więc bardzo to przeżywałem. Jak miałem wytłumaczyć komukolwiek, że gdy wychodzę z domu, mogę do niego nie wrócić? że ból jest tak potworny że wrzeszczysz z bólu? jak wytłumaczyć to tłumokowi, który z medycyny wie jedynie to, że panadol pomaga mu na ból głowy? ani pracy, ani pieniędzy, ani ratunku znikąd. Każda myśl o mojej sytuacji, sprawiała że kuliłem się ze strachu i łapałem za głowę. Jednocześnie żeby móc się leczyć, robić ciągłe badania, musiałem mieć chociażby ubezpieczenie. Musiałem kłamać i mataczyć w urzędzie pracy, żeby je dostać. Jakoś udawało mi się prześlizgnąć, ale tłumaczenie urzędnikowi w pełnej ludzi sali, że jest się chorym na brzuch, do przyjemnych nie należy.

 

Gdyby nie pisanie, gdyby nie to że zawsze pisałem szczerze i to co myślę, musiałbym zawisnąć. Pal licho szczegóły, niemniej sporo ludzi mi pomagało. Dostawałem leki (czekałbym na nie trzy miesiące, miałem załatwione po kilku godzinach kiedy ich naprawdę potrzebowałem), badania, pieniądze, samochód, wszystko co potrzebowałem. Dlatego chociaż nie wierzę w darmową pomoc, sam pomagam za darmo, a właściwie co łaska. Chcę się odwdzięczyć za te czasy, kiedy zwyczajnie nie dałem rady i mi pomogli ludzie. I taką właśnie mam motywację, pomagać. Wszystko co mam, posiadam dzięki temu że nie byłem jak inne małpy. Ludzie lubią szczerość i normalność, i ja to im daję. Przyjdzie czas, że zacznę na tym bardzo dobrze zarabiać. Wspomnicie moje słowa. Nawet jak było źle, wiedziałem jedno; mam pisać, bo to jedyna szansa na wyrwanie się z biedy, z chorego świata. Teraz mogę śmiało powiedzieć, że praktycznie się udało. Zdrowie się poprawia, psychika (nerwica, skutek choroby) także. Jestem mocniejszy niż kiedykolwiek, pełen wewnętrznej mocy. Wiem na co mnie stać, ale wiem także na co mnie nie stać co zdaje się być najważniejsze. Nie martwię się pierdołami, bo wiem jak może być nieciekawie. Staram się chłonąć życie, bawić się nim. I swoje doświadczenie, wiarę, przelewam na monitor komputerowy, książkę itd. Nie skurwij się dla pieniędzy, rób to co kochasz, miej wiarę. To mogę potwierdzić swoim życiem, że to działa. Jest tyle fajnych, wartościowych ludzi, którzy łyknęli że są beznadziejni, słabi; ja im to wybiję z głowy. Pisaniem, bo nic innego robić nie umiem. Jedni to robią fajną muzyką, inni sztuką, obrazami, rzeźbą, grą aktorską, teatrem. Pieprzyć lamusów i leszczy, pukać ładne laski, iść do przodu, ciągle tworzyć coś wspaniałego. Ot, takie motto na poczekaniu, które jak podejrzewam, nie spodoba się Paniom. No cóż, mi też wiele rzeczy się nie podoba. Trzeba przełknąć. Na koniec dodam dla tych, co wierzą w święte książki, i na nich budują swój świat. Bóg dał mi rozum, a wiara jest jego zaprzeczeniem. Jeśli wierzysz, wszystko nagle staje się jasne. Ziemia jest płaska, ludzie latać nie mogą bo jakby Pan Bóg tak chciał, to dałby nam skrzydła, a ziemia stoi w centrum wszechświata. Wiara to wygodnictwo, rozum wymaga wysiłku, pracy. A zresztą; wiemy że historia ostatnich trzydziestu lat, jest totalnie zakłamana. Wałęsa to szpicel SB, podstawiony by zasymulować zmianę systemu, a w międzyczasie okradziono czterdzieści milionów ludzi, i zadłużono ich na gigantyczne pieniądze. Historia oficjalnie jest zakłamana, zagmatwana, przede wszystkim historię piszą zwycięzcy. Jakim więc cudem prawda miałaby przetrwać dwa tysiące lat, skoro newsy z wczoraj mogą być kłamstwem?

 

                                                           Czwarta blać

 

Czwarty bzdet. Pieniądze szczęścia nie dają. Oczywiście że nie dają szczęścia, ale dają większe możliwości jego poszukiwania. Szczęście jest w nas, oczywiście; ale o ile łatwiej je zauważyć w pięknym miejscu, bawiąc się w sporty wodne, pijąc chłodne drinki, niż w obślizgłej norze, rozpaczając skąd brać na rachunki. Pieniądze dają duże możliwości, także rozwoju duchowego. Wiadomym jest, że człowiek najlepiej rozwija się w pobliżu natury, ciszy lasu, kicających zwierzątek. Człowiek w kontakcie z naturą odżywa, wchłania w siebie jej dobroczynne, nazwijmy je żartobliwie, fluidy. I każdy kto spędzał czas na wsi, w lesie, górach czy nad morzem, zdaje sobie z tego choćby podświadomie sprawę. Mieszkając w bloku, gdzie pod oknem trwa niekończąca się libacja, wrzaski i bójki, a mając za jedną ścianą wścibską fanatyczkę religijną, za drugą nerwicowca któremu przeszkadza najmniejsze pierdnięcie, rozwój człowieka jest mocno utrudniony. Praktycznie wstrzymany. Z jednej strony cichy dom skąpany w drzewach i świeżym powietrzu, cisza i spokój, z drugiej blok gdzie masz świadomość, że wychodząc do sklepu, można zarobić butelką w głowę. Jest różnica? jasne. Ta różnica to pieniądze. Mówi się że i bogaty i biedak umrą. Ale zanim umrą… taka punkcja prostaty, niezwykle bolesna. Biedny ma robioną ją prawie na żywca, bogaty płaci za dodatkowe znieczulenie. Podobnie u dentysty, i z każdym innym medycznym zabiegiem. Lepsze warunki, własna toaleta (kto zna warunki szpitali, ten wie o co chodzi) miły personel. Można umrzeć z klasą, w miarę bezboleśnie. Można chodzić na zajęcia, poznawać fajne rzeczy, rozwijać się. Np. ja, od dłuższego czasu zbieram na jakiś lepszy samochód. Co miałem, wydałem na terapię. Zdrowie najważniejsze, znowu jestem goły i wesoły, a samochód? wcześniej czy później się pojawi w moim życiu. Oby wcześniej. Mój połówek, z klimą, najchętniej automatem bo jestem leniwy, przynajmniej 90 kucy. Czekam, oj jak długo już kurwa na niego czekam. Oby nie do 70 tki, jak niektórzy. Znajomi mówią mi, że pasuje mi corsa, bo jestem korsarzem blogosfery. Zielona, pod oczy. Wrogowie twierdzą, że pasuje mi dacia, skoda albo tata z elektrycznymi szybkami. Naprawdę mnie nienawidzą!

 

54 thoughts on “Cztery ręczniki, cztery bajki

  1. Dziękuję. Teraz niechętnie, ale trzeba będzie przestawić się na nową stronę, czyli na [url]http://www.samczeruno.pl/[/url] gdzie będę pisał na tematy męsko damskie, a tu każde inne. Przyzwyczaiłem się do tej, a na nowej jakoś tak ciężko będzie od nowa, ale muszę. Ta strona jest fajna, ale ma swoje wady, niestety. Podoba Ci się domena, i w ogóle kształt nowej stronki?

  2. nie ma więc co w obrębie pisarstwa wymyślać, i tak poczytnym będzie najwięcej to, co oddaje dobrze realność, w której żyje czytelnik. To mu zresztą bardzo dobrze robi, boć to przecież jest dobrze znana z psychoterapii zasada parafrazowania. Innymi słowy, robisz dobrą robotę.
    Na prostatę polecam jeżdżenie rowerem, wygniecie tak, że ho..

  3. [quote]Kto zaatakuje pierwszy, ten przeważnie wygrywa; liczy się agresja, albo bardzo silny strach który jest mocniejszym motywatorem. Jeśli kogoś uderzysz, nie poprzestawaj na tym, i nie myśl o konsekwencjach[/quote]

    To prawda. Nie znam się na sztukach walki i w ogóle samoobronie ale wiem że na ulicy, w starciu z kimś nie przeszkolonym, mam szansę tylko wtedy kiedy zaskoczę brutalnością. Albo idziemy na ostro albo trzeba umieć szybko biegać.

    A w ogóle to tak jak kiedyś Marku napisałeś…unikać takich miejsc i sytuacji gdzie można dostać. Ja nie jestem siłaczem, bitka to tylko ostateczność.

  4. [quote]Moja choroba polegała na tym, że każde wyjście na zewnątrz domu, sprawiało potworny ból brzucha. Nie mogłem pracować, wychodzić na zakupy. Próbowałem z tym walczyć, ale przegrałem. Matka przynosiła mi jedzenie, i doświadczyłem ciężkiej biedy, w sumie nędzy. Próby leczenia nic nie dały, podobnie jak próba uzyskania renty. W świetle medycyny byłem zdrowy jak koń, i co ciekawe wyglądałem na zdrowego, a nawet wyniki badań miałem dobre. Tylko dlaczego po każdym posiłku, zwijałem się z bólu? czemu truło mnie dosłownie wszystko? jedni ze mnie kpili, inni szydzili. Nierób, leń, nienormalny. Jestem dumnym człowiekiem, więc bardzo to przeżywałem. Jak miałem wytłumaczyć komukolwiek, że gdy wychodzę z domu, mogę do niego nie wrócić? że ból jest tak potworny że wrzeszczysz z bólu? jak wytłumaczyć to tłumokowi, który z medycyny wie jedynie to, że panadol pomaga mu na ból głowy? ani pracy, ani pieniędzy, ani ratunku znikąd. Każda myśl o mojej sytuacji, sprawiała że kuliłem się ze strachu i łapałem za głowę. Jednocześnie żeby móc się leczyć, robić ciągłe badania, musiałem mieć chociażby ubezpieczenie. Musiałem kłamać i mataczyć w urzędzie pracy, żeby je dostać. Jakoś udawało mi się prześlizgnąć, ale tłumaczenie urzędnikowi w pełnej ludzi sali, że jest się chorym na brzuch, do przyjemnych nie należy.[/quote]

    Poruszyły mnie te słowa 🙁

    Ostatni raz czułem się tak podczas lektury „Dzikie serce. Tęsknoty męskiej duszy.”

  5. Wszystko prawda Marku. To co napisałeś to wszystko prawda. Krew mnie zalewa jak przemiła koleżanka, naprawdę przemiła ale i zamężna, usiłuje mnie, przekonać że kasa się nie liczy. Tylko czemu te wszystkie miłe znajome, koleżanki z dawnych lat, koledzy mają dobrze ustawione zawodowo połówki?
    Niech nie pieprzą…pieniądze i pozycja są ważne. Nie żyjemy w próżni. Trzeba jeść, mieć dach nad głową i co na dupę założyć. A jak chce się mieć dziecko to też trzeba mieć pieniążki na opiekę nad nim. Nie ma bata. Ludzi w większości gówno obchodzi wnętrze. Liczy się to co widać. Pozycja, osiągnięcia, zaradność. Ludzie nie szanują golców. Taka jest ta breja w jakiej żyjemy. Ale czy jest istotna opinia bezmyślnego tłumu? Nie!

    Ehh..wszystkie przytoczone mity są mym udziałem i nie dają żyć…człowiek jest tak przesiąknięty rozlicznymi formułami, programami na życie że już sam nie wie kim jest, co zrobić z życiem…i jedyne czego pragnę w tym momencie to święty spokój…ufff…

  6. Gratulacje Mistrzu – trzymasz fason i formę 🙂
    Jako blogowy zgred przyplątałem się tu przypadkiem (Twój komcio z adresem na onecie – powinieneś częściej !!!) – i jakoś zostałem. Przeglądam Twoje stare arty, czytam komcie i znajduję odpowiedzi na pytania, których nigdy sobie nie stawiałem. Miałem oczywiście fazę „uduchowienia” jednak nie znalazłem w środowisku pokrewnych dusz. Miałem też spaczone widzenie honoru i odwagi. Kiedyś, w czasach studenckich, przed wyjściem z narzeczoną do teatru, z kumplem spożywałem piwko nad jeziorkiem na Orliku (Praga Południe 🙂 Podeszło do nas 14 młodych miejscowych żuli i chcieli pożyczyć na browca. Zamiast uciec z godnością – wyjaśniłem im niestosowność takich próśb. Ich przywódca rzucił mi wyzwanie – solówka – ja oczywiście przystałem (jak ostatni głupi). Zamachnął się dwa razy – dostał w pysk, po czym go zwaliłem i usiadłem mu na plecach. To była ostatnia rzecz, którą pamiętam. Według relacji kumpla stado na widok porażki swego prowodyra skoczyło na mnie i zaczęło mnie kopać. Kiedy odzyskałem przytomność byłem w taksówce, którą wezwały „honorne” żule. Na Barskiej stwiedzili złamanie kości jarzmowej i nosa. Twarz miałem jak befsztyk, a odcisk podeszwy trampka schodził mi z czoła przez kolejne 2 tygodnie. Czemu nie napisałeś tego arta 30 lat temu – wtedy wiedziałbym jak postąpić. Dziś wiem to również, ale dopiero po smutnym doświadczeniu. Dlatego też czytam Twoje przemyślenia na temat relacji z kobietami. Oczywiście posiadam pewną wiedzę teoretyczną i praktyczną w tej materii (damskiej 🙂 , jednak spojrzenie z innej perspektywy (Twojej i komentatorów) pozwala na odkrycie lub ugruntowanie nowego – bardziej brutalnego – czyli mniej idealistycznego podejścia do kobiet. Podobnie jak Ty uważałeś, tak ja to robię do dziś – kobieta jest istotą nieziemską i ezoteryczną, a jej uduchowienie każe mi wybaczać każde jej (ich) szaleństwa i awantury.
    Dzięki Tobie werbalizuję w sobie świadomość niskości pobudek kobiet (większości lub wszystkich), a to mam nadzieję pozwoli mi uniknąć kłopotów.
    Pozdrawiam ZM

  7. [quote=marcosimone]

    To prawda. Nie znam się na sztukach walki i w ogóle samoobronie ale wiem że na ulicy, w starciu z kimś nie przeszkolonym, mam szansę tylko wtedy kiedy zaskoczę brutalnością. Albo idziemy na ostro albo trzeba umieć szybko biegać.

    A w ogóle to tak jak kiedyś Marku napisałeś…unikać takich miejsc i sytuacji gdzie można dostać. Ja nie jestem siłaczem, bitka to tylko ostateczność. [/quote]

    Zgadzam się. Sam już kiedyś mówiłem nieskromnie na tym blogu że biegaczem zawsze byłem i jestem bardzo dobrym i skoro mam taki atut to należy go bezwzględnie wykorzystać w zagrażającej sytuacji,siłowo na pewno bym poległ na całej linii, bo niespecjalnie umiem się bić i ogólnie słaby jestem (tylko kondycję mam dobrą).

  8. Ja też się przyzwyczaiłem do ecoego, ale będę się musiał przestawić w takim razie. Tak, samczeruno całkiem elegancko się prezentuje. I nawet forum jest:D Pozostaje życzyć tylko większej ilości wejść, ale myślę że z czasem się to rozkręci. Tylko co robi ten małpiszon o wielce refleksyjnym spojrzeniu na głównej8) ?

  9. Fajnie że Ci się podoba, a z tą małpą? może taki podpis walnę, „Marek, w czym moge pomóc?” taki wiesz, dla jaj 🙂 może być, czy może coś innego tam wstawić?

  10. Podobno jeźdżenie rowerem, zmniejsza możliwości tego „obszaru” 🙂 podobnie jak i obcisłe majtki czy ciepła woda.

  11. Unikać i uciekać, a jak dojdzie do czego, dać z siebie maksa. Ten maks może nie wystarczyć do wygranej, ale może przeciwnikowi związac siły, i mniej dostaniemy.

  12. Zapomniałem dodać, że w trakcie tych „przesranych” chwil, były problemy z rodzicami, tata w szpitalu, mama ledwo co zdrowa, teraz ojciec na wózku już się porusza. Czyli dodatkowy stres. Ale jak widać, udało mi się przejść, więc i innym się uda.

  13. Pieniądze nie są ważne, ha ha ha 🙂 taak, Panie kochają tak mówić. A potem utyskiwanie że mąż koleżanki ma to i tamto, a my nie mamy. no cóż, czy ja musze być jak ten mąż?

  14. Nie, jest ok, niech małpa zostanie razem z tym podpisem bo ma wyraz pyska jakby ewidentnie ciężko angażowała swoje szare komórki i coś jak to mówi młodzież: „rozkminiała”. Zaskoczył mnie tylko ten całkiem oryginalny pomysł żeby akurat ją wstawić:P:P

  15. Czuje w kościach, że ta stronka samczeruno Ci wypali. Sama strona od strony wizualnej już zachęca, a facetów (i kobiet również) którzy zaczynają pojmować jak to wszystko wygląda jest coraz więcej. Teksty masz dobre – wróżę sukces. W sumie wróżyłem Ci sukces od samego początku jak zacząłem Cię czytać. W sumie robisz wszystko jak trzeba; ciągle coś nowego, ciągle się rozwijasz, to się musi w końcu dobrze skończyć w sensie finansowym! 🙂

    A teraz zachowam się jak typowy człowiek i powiem:

    wspomnij na mnie mistrzu, gdy będziesz w raju 😀 hehe

  16. Czy Wy musicie robić jakieś podziały na złe, kierujące się niskimi pobudkami kobiety i szlachetnych, wykorzystywanych samców ?
    Wśród każdej z płci są ludzie płytcy, miałkiego pokroju, oraz ci myślący szerzej.
    Nie zależy to wcale ani do płci, ani od tzw. „statusu społecznego” (kasa, wykształcenie, pozycja zawodowa).
    Może bardziej sprawiedliwie byłoby dzielić ludzi na myślących i tych myślących inaczej?

  17. To niech zostanie, dodam tylko ten podpis, i będzie to może aktywne zdjęcie do kliknięcia; czytelnicy będą mogli wpisywac tam swoje problemy miłosne, a ja je czy audio, czy w formie tekstu postaram się rozwiązać. Pomysł z małpiszonem chyba nie mój, a brata samca Seby, architekta nowego porządku strony.

  18. Byłoby zajebiście 🙂 wspomnę, oczywiście że wspomnę, nawet Ci butelkę bezalkoholowego piwa wrzucę do kotła, gdy będę siedział na chmurze z aniołami, i smażył nad czytelnikami kiełbaski 🙂

  19. Widzę że mógłbyś sobie łapkę podać z moją siostrą. Taki sam czyścioch 🙂 Niestety uprzedzam, siostra zajęta. Ma męża;)

  20. No to jak ma małżonka, to faktycznie tylko dłonie możemy sobie podać 🙂 [url]http://moto.wp.pl/kat,45754,title,Problemy-przy-zakupie-auta-nie-wpadnij-na-mine,wid,14900480,wiadomosc.html[/url] kurde jak to czytam, to mi się nóż w kieszeni otwiera. I jak tu kupić jakiś samochód?

  21. Ty się nie wybieraj do tego raju, tylko lepiej zrób jednak jakąś porządną diagnostykę zakończoną konsultacją u tego profesora.

    Myślę, że czasami warto nawet po osiągnięciu krytycznej wytrzymałości zmęczeniowej konwencjonalną medycyną, żeby ktoś świeżym okiem jeszcze raz ten temat ogarnął … .

    🙂

  22. Jesteś Marku po ciężkich przejściach. Nie wypada mi się równać z Tobą. Nie miałem aż tak ciężko w życiu. Jedyne co może mnie łączyć z Twoimi doświadczeniami to fakt że to co mnie męczy jest nie widoczne gołym okiem. Jeśli człowiek jest chory, ma nogę w śrubach, generalnie widać przyczyny cierpienia to ludzi patrzą łaskawszym okiem. A jak problem ma inną naturę, nie widoczną dla większości to zaczyna się bardzo przykre dla każdego faceta upokorzenie.
    Podniosłeś się w Swoim życiu i to jest godne szacunku i naśladowania.
    Twoja postawa przypomina mi słowa [u]Teodora Roosevelta:[/u]
    [i]”Nie krytyk się liczy, nie człowiek, który wskazuje, jak potykają się silni albo co inni mogliby zrobić lepiej. Chwała należy się mężczyźnie na arenie, którego twarz jest umazana błotem, potem i krwią, który dzielnie walczy…który wie, co to wielki entuzjazm, wielkie poświęcenie, który ściera się w słusznych sprawach, który w swych najlepszych chwilach poznał tryumf wielkiego wyczynu, a w najgorszych, gdy przegrywa, to przynajmniej przegrywa z odwagą, nie chcąc, aby jego miejsce było wśród chłodnych i nieśmiałych dusz, które nigdy nie poznały ani smaku zwycięstwa, ani smaku porażki”[/i]

  23. Te panie które tak mówiły to naprawdę bardzo miłe i fajne osoby. Tylko nie rozumiem po co tak zaciemniać rzeczywistość? Czasem mam wrażenie że ludzi by chcieli żeby tak było, że kasa nie ważna…ale życia nie oszukasz. Żeby żyć trzeba na siebie zarobić tą czy inną pracą. Tak było i będzie.

  24. Niestety z samochodami mam małe doświadczenie. Jakbym kiedyś chciał nabyć auto to mam od pomocy tatę który już kilka miał. I oczywiście trzeba uważać, wiadomo, wszędzie szukają frajerów:(

  25. E tam, nie przesadzajmy, są jeszcze „lepsi” ode mnie, i to nawet w zakresie mojej choroby. Nie wspominam o tych co stracili kończyny itd.

  26. Tak się gada dlatego, bo chce się pokazać jako osoba moralna, nie lecąca na kasę itd. Taka maska którą każdy nakłada, i każdy wie że to tylko maska.

  27. I nie wiadomo jak wyłonić tego, który jest uczciwy. Niektórzy wspaniale się maskują. Ale jak widzę „nic nie puka, nic nie stuka, tylko lać i jechać, mega kozak, okazja” to mam czerwony alarm w łepetynie 🙂

  28. Rób to co kochasz! ja poszukuje swojej drogi w której mógłbym się spełnić i osiągać sukcesy bo ich pragne jak nic innego…tylko co mam robić aby to drogę odnaleźć staram sie efekty mojego hartowania charakteru przez kilkanaście lat powoli widać ale co jeszcze mam robić…?

  29. Proszę o podpisywanie się, naprawdę proszę. Ja zawsze to robię, po prostu później nie wiadomo kto co pisał, i o co chodzi.

  30. W jaki sposób? może bardziej sprecyzuje pojęcia hartowania oczywiście z mojego punktu widzenia…hartował się przy wszelkich trudnościach i przeciwnościach, cierpieniach dnia codziennego natręctwach i nałogach.Te sytuacje w/w spowodowały lub sprowokowały mnie do zmiany przekonań i myślenia na wiele spraw dzięki temu zahartowałem umysł aby się nie poddawać i iść do przodu…

  31. Postaram się niedługo o tym napisać art. Nie o sukcesach, bo tych sam nie mam a chciałbym mieć, ale obejdę temat naokoło sprytnie.

  32. Tak, muszę robić taki podział, ponieważ jest to strona dla mężczyzn. Gdybym pisał dla kobiet, byłoby odwrotnie. To tak jakbym pisał o autach, a Ty miłośniczka skuterów miałabyś do mnie winę, że nie piszę także o skuterach. Piszę o tym, co lubię i na co jest zapotrzebowanie.

  33. Czekam w takim razie.Ale jeśli mógłbyś mi dać jakieś wzkazowki jak znalesc swoja drogę życia na której mogę sie spełnić bo TY już znalazłem i wiesz mniej więcej w jaki sposób ten proces się
    odbywa…:)

  34. No właśnie…przydałaby się instrukcja: „Jak odnaleźć siebie. Odnajdywanie własnej drogi”.

    Bo to czym nabitą mam głowę, myśli, duszę…w dużej części jest wychowaniem, efektem oddziaływania na mnie środowiska, oczekiwaniami innych wobec mnie…

    Najbardziej bolą:
    – brak pasji, swoistego napędu
    – brak pomysłu na to co zrobić z życiem
    – życie z dnia na dzień, takie branie życia na przeczekanie, jak w okopach…tej wojny pozycyjnej nie da się wygrać, to zawsze ma jeden scenariusz – czas upłynie a człowiek obudzi się w wieku 50 lat ze zrytym łbem, żyjąc w nędzy…i wtedy daj Boże żeby człowiek nie zdawał sobie sprawy jak spieprzył życie bo jeśli rozumie co z nim się stało to stryczek i po zawodach…
    – uczucie jakby się nie pasowało do zastanej rzeczywistości
    – natura refleksyjna, filozoficzna, zawalająca umysł milionem myśli, rozważań i rozdrabniania wszystkiego na atomy – próba zrozumienia wszystkiego to zdecydowanie zły pomysł!
    – pytanie: czym naprawdę jest miłość? Mnie podoba się wizja tego jak kocha mężczyzna w „Gladiatorze”

    Pięknie byłoby żyć krótko ale z pasją i kochać jak Maximus, umierać jak On…
    A nie przeżyć 80 lat w okopie, prowadząc wojnę pozycyjną z życiem i w chwili śmierci błagać o powrót do chwili kiedy mogliśmy wyjść z okopu i ramie w ramie z W. Wallace’sem stanąć do boju o Siebie…

  35. Widzisz masz podobne myśli jak ja…podobne lęki jak ja .Myślisz ze ja się nie boje tego że mam wielkie oczekiwania wobec siebie że chce spełnić marzenia i tak dalej a przyjdzie wiek np 60 lat i co wtedy Sebastianie poczniesz? Co pomyśle na swój temat miałeś tyle marzeń i co teraz? siedzisz i pierdzisz w stołek a dlaczego tak się stało? a dlatego że ciągle żyłeś przekonaniami.Spełniałeś marzenia nie swoje a kogoś bo ktoś wie lepiej? co za pojebane bzdury ,dzięki Bogu powoli się oddalam od takiego stanu myślenia co komu się podoba.najważniejszy jesteś Ty nie ktoś ,to jest Twoje życie…tak jak kiedyś powiedział wybitny kick boxer najlepszy bodajże na świecie- Marek Piotrowski ”Więc wstań i walcz to Twoje życie to Twój najlepszy skarb” Trzeba sobie uświadomić że czas ucieka…pewnie paraliżuję Cie strach przed działaniem ? nikt w Ciebie nie wierzy…Ja miałem tak samo i nadal w jakimś stopniu mam ale zaczynam działać i to jest najważniejsze pomódl się do swojego Boga nie takiego jakiego przedstawia kościół czyli wypaczonego,złośliwego i najgorszego skurwysyna tylko w takiego który jest Twoim kumplem wtedy poczujesz moc i dostaniesz wiatru w żagle.Szkoda życia na rozważania,analizę i tak dalej zajmij się sobą.

  36. Siemano
    Co zrobić w przypadku, kiedy przeciwnik jest silniejszy? W sensie ma wyraźnie większą masę mięśniową, ale bez przesady.

  37. Ja miałem niedawno taka sytuacje, ze jestem oto w sklepie, stoje w kolejce a do środka przeciska sie 2 kompletnie najebanych meneli, wzrostu podobnego do mojego, jeden gruby drugi chudy, na poczatku usmiechnałem sie do siebie, bo goscie tak do siebie bełkotali, ze było to smieszne, jednak po chwili, stojac za mna, gruby zaczyna do mnie burkać: jak ona mi nie sprzeda, to on mi kupi”, on mi kupi- i wskazuje na mnie palcem, potem pierdoli Żyd, patrz Zyd- ja juz poczułem ogromny przypływ adrenaliny ( chyba zaczynam rozumiec uzaleznienie ludzi od wojny, jesli walczyli gdzies- niesamowite, ułamki sekund, a ciało napręzone, gotowe do agresji)- mówię do niego stanowczym głosem: jaki Żyd, jaki kurwa Żyd?Grubas bełkocze, do drugiego: zaraz mu zajebie, zaraz mu zajebie”, odsuwam się o 2 kroki i mysle- bedzie bójka ALE pierwsza myśl, jestem w supermarkecie MONITORING!, druga mysl w ułamku sekundy: jak mu wykurwię to poleci na całe stoisko ze słodyczami, obok kasy, wszystko skurwysyn rozpierdoli- ta myśl mnie powstrzymuje,zaraz napisze dlaczego, a wszystko to sekundy, we wszystko weszła ekspedientka mówiąc do tych meneli, ze nie sprzeda im alkoholu, bo sa pijani i ich zachowanie etc, goście wychodzą idzie-chwieje się pierwszy gruby i przechodzi obok mnie- zadziałał mój instynkt-strach bo momentalnie bardzo odchyliłem sie do tyłu w bok- bałem sie ze wychodząc skurwiel jebany pierdolnie mi na do widzenia. Wyszli, a ja jeszcze czułem, takie napiecie w sobie przez dłuzszy moment.

    Wnioski? Z jednej strony instynkt natura podpowiadała walczyć, z drugiej pierdolony hamulec kulturowo- prawny: mam głeboko wyryte w pamieci, to co napisałeś Marek, o tym własnie ze kto zaatakuje pierwszy, przewaznie wygrywa- i to mi przyszło własnie do rozumu, ale natychmiastowa myśl, jak mu wypierdolę to na monitoringu bedzie widac ze ja pierwszy wyjebałem, gruby poleci na stoisko wszystko rozkurwi, przyjada psy- na nic mi ucieczka, bo kamery, spisywanie, ekspedientka co prawda powie, ze tamci zaczeli sie brochać, ale kolejna narwana prokurwatorka- ze wcale nie musiałem go uderzać- (jasne, grzeje takie dupsko na strzezonym osiedlu i panstwowym stołku i nie zastanawia się, ze cios takiego grubasa w brode to wybite zeby i sztuczna szczeka do konca zycia- dla niej nie ma znaczenia, powód, tylko kto komu wybił zeby, ona konczy robote i idzie sie ruchać wieczorem ze swoim fagaskiem, a ja odwiedzam kolejnych chirurgów), następna mądra juz w todze, to samo, w najlepszym wypadku warunkowe umorzenie albo odstapienie od kary, czyli jest juz rejestr karny. Zamiast świąt, komisariat, wezwania, przesłuchania, i rozprawy.
    Natomiast teraz pomyslałem sobie jak technicznie podejsc do bójki:
    -przede wszystkim działa instynkt, człowiek zalany testosteronem nie kalkuluje- duzy błąd to bicie goscia w okolice skroni- facet nawet tego nie poczuje, bo spompowoany tez adrenaliną zacznie nas nawalać. Z baśki- o ile przeciwnik mniej wiecej naszego wzrostu- duzy zamach, tak zeby złamało nos i gosciu poleciał na plecy, jesli nie poleci to nawet ze złamanym nosem bedzie walczyć, ryzyko ze źle wyceluje, albo zdazy sie uchylić i trafimy mu np. w jego czoło- katastrofa!
    Jesli atakujemy pierwsi, a przeciwnik nie jest az taka wieżą, to mozna zajebać wyprostowanymi palcami w oczy- to nie musi byc nawet zamach- bo mozna nie trafić- facet dostajac w oko- odruch bezwarunkowy bólu- powinien sie zgiąć i złapać za oko, to moment zeby mu jeszcze wykurwić.
    Pomyslałem równiez o ciosie w grdykę- widziałem na filmie Dług- taki strzał spowoduje ze facet bedzie miał trudnosci z oddychaniem, ale mozna przesadzic, ze sie skurwysyn udusi.
    Przy wysokich przeciwnikach, trzeba napierdalać dolne partie moim zdaniem, zeby facet sie skulić odruchowo z bólu- tutaj najskuteczniejsze jest cios w jaja- sam kiedys tam tylko lekko przypadkiem sie walnąłem, a ból jest okropny- a co dopiero przy kopie, a druga rzecz to kolano- gość powinienen sie załamać.
    Najlepsze to rozwiazanie takie- pierwszy nasz cios to 50% szans ze wyjdziemy z walki niezmasakrowani, byleby nie walić w te pierdoloną skroń- bo to nic nie daje- w momencie jak facet sie zegnie,czy złapie za twarz wtedy mozna albo mu dołozyc, albo jak najszybiciej spierdalać, chyba dobrze jest poprawic tak, zeby sie przynajmniej przewrócił, a potem rwać.

    Ja sam bedac w wspomnianej wczesniej sytuacji, niestety złapałem sie na tym instynktownym zamysleniu o ciosie pięścią w twarz, nokautu mimo ze ćwicze, raczej bym tego menelowi nie zrobił, ni i na dodatek ten drugi tam stał.

    Ogolnie to mam 2 refleksje: jedna taka, ze była mozliwosć bójki i instynkt czuje sie taki jakos niezaspokojony, druga zas ze uniknałem ewentualnej utraty zdrowia i postepowania karnego.

  38. Nie jestem autorytetem w tych sprawach (dzięki Bogu) ale wiem jedno; napierdalam w nos. I wątpię by chciał dalej się bić z mocno złamanym, wgniecionym nosem. Jeśli tak, to kolejne uderzenie w ten nos, sprawi że straci przytomność z bólu. Dlatego od razu serię w nos. Oczywiście są lepsze punkty, np. podbródek gdzie gość traci przytomność, ale pojawia się zawsze ten sam problem – ZĘBY. W razie sprawy sądowej, przegranej, musisz zapłacić za szkody. Nos mu nastawią na pogotowiu, powinien się zrosnąć. Za to zęby są zajebiście drogie, i mogą człowieka zrujnować. Dlatego walić w nos, w sumie łatwiej trafić niż w podbródek, to już trzeba umieć, trenować. Ja tego bym nie umiał.

    Zasada pierwsza – nos. Druga, gdy jest niebezpieczeństwo zawsze musisz się odsuwać. Huj z tym że będą się na Ciebie gapili, cios z zaskoczenia to nokaut. Nie można dać komuś przewagi zaskoczenia, bo to koniec akcji.

    Dobrze zrobiłeś. Oni się nadzieją na kogoś, kto im sklepie mordziska, Ty wyszedłeś bez szwanku. To jest właśnie postawa wojownika, unikać zagrożenia, bo wstawianie latami zębów, to wielki ból, stracony czas itd.

  39. Dodam że brzuch warto sobie darować. Strzelenie dokłądnie na wątrobę, nerki bądź splot, wymaga treningu a koleś może mieć grubsze ubranie, można nie trafić, przestrzelić. Tylko twarz i nos. Broń Boże szyja! za to kryminał. W sytuacji złej, atakować jajca z kopa, i szybko spierdalać. Jajca i nos, oto kamień węgielny aktywnej, soczystej obrony.

  40. Marku może to co napiszę zabrzmi jak wazeliniarstwo (którego szczerze nienawidzę) – ale wg mnie stworzyłeś wspaniałą rzecz (mam na myśli tego bloga). Tylu prawd życiowych i tylu podobnych spostrzeżeń dotyczących nie tylko kobiet, ale też szarego życia w zakłamanym społeczeństwie, nigdy nigdzie wcześniej nie czytałem. Są oczywiście kwestie w których nie do końca się z Tobą zgadzam – ale za całokształt, chylę w pewnym sensie przed Tobą czoła. Ile to razy czytając Twoje arty (szczególnie o kobietach), uśmiechałem się pod nosem myśląc: „skąd ja to kurwa mać znam…” Trzymaj tak dalej i życzę wszystkiego dobrego:)

Dodaj komentarz

Top