Wielu z was zapewne dziwiło się, a także uśmiechało ironicznie, gdy czytaliście o mędrcach ze wschodu, którzy przyjmując nowego ucznia na nauki, milczeli miesiącami a często latami.
W tych społecznościach, guru był kimś w rodzaju dla nas co najmniej biskupa, a nawet papieża. Oddanie mu syna było zaszczytem dla wioski. Nauka której się oddawał młody człowiek oprócz sprzątania i usługiwania mistrzowi, to nauka świętych pism danej religii i tradycji, oraz nauka duchowości która ma wyzwolić ucznia za życia, wyrwać go z koła karmy i wyzwolić ostatecznie jego duszę. Nauka ta u mało znanych mistrzów polegała na mówieniu o życiu. Jednak najwięksi z mistrzów wschodu milczeli.
Młody chłopiec, podniecony przygodami i wizją wędrówki z mistrzem miał tysiące pytań, a mistrz milczał, zawsze milczał. Codzienny kierat, sprzątanie, pranie, mycie, zdobywanie jedzenia, sprawiało że przezywał depresje i załamania. Mistrz odzywał się jedynie wtedy kiedy instruował jak należy medytować czy wyrażał swoje życzenia. Uczeń często wpadał w stany psychotyczne, depresje, urojenia, był nieszczęśliwy. Zamiast chwały i cudów, była codzienna harówka i milczące wpatrywanie się w drzewa czy skały przez całe dnie.
Czemu milczenie jest tak ważne?
Ucząc się mówić, nauczyliśmy kojarzyć się dane słowo z jedną myślą, uczuciem czy też obrazem. Gdy mówisz słowo „liść” widzisz jakiś liść, albo nawet w ogóle go nie widzisz w głowie. Ale to jest kłamstwo, ponieważ liści jest tysiące rodzajów. Mówiąc „duży” masz wyobrażenie czegoś dużego, na przykład dużego przedmiotu, ale odmian dużego jest nieskończona ilość w zależności do czego te pojęcie przyrównujemy. Mówiąc „blond” też masz jakąś wizję tego, co jest fałszem gdyż odmian blondu jest miliony. Gdy idziesz poprzez świat, ten system który pozwolił Ci się nauczyć języka, odseparowuje Cię od prawdziwego życia i zamyka w klatce.
Być może trudno Ci jest to zrozumieć, ale w każdej chwili gdy myślisz słowami, czy ciągami zdań, tracisz coś znacznie cenniejszego niż miliard dolarów – zachwyt i zdziwienie. Pamiętasz gdy zwiedzałeś jakieś miejsca, góry, miasteczko, i poznawałeś coś nowego, czego nigdy przedtem nie widziałeś? czułeś te zaciekawienie, podniecenie? ale oto po chwili nadawałeś cudownemu miejscu jakąś nazwę i zachwyt znikał.
Cały ten system nadawania nazw światu jest z jednej strony niezbędny, ponieważ język umożliwił powstanie cywilizacji i handlu, z drugiej jednak strony jest szkodliwy bo zabrał Ci coś pięknego i mistycznego. Masz toaletę w domu, samochód, ciepło – kosztem zachwytu i podziwu. Od kiedy istniejemy, chcemy opanować świat. Tak jesteśmy skonstruowani, i mamy ten pęd w genach. Język jest do tego niezbędny.
Słowa które znamy, ten cały system skojarzeń i mowy, zamyka nasze doświadczanie świata w ramach języka. A świat wychodzi poza nasz język, jest tajemniczy, groźny, oszałamiający, przerażający w swojej potędze, i kompletnie niezrozumiały. Naukowcy nadal nic nie wiedzą o naturze swiata, i byle tsunami czy wulkan potrafi zrujnować pół kraju. Jesteśmy niczym pyłek wobec niezbadanej potęgi ziemi. I tą całą zniewalającą tajemnicę zamykamy w kilku tysiącach skojarzeń. Niektóre narkotyki powodują że widziany świat nie zmienia się, ale ogarnia nas niezwykłe poczucie zdumienia, zachwytu, grozy i tajemniczości. Te narkotyki na jakiś czas zatruwając nasze ciało, eliminują nasze systemy postrzegania, i widzimy bez nich – świat wtedy wydaje się czymś niezwykłym. Marzysz o raju – ale najpierw musisz wyjść poza swoje ograniczenia, swoje systemy postrzegania rzeczywistości. Nie namawiam Cię do zapomnienia języka, bo to byłoby niemożliwe, ale do czasowego wyłączenia tego systemu skojarzeń, i spojrzenia na świat taki, jakim prawdziwie on jest.
Wspomnijcie jeśli potraficie, chwile z dzieciństwa. Pamiętacie jaki świat był wtedy magiczny? jaki ciekawy? pochłaniający? to dlatego, że dziecko jeszcze nie patrzy na świat systemem skojarzeń który zamyka jego doświadczanie w języku. Wszystko co Cię ogranicza jest w Tobie, nie w świecie. Gdy często się nudzisz, zmieniasz partnerów, pracę, mieszkanie, to nie te sprawy są nudne, ale to że nudne jest słowo które je opisuje a Ty się do nich przyzwyczaiłeś. Nie doświadczasz prawdy, tylko własne słowa. A czym jest słowo? jest niczym.
Jak wyjść poza własne ograniczenia? obserwuj drzewo, kamień, szklankę. Kiedy tylko masz czas, rób to – i próbuj delikatnie nie myśleć, niech myśli sobie płyną, skojarzenia także, a nadejdzie za jakiś czas chwila, taka przerwa w myślach, że nagle dostrzeżesz drzewo czy szklankę poza skojarzeniem – i wtedy zrozumiesz dokładnie co chciałem Ci przekazać w tym artykule. Poznasz zachwyt, i zrozumiesz że zwykła szklanka jest czymś niesamowitym. Życia Ci nie starczy na cieszenie się jej widokiem. Wiem, wydaje Ci się to nudne, co to jest w sumie szklanka? Szklanka – nuda. Tak, słowo szklanka jest nudne, co tu jest do podziwiania?
Ale prawdziwe coś, co nazwaliśmy szklanką, jest niesamowite i niezwykłe. Kolory, forma, kształt – ogarnie nas nieprawdopodobne zdumienie.
Moje pierwsze doznanie prawdziwego życia, nastąpiło gdy wpatrywałem się w drzewo. Nagle moje myśli się zatrzymały, a ja ujrzałem drzewo w jego prawdziwej istocie – miliardy drgań, robaczki na nim, gałęzie z których każda inaczej się porusza, wiatr, odbłyski swiatła. Ta chwila trwała może sekunde, może dwie – ale było to doznanie które poraziło całą moją duszę. Nic nie było tak wspaniałe jak to doznanie. Osobiście sądzę, że Bóg jest wszystkim, bo tylko Bóg istnieje. Na początku był Bóg i z niego wszystko powstalo, bo skoro jest tylko Bóg, to z czego miał powstać świat? z Boga. W takim razie żyjemy w Bogu, ale go nie widzimy. Poruszamy się obok niego, jak slepcy i głusi. Świat czyli Bóg, woła nas kolorami, brzmieniem, kształtem, dzwiękiem, fakturą, a my widzimy tylko słowa. W tym sensie słowa sa Szatanem, świat i nasze ciało Bogiem. Możesz koncentrować się na słowach, i zamknąć swoje doznania w dwóch tysiącach słów, albo na świecie i ciele – i doswiadczać nieskończonej ilości doznań. Walka dobra ze złem to Twoje starania o wyzwolenie, o prawdę. Gdy przegrywasz ta walkę, żyjesz w mocy Szatana, czyli w nudzie i braku energii, apatii, w zamkniętym świecie. Gdy wygra dobro, oszałamia Cię bogactwo i piękno świata.
Jesteśmy niewolnikami słów. Miliardy ludzi modlą się o coś do Boga – a mają to wszystko w sobie, te całe szczęście, zachwyt. Wystarczy patrzeć i widzieć, słuchać i słyszeć. Ale ludzie chcą słyszeć tylko to, co myślą że jest dla nich dobre. Więc cierpią, i będą cierpiec dopóty dopóki nie przestaną szukac szczęścia w świątyniach, związkach, dzieciach, pieniądzach, a zaczną go szukać w sobie.
To własnie dlatego najwięksi mędrcy milczeli latami. By uczeń zobaczył w tej ciszy belkot własnych myśli, ten chaos. Gdy zaczniesz go obserwować, gdy dostrzeżesz ze Twoje własne mysli pojawiają się i znikaja jak kręgi w jeziorze po wrzuceniu tam kamienia, możesz wyjść poza nie – i poznać prawdę, prawdę której nie poznasz w żadnej światyni, nie wyczytasz w żadnej świętej księdze.
Musisz wyjść poza słowa, poza siebie. Odrzucic to co znane, by przyjąć do serca radość istnienia. Musisz wyrzec się siebie, swoich rodziców, rodziny, majątku, zostawić to wszystko i zapomnieć się w Bogu. Masz to wszystko wyrzucić z własnej głowy, a można to zrobić jedynie wznosząc się ponad myśli, poza swoje własne skojarzenia. Bądź jak orzeł beztrosko latający nad prowadzonymi na rzeź baranami.
Gdy wyjdziesz poza słowa, nawet śmierć przestaje istnieć. Śmierć jest tylko słowem, pojęciem, skojarzeniem. Człowiek który wychodzi poza słowa, nie boi się śmierci bo żyje tylko tu i teraz. Wszystkie Twoje problemy wyplywają nie z braku pieniędzy, czy braku większych piersi czy członka, ale z tego że zamknięty jesteś we własnych myślach, które nawet nie są Twoje – to tylko program wdrukowany w umysł przez wychowanie. Zrzuć jarzmo niewolnika, a wszystkie problemy znikną, a Ty się przebudzisz z tego snu który nawet teraz śnisz, czytając moj artykuł.
Sorki nie podpisalam sie:)
Bedac kiedys nad morzem, wybralam sie na plaze, znalazlam miejsce gdzie nie bylo nikogo i spacerowalam sobie boso brzegiem plazy…
Gdy tak szlam czulam cos bardzo przyjemnie miekkiego otulajacego moje stopy i wode która od czasu do czasu delikatnie ocierala sie o moje nogi…i tak tylko to czulam, nie myslalam ze to piasek..ze woda..slyszalam przejemny cichy szum fal…do dzis nie potrafie tego okreslic..tak jakbym nienamacalnie czula otulajaca mnie morska kolderke:)Ta chwila trwala..wlasciwie nie wiem jak dlugo..ale pamietam ze w pewnym momencie w tej blogiej rozkoszy lzy naplynely mi do oczu..ze szczescia:)
To bylo dawno temu, a ten art przypomnial mi o tej cudownej chwili..nigdy nie czulam sie tak jak wtedy…