Jesteś tutaj
Home > MyBlog > Przemyślenia > Rowerowe love story

Rowerowe love story

Tak jak Państwu obiecałem, (a słowny ze mnie samiec) napiszę dziś o swoim rowerze.


Rower ten tata kupił mi na bazarze u Rosjan, gdy byłem jeszcze małym brzdącem, i chciałbym napisać w tym miejscu że to w nagrodę za dobrą naukę, jednak nie umiem aż tak perwersyjnie kłamać nad czym ubolewam, bo zawsze chciałem zostać politykiem. Rower ten ma 28 calowe koła, i jest wygodnym pojazdem głównie do szosowej jazdy. Z rowerem tym wiąże się szereg wspomnień z dzieciństwa. Rower ten, jako produkt przemysłu ZSSR był robiony metodą kompulsywną – pijany robotnik tu walnął mocniej młotkiem, tu słabiej, następny ukradł jakąś część a jeszcze inny zapomniał że trzeba w danym miejscu wkręcić śrubę. Na efekty Radzieckiej organizacji pracy nie trzeba było długo czekać – jedna z pierwszych jazd, i po mocniejszym naciśnięciu na żelazny pedał który się złamał (!) zaatakowałem „z dyńki” niewinną kierownicę. Dzieki Bogu że zębów nie wybiłem, bo do tej pory bym chyba był dziewicą. Po tym zdarzeniu tata uzupełnił zapasy wody utlenionej, i kupił Polski pedał, a jak wszystkim wiadomo, Polskie pedały są bardziej wytrzymałe na kopnięcia niż Rosyjskie pedały. Tym wszystkim czytelnikom którzy teraz ironicznie się uśmiechają, pragnę przypomnieć że dopóki moje serce bije miłością do moich czytelników, na moim blogu nie było, nie ma i nigdy nie będzie treści homofobicznych ani rasistowskich, czy też wulgarnych odzywek – ten blog ma klasę, od ponad dwóch lat ustaloną reputację i promieniuje subtelną elegancją.


A znacie Państwo ten kawał?


Dwóch gejów idzie przez las. Nagle jeden stanął, i trzymając się za brzuch, wykrzywiając twarz w bolesnym grymasie gwałtownie skoczył w krzaki. Słychać stękanie, jęki, sapanie, westchnienia. Nagle po chwili rozlega się przeraźliwy wrzask. Drugi gej wpada w krzaki i widzi pierwszego, jak nad czymś kuca. O Jeeezuuuuu – wyje ten pierwszy. Co się stało? – krzyczy przerażony drugi gej. Poroniłem! Zobacz, tu nóżka, tu rączka. Głupi! Wydął wargi i filuternie zakręcił damską torebką (która otarła się o siatkowane pończochy i mini) drugi gej. Nasrałeś na żabę.



Innym znowu razem jadę po moim osiedlu na rowerze, zadowolony (wejście na niego gdy byłem kurdu… niższy niż teraz, było zaiste cyrkową sztuką – teraz jestem duży, silny facet, i też nie umiem na niego wskoczyć jak to robię na góralu) a więc jadę moi drodzy Państwo, i nagle widzę osiedlowego chuligana, starszego o parę lat ode mnie. Widząc mnie, (moje ciśnienie krwi znacznie wzrastało na jego widok) zatarł ręce z uśmiechem, zgonił z roweru i wygodnie podjechał sobie pod boisko do koszykówki, a ja biegłem za nim zasapany przebierając krótkimi nóżkami, gdzie wdzięczny odebrałem rower, a nawet podziękowałem. Czemu podziekowałem? Mógł dać karczycho albo kopa, a tego nie zrobił – jest za co być wdzięcznym. Musicie wiedzieć moi mili Państwo że w młodości nauczyciel ludzkości był mikrej postury, z dość sporą nadwagą którą zawdzieczał ukochanym dziadkom, którzy pierożkami, kotlecikami i słodyczami upiększali życie Państwa ulubionemu pisarzowi. Moja ksywa „słoniu” mówi sama za siebie. Bardzo lubię te pseudo, chociaz nikt go nie używa bo teraz jestem mięśniakiem. Czy mogliby Państwo czasami publicznie powiedzieć do mnie per „słoniu”? słoń jak wiadomo, ma dużą trąbę…


A propo karczycha. Był w szkole taki jeden rudowłosy demon w ludzkiej skórze, który najszczęśliwszy na świecie był gdy mnie widział. Przyjemnie wiedzieć że mój widok daje komuś miłe odczucia, chociaż nie ukrywam, że ta przyjemność była delikatnym promykiem słońca, który nie był jednak w stanie rozświetlić pełnego przerażenia mroku, goszczącego w moim trzęsącym się, galaretowatym ciele. Widząc tego oto potwora z piekła rodem starałem się uciekać, w czym fałdy tłuszczowe na brzuchu nie pomagaly mi, powiem więcej moi drodzy Państwo – hamowały moje wysiłki ku wyraźnie widocznej uciesze ryżego demona, który nade wszystko pokochał dawanie mi plaszczącego i głośnego karczycha, i medytowanie nad moim, od razu po nim następującym błaganiem o litość.


Spotkałem moją apokaliptyczną bestię jakiś czas temu w Lidlu, gdzie w ramach walki z nałogiem jedzenia słodyczy pojechałem na rowerze kupić słodycze, i stałem wściekły na siebie i cały Boży swiat w kolejce. Nagle patrzę, i, o mój Boże! Kogo moje (zmrużone w okrutnym i złośliwym uśmiechu) oczy (ładne, przenikliwe, zielone) widzą? Demon we własnej skórze. Patrzę uważnie – rogów nie ma, (dokladniejszą wiedzę na ten temat posiada zapewne jego dziewczyna czy małżonka oraz Pan listonosz) ogona niet, zamiast kopyt i racicy gustowne, błyszczące adidasy z bazarku, ogniem nie zieje, niucham, siarki nie czuję tylko zapach prawdziwego Polskiego mężczyzny, pot nie mytego kilka dni ciała. Doszedłem do logicznej konkluzji, że demon to to nie jest, ale metroseksualista też z całą pewnością nie. Myślę sobie więc – nie można być tak niemiłym, trzeba się przywitać, w końcu jestem autorytetem duchowym i moralnym dla wielu ludzi w Polsce, i trzeba ćwiczyć się w sztuce dobra i uprzejmości, kiedy tylko się da.


Spojrzałem się więc na mojego duchowego brata z miłością (wszyscy ludzie są nam braćmi – to miłość jest odpowiedzią na wszystkie pytania moi drodzy Państwo) i spytałem czy może ma mi ochotę dać karczycho jak za dawnych lat, i żarliwie zapewniłem że nie będę tym razem tak niewdzięcznie zmuszał go do biegu za mną. Duchowy brat spojrzał na moją klatę (ponad 120cm w obwodzie) dresy, adidasy, łysą głowę, pościerane od boksu zaciśnięte z całej siły pięści, i gwałownie przełykajac ślinę (zapewne ze wzruszenia moją dobrocią) nerwowo rozglądajac się wokoło (widocznie zabolała go szyja) powiedział że nie. Westchnąłem z żalem. No cóż, szkoda że przeszła mi koło nosa taka satysfakcjonująca okazja do bezpowrotnego stracenia paru kalorii.



Z okazji skończenia liceum tata kupil mi rower górski (i zapewne leżał plackiem w kościele w podzięce za cud) a Rosyjski rower stał na klatce zarastając kurzem. Teraz jednakże, rower górski się powoli wykańcza więc zacząłem myśleć o nowym rowerze. Gdy były ostatnio urodziny mamy, wujek który jest fanatykiem rowerów będąc na dżamprezie u rodziców oglądał go, i zaoferował że się nim zajmie. Przywieźliśmy go tydzień temu do wujka, i dziś odebraliśmy. Wujek wymienił prawie wszystko, lecz rower ma defekt – przy mocnym ruszaniu łańcuch przeskakuje co daje efekt wystrzału, a mnie przyprawia o palpitacje serca. Doszliśmy do wniosku że pojeżdzę co najmniej 100, 150km żeby się ułożył nowy łańcuch, i jak to nie pomoże to trzeba zamontować nową przekładnię na supporcie. 40PLN poszło na części które wujek kupił, resztę miał w swoim warsztacie więc dostałem gratis, przekładnię kupię za plus minus 60PLN, i jeśli to będzie wszystko co trzeba by rower jeździł to będę finansowo zadowolony. I powiem wam – rower jest niezwykle wygodny, siedzi się na nim jak na koniu (chociaż nigdy nie siedziałem na koniu).


Teraz pozostała tylko kwestia optyki – chcę przemalować szprychy i całe koła farbą do metalu na niebiesko żeby ładnie wyglądało, chcę go podrasować. Siodełko ze sprężynami przełożyłem z górala, ale sztycy amortyzującej nie dało się, ponieważ wszystkie wymiary Rosyjskie są inne niż Europejskie. Na rowerze kiedys ponaklejałem różne nalepki, i nie mogę ich w żaden sposób odkleić. Wiecie może jak to zrobić? Rozpuszczalnikiem to polać? Mało paznokcia nie złamałem chcąc zerwać te obciachowe nalepki, i już się przestraszyłem że godzina manicure poszła na marne… Wujkowi jako człowiekowi starej daty, a także tacie nalepki nie przeszkadzają, ale ja, młody wykształcony chcę mieć ładny rower bo sam jestem ładny. Co do farby muszę się zorientować w cenach, a może ktoś z moich czytelników z Warszawy ma starą i niepotrzebną farbę do metalu? Wezme każdy kolor. Jeśli macie Państwo jakiś pomysł co do tych nalepek, piszcie, i ratujcie mój zmysł estetyczny przed pogrążeniem się w bezdennych odmętach szpetoty. Aj waj, jak się cieszę z tego roweru 🙂

9 thoughts on “Rowerowe love story

  1. [color=aqua][/color] Slyszalem dzisiaj w pracy taki kawal : Pewien ojciec mial trzech synów. Jeden to byl Lucjan czyli Lucek drugi Gustaw a trzeciemu bylo Hubert. Ojciec wzial ich razem do kupy i mówi : sluchajcie w kraju bida trza nam jechac do Francji zarobic na chleb , bo tutaj jak nic marnie wyzdychamy. Ale wiecie to jest Francja nie mozemy sie tak nazywac , trzeba zmienic imiona. I mówi do pierwszego syna sluchaj ty jestes Lucek bedziesz „LUI” do drugiego mówi ty Gustaw bedziesz „GUI” a na to trzeci syn „Tata ja nie jade !!! Pozdrawiam 🙂

  2. Normalnie nie moge jak czytam te Twoje posty. 100% prawdy, no moze nie akurat w tym poscie, ale tak ogólnie… same chamstwo megaprostota i jezyk, który dociera tylko do równych Tobie.
    OD razu humor mi sie poprawil jak to czytam. POZDRAWIAM 🙂

  3. Alez skad Ty Mareczku to przede wszystkim inteligentny, kulturalny, bystry jestes a hamowaty to tylko tak troszeczke 😉
    A tak przy okazji to kiedy ty znajdujesz czas zeby tak wszystkim odpisywac, pisac nowe posty, czytac komentarze i jeszcze przezywac te wszystkie twoje przygody… Rozumiem ze jestes bezrobotny, ale mimo wszystko…

Dodaj komentarz

Top