Ludzie którzy oddają się medytacji wiele lat, recenzują ten stan zawsze jako wewnętrzne wyciszenie, piękny spokój, ukojenie w środku, pogodzenie się ze sobą i światem. Jest to prawda moi drodzy Państwo, ale to do czego „piję” w niniejszym artykule to uczucie niezwykłej błogości które pojawia się w ciele medytującego, w różnym stopniu intensywności. Błogość ta nazywana duchową, przekracza wielokrotnie wszelkie inne doznania przyjemności które znacie, a nawet, w co trudno uwierzyć, rozkosz czytania moich pełnych mądrości artykułów i komci pod nimi.
Świat to dualność, przeciwieństwa. Mamy dzień i noc, ciepło i zimno, radość i nienawiść. Istnieje Bóg i Szatan, słońce i księżyc, światłość i mrok, rozkosz i ból, Ja i czytelnicy. Wszystko co istnieje ma swoje przeciwieństwo. Istnieje jeszcze jedna ważna sprawa, efekt wahadła – wszystko co obserwujemy w jednym punkcie, za jakiś czas przejdzie do innego punktu, zgodnie z ruchem wahadła. Po nocy następuje dzień, po bólu leczenia kanałowego obłędna wręcz rozkosz i ekstaza gdy wreszcie uciekamy na drżących nogach z gabinetu dentystycznego, wielkie emocje i radość gdy ulegajac namowom swojej kobiety stajemy przed księdzem by przysięgać wierność, a potem gdy wahadło przejdzie na drugą stronę mocy cierpimy nieludzkie męki, karmiąc kaszanką i naszą krwią wiecznie płaczącego i ze wszystkiego niezadowolonego, tłustego pasożyta.
Tu chciałbym wtrącić słówko co do dalszej treści. Nie znam się na medycynie i biologii tak by to co piszę zyskało status porządnej, naukowej oprawy. Pisząc kieruję się wskazówkami moich przyjaciół, chirurga i dentysty którzy z racji mojej niewiedzy medycznej, nie są w stanie dokładnie mi wytłumaczyć procesów które opisuję. Jednak tłumaczenie ich dokładne i opisywanie jest bez sensu, cała wiedza znajduje się chociazby na wikipedii, a ja pragnę naszkicować jedynie obraz który wystarczy moim zdaniem do zrozumienia o co chodzi w tym artykule – wystarczy z naddatkiem, ze sporą rezerwą intelektualną.
Układ nerwowy jest przyczyną tego że czujecie ból przyjaciele. Gdy sie uderzycie, gdy nie ma długo nowych artykułów na ecoego.pl, gdy zacinacie się nożem przy krojeniu chleba naszego powszedniego. Ból potrafi być potworny, oszałamiający, co zaświadczy każdy kto miał uraz, wypadek czy naszą zwykłą, polską próchnicę. O bólu w trakcie trwania raka nie ma co nawet wspominać, dość wspomnieć że nawet morfina nie jest w stanie pomóc wrzeszczącemu z bólu człowiekowi. Jednak nerwy działają też w drugą stronę – dają przyjemność. Nerwy to takie fizjologiczne wahadło. Jakie znamy przyjemności? Seks, czyli pobudzanie nerwów jak najbardziej, jedzenie, głaskanie ciała, masaż, ciepła kąpiel, wiatr na spieczonej słońcem skórze, wysiłek fizyczny gdy za długo siedzimy a nawet uczucie niewysłowionej ulgi po wizycie w toalecie (wyrok śmierci dla kilkuset ryb w Wiśle). Są to rozkosze dla większości ludzi ostateczne, do których dążenie jest celem życia. Bo czyż za wszelką cenę nie dążymy do przyjemności? Czy nie marzymy o niej? Ale zastanówmy się – skoro skala bólu sięga od zwykłego siniaka do takiej fazy ze człowiek wpada w obłęd i szaleństwo, całkowicie wariuje i przestaje być istotą ludzką, zatraca umysł, to logicznym jest że w drugą stronę też tak może być. Tę stronę odkrywają narkomani którzy po heroinie i innych opiatach odczuwają błogą apatię i przyjemność. Heroina jednakże nie powoduje tego stanu, ona pobudza nasze możliwości (dokładny mechanizm działania heroiny na receptry opioidowe opisany szczegółowo w internecie)
Skoro istnieje ból który łamie człowieka jak zapałkę, istnieje też taka rozkosz, tak gigantyczna i monstrualna w swej głębi, która prowadzi do zaniknięcia osobowości analogicznie do bólu. Żaden narkotyk nie jest w stanie wykorzystać 5% możliwości naszego układu nerwowego w tym względzie. I tu zaczyna się najciekawsze Przyjaciele, fizjologia odzwierciedla duchowy dramat człowieka.
Ból jest łatwy do uzyskania. Jeśli mi nie wierzysz, wsadź sobie w oko długopis. Ale czy taka analogicznie intensywna rozkosz jest łatwa do uzyskania? Masaż kosztuje basen też, heroina jak najbardziej tak gdyż trzeba wyjść na ulicę do dilera, a towar może być z domieszką domestosa dla zwiększenia obrotów handlowych obrotnego biznesmena. Można mieć sex, ale prostytutce trzeba zapłacić, a dziewczynie w postaci restauracji i kina jeszcze wiecej, a przy okazji może się okazać że „zapomniała” tabletki co wyznaje ze łzami w oczach, i dziwnym, ledwo dostrzegalnym uśmieszkiem w oczach. Łatwo doznać bólu w tym świecie, bardzo trudno o rozkosz. Podobnie jest z naszym życiem uczuciowym, emocjonalnym. Łatwo jest nienawidzieć, zazdrościć, dokuczać, natomiast niezwykle trudno jest być uprzejmym, miłym, grzecznym i kochającym, a przede wszystkim empatycznym, rozumiejącym innych ludzi i ich motywację. Stąd właśnie powstała wcale nie taka głupia teza że Szatan rzadzi światem, a Bóg nieboskłonem. Szatan to metafora bólu, cierpienia, na obrazach z Szatanem w roli głównej widzimy cierpienia piekielne, i dalekich od bycia przystojnymi osobników z ogonami i racicami którzy co robią? Zadają ból cielesny. Bóg jest ciężko dostępnym rajem, rozkoszą – ale po śmierci. Ból możesz mieć już tu i teraz, rozkosz jest zarezerwowana po pełnym cnoty życiu gdy nie poskąpisz z sakiewki na rzecz kapłanów.
Jest w tym głęboki sens. Prawda to rozkosz, nigdy nie wierz gdy mówią Ci i cytują ze świętych książek że prawda to ból, że miłość to cierpienie, to sa wszystko bajki dla prostych ludzi. Prawdy by nie zrozumieli, wiec samo głoszenie jej nie ma większego sensu skoro zakochanie zmuszające do rozmnażania się to dla ludzi miłość, oczekiwanie na nowy telewizor i zazdrość sąsiadów to sens życia, a nowe auto to życiowy sukces, i gdy później się okazuje ze spełnienie pragnień nie dało żadnej radości, nadal się czegoś chce nowego, większego, droższego – a kredyt trzeba spłacać. Jak wytłumaczyć takim ludziom że się mylą? Spojrzą wtedy na Ciebie jak na idiotę, przecież oni doskonale wiedzą co jest w życiu ważne – dzieci, małżeństwo, sukces, zazdrość sąsiadów, nie być gorszym od innych żeby się nie śmieli, pieniądze. Boskie Istoty żyjące dla tak małych, w sumie śmiesznych celów. Tlumaczyć? Nie ma sensu, muszą się porządnie nacierpieć na swoich decyzjach, i wtedy ewentualnie szukać drogi wyjścia z cierpienia. Może wtedy znajdą prawdziwy trop, lecz jest to rzadkością.
Człowiek który ma auto które miało mu dać szczęście, i tego szczęścia nie ma, dochodzi do wniosku że będzie szczęśliwy jak będzie miał lepsza markę, z mocniejszym silnikiem. Potem następuje powtórka z rozrywki – szczęścia nadal nie ma! Zamiast więc szukać szczęścia w sobie, marnuje znowu kilka lat życia na kupno jeszcze lepszego auta. I tak w kółko, aż do umierania gdzie też szcześcia jak nie było, tak nie ma. Wtedy nasz umierający zaczyna marzyć o życiu pozagrobowym, jak tam jest, o ile w ogóle jest. By zwiększyć szanse na niebo, zapisuje mieszkanie na rzecz kościoła. I tak się ta cala nudna i powtarzalna komedia kręci od tysięcy lat na planecie ziemia a nikt nie wpadnie na pomysł że szczęście jest w chwili obecnej, tu i teraz a nie w wizjach przyszłości. Wszystko o czym marzy przecietny człowiek – już było, i szczęścia nikomu nie dało. Jednak nadal sa chętne tłumy którzy chcą iść ta drogą. Niech więc idą ścieżka bólu, cierpienia, niezaspokojenia i morderczej walki o przedmioty które zardzewieją czy też przejmie kto inny gdy oni umrą. Naprawdę chcesz tak żyć? Być kolejną małpą w kolekcji kosmicznego jajcarza? Ja nie.
Jak więc wykorzystać zdolności naszego układu nerwowego, by doznać rozkoszy?
Po pierwsze – rozkosz nie jest w partnerze seksualnym, w dzieciach, w przedmiotach, w świecie zewnętrznym. Rozkosz jest w Tobie. Świat zewnętrzny nie da Ci spełnienia, wiec gdy kierujesz swoj wzrok na niego, doznasz porażki. Skieruj więc wzrok w siebie i tam szukaj skarbów.
Po drugie – Ból to napiecie. Odpręż się. Ból to patrzenie w świat by znaleźć w nim sens, zamknij więc oczy. Słuchanie budzi w Tobie wewnętrzny chaos, słuchaj więc swego serca a nie głosów ludzi którzy są tak samo zagubieni jak Ty.
A teraz mam dla Państwa dobrą i złą wiadomość. Którą chcecie najpierw? Najpierw będzie dobra. Chciałbym dać złą, najpierw wolę zawsze złą by ją jakoś przetrzymać a cieszyć się dobrą na koniec. Jednak tak nie skończę artykułu, a więc… a więc najpierw dobra. Brzmi ona tak – stan rozkoszy której nawet nie jesteś w stanie pojąć jest dla Ciebie dostępny, i możesz poczuć ją i doświadczać w medytacji, w wyciszeniu, w stanie gdy siedzisz na fotelu, i koncentrujesz się na oddechu i na tym co jest realnie, czyli dzwiękach które słyszysz, odczuciach płynących z ciała, zapachach. Pozostawiasz za soba wszelkie swoje wizje, pamięć, to co tak naprawdę nie istnieje. Bo gdzie realnie istnieje wspomnienie sprzed paru lat oprócz Twojej pamięci? Nie ma go, nie istnieje tak naprawdę. A teraz będzie ta zła wiadomość – żeby doznać stanu samadhi czyli niezwykłej błogości, musisz poświęcić na to wiele lat systematycznej praktyki, i jeszcze mieć spore szczęście. Nie jest tak jak piszą jogini że by doznać tego stanu trzeba mieć doskonały, czysty umysł – mam pełen wewnętrznych konfliktów umysł, jednak praktyka pozwoliła mi doznać nie raz i nie dwa tego wspaniałego stanu. Jednak po wyjściu z tej świadomości doświadczasz własnego, made in Ja production burdelu.
Ale porównaj rozkosz człowieka który całe życie poświęcał na walkę o seks, pieniądze czy o władzę, a jedyną jego rozkoszą jest przelecenie dziwki czy pomiatanie pracownikiem albo weekendowe upicie się do nieprzytomności by odreagować wyścig szczurów, a człowieka który siada w ciszy, i czuje piękny, niemożliwy do opisania spokój. I tu słówko uwagi, na sam koniec – nie mieszaj w duchowość pieniędzy, nigdy tego nie rób. Człowiek który doznaje samadhi może być bogaczem, nie ma to kompletnie znaczenia, żadnego. Źródłem niewoli jest ego i nasza świadomość, a nie materialne przedmioty. Gdy uznasz ze materialna rzecz jest w stanie Cię unieszczęśliwić błądzisz we własnym umysłowym pomieszaniu, gdyż tym samym uznajesz że inna rzecz jest w stanie Cię uszczęśliwić. Rzecz to rzecz, nic więcej. Zamykasz oczy, i przestaje istnieć świat zewnętrzny, wszelkie rzeczy i przedmioty za które miliardy ludzi w imię Boga sie morduje. Zamykasz oczy i otwiera się Twoje wewnętrzne widzenie, bez niego możesz mieć piękne, zdrowe oczy, ale nadal jesteś ślepcem. Doświadczenie, nie tylko moje, pokazuje że bogactwo chętnie się przejawia przy uduchowieniu, pojawia się by uprzyjemnić jeszcze bardziej życie człowieka który praktykuje ścieżkę radości. Zgroza mnie ogarnia gdy widzę medytujących którzy wypierają się pieniędzy. Ciekawe kto musi się ich nie wypierać by im dać jeść, i by w cieple mogli się „uduchawiać” gdyż w deszczu czy zimię wątpię by byli w stanie medytować na ulicy gdy mróz kurczy jądra. To są umysłowo takie same osły jak materialiści, ni mniej ni więcej, powiem więcej – są groźniejsi dla siebie. Materialista może wyjść poprzez doświadczenie duchowe ze swojej wizji widzenia świata, medytujący który wierzy że papierki z nadrukowanymi cyferkami są złe, ma doznania duchowe więc z nich nie wyjdzie. Ma nadal te samo ego co materialista, ale subtelniejsze, utkane z delikatniejszej tkaniny, pełne poczucia wyższości, ale to nadal to samo ego. To tak jak rak, jeden boli mniej, drugi więcej, ale to nadal rak który toczy zdrową tkankę.
E tam mądry … 🙂 (chrumkanie z zachwytu komplementem)
I widzisz Marku, Twoje szczęście zależy od opinii czytelniczek 😉
Moje ego jest „czytelnicze” 🙂
Witam, widze ze forma powraca, pozdrawiam z Kafejki internetowej 🙂
No…fajnie 😀
Jestem w formie cały czas, pozdrawiam nie od siebie, leniwym porankiem 🙂
Tu na ziemi, panują takie same prawa jak w niematerialnych światach. nieustanne ścieranie się energii negatywnych i pozytywnych. Tyle, że światy niematerialne są jakby to powiedzieć, trochę uboższe od świata materialnego. Tam jest wóz albo przewóz, a niektórym istotom z niematerialnych światów z czasem sie nudzi, i obniżają wibracje po to, by zasmakować wszystkich odcieni emocji, seksu, uniesień, materializmu i cierpienia tutaj na Ziemi. Dla nich to jest ogromne szczęście poeksperymentować. skoro nasz świat jest tak bogaty w różne możliwości doświadczania, wyrzekanie się ich nie jest drogą do Boga, tak przypuszczam. Asceza, celibat, wyczyszczanie umysłu z myśli, wyrzekanie sie przyjemności nas zubaża, a nie po to odrodziliśmy się w takim świecie, żeby wyrzekać się jego przejawów. Tak samo jeśli ktoś nie ma ochoty, to niech nie medytuje, może podnosić swoje wibracje na różne sposoby. kluczem jest to, by w tym materialnym świecie, działać i trwać w stanie miłości duchowej, nie wyrzekać się niczego, ale we wszystkim co robimy wnosić ducha. Może ktoś założyć firmę, i być wspaniałym szefem dla swoich pracowników, dbać o ich rozwój i być ich opiekunem, może uprawiać seks i odkrywać w nim boską energię, może jeść i delektować się doskonałym smakiem, słuchać muzyki i doświadczać rozkoszy. Ktoś może również spełnić się w macierzyństwie – wychować dziecko z miłością bezwarunkową, być jego aniołem stróżem i też dzięki temu podniesie swoje wibracje. Uciekać od zła tez nie ma sensu, bo to też jest oblicze Boga, musimy doświadczać zła, żeby zrozumieć miłość. Przyjdzie taki moment, w którym dokonamy świadomego wyboru, uwolnimy się od wzorców, zaspokoimy swoje potrzeby, zrozumiemy jaka jest wola naszej duszy i nie będzie to dla nas męczące ani ograniczające. Poczucie duchowego bezpieczenstwa i miłości kosmicznej, która pojawia się w miejsce lęku i gniewu, pomoże nam doświadczać wszystkiego na wyższym poziomie, nauczy nas również rozwiązywać problemy w materialnym świecie w sposób duchowy, czego każdemu życzę. I również nie wyrzekajmy się ego, bo ego jest przejawem naszej unikalności, ważne, żeby poprzez ego przemawiała dusza/bóg. Sorry za chaotyczną wypowiedz, ale jestem tu w biegu i zaraz uciekam 🙂
Człowiek, który jest inteligentny potrafi zazwyczaj uzasadnić swoje stanowisko, pogląd, zachowanie. Każdy musi znaleźć swoją ścieżkę, sięgnąć do swojego wnętrza, szukać prawdy, odkrywać się, testować po to by żyć w zgodzie z samym sobą. Ciekawym sposobem na ocenę swojego przyszłego życia jest wybranie się na wycieczkę w przyszłość, gdzie leżąc na łożu śmierci zadamy sobie pytanie, czy gdybym miał możliwość żyć od nowa to czy chciałbym. Jeżeli nie to znaczy, że wykorzystaliśmy swoje możliwości. Możemy czuć się spełnieni. Każdy z nas wychodzi z innego poziomu rozwoju duchowego i na każdego z nas inny wpływ na środowisko, wychowanie. Łatwo jest przedobrzyć i uciekać w drugą stronę. Do biedy, tak jak piszesz, do chorób, cierpienia. Czy warto cierpieć? Cierpienie uszlachetnia, ale jego forma i natężenie ma ważny wpływ na naszą przyszłość. Kto jednak nie chodził po dolinie nie wejdzie na szczyt. Pozdrawiam i podziwiam chęci do pisania.
Tak, między wcieleniami strasznie chciałem doświadczać, odreagować wcześniejszą karmę, dlatego też śmieszne są próby naprawiania świata, i tego właśnie rewolucjoniści nie wiedzą że niektórzy tu przychodzą cierpieć, taki jest ich cel istnienia.
To nie tak do końca jest że podwyższysz wibracje majac dziecko, owszem, to możliwe, ale jeśli Twoje dziecko to ktoś kto chce się mścić na Tobie za cos co nabroiłaś 400 lat temu? co wtedy? czy miłość wytrzyma jazdy jakie potrafi zrobić dziecko z negatywną karmą? ja twierdzę że gdy taka osoba mająca negatywną karmę ma dziecko, to rozpieprzy to całkiem rozwój ducha. Tak samo jak owoce są zdrowe, ale z moją chorobą są mordercze dla mnie 🙂
Ćwiczenie z wędrówką w przyszłość nie jest dobre, wiesz czemu? gdy zadajesz sobie pytanie odpowiadasz świadomie, gdy zrobisz to w półhipnozie, stanie regresywnym czy medytacyjnym albo modlitewnym, uzyskasz niewielki procent swoich prawdziwych motywacji – one są skryte w podświadomości, i one własnie tam skryte dają następne wcielenie.
Cierpienie nie uszlachetnia, jest tylko wskazówką że oddaliliśmy się od dobra i Boga, zatraciliśmy w ego. Cierpienie to gówno, potrzebne organizmowi i do życia, ale czy ktoś je czci, szanuje, je? gówno to gówno, i tym samym jest cierpienie.
Dziękuję, sam podziwiam się że piszę 🙂
Mamy jedno życie na Ziemi, czy tego chcemy czy też nie. Czy należy dążyć w życiu do szczęścia? Nie jest to dla mnie bynajmniej cel ostateczny, ja dążę do spełnienia. A spełnić się mogę wykorzystując moje talenty, rozwijając swoje wnętrze, poznając siebie, ludzi, mechanizmy, które rządzą tym światem. Szczęście jest informatorem, że jesteśmy na dobrej drodze do osiągnięcia czegoś bardziej wartościowego, swojego celu. Ludzie, którzy skupiają się na szczęściu przeważnie nie bywają szczęśliwi. Można to doskonale przedstawić na wykresie. Idąc na poziomie świadomości na koniec swojego życia możemy spojrzeć z dystansu na swoje poczynania w teraźniejszości, ocenić je, wyciągnąć wnioski, dostosować się do swoich pragnień. Jest to proces ciągłego rozwoju. Co do cierpienia, to nie należy się na nim skupiać ani do niego dążyć. Jednak jak się przytrafi to możemy poczuć czym jest druga strona życia i czerpać większą przyjemność jak jesteśmy na wyżynach. Ludzie cierpią, większość ludzi cierpi, większość ludzi ma co najmniej jedną chorobę, z którą walczą lub nie, ale która przeszkadza im w funkcjonowaniu. Cierpiąc możemy poczuć drugiego człowieka, oczywiście należy mieć do cierpienia dystans. Inaczej będziemy szukać w nim sensu egzystencji, a jak sam piszesz, cierpienie samo w sobie jest złem. Ale jak już się przytrafi można z niego trochę possać dla siebie i swojego rozwoju. Życie jest piękne w swojej różnorodności, dlatego im więcej zna się jego odcieni tym bogatsi jesteśmy.
Blokowanie duszy dziecka, które chce się mścić, to też nie droga, bo ta dusza może urodzić się gdzie indziej – na przykład w najbliższym otoczeniu więc i tak dopnie swego w rozrachunkach, i może nam zmarnować rozwój, wiec przed tym nie uciekniemy.
Mimo wszystko, z pewnością kobiety mogą planować rozwój duchowy poprzez macierzyństwo tylko muszą mieć przepracowaną karmę rodzica, i dogadać się z odpowiednimi duszami (ktore wcielą sie w dzieci), zeby ten rozwój był możliwy.
ktoś kto ma już przepracowaną karmę rodzica może kompletnie nie mieć już ochoty na doświadczanie macierzyństwa w inny, na przykład boski sposób, tylko pójść zupełnie w inną stronę, różne są drogi rozwoju i każda prędzej czy później doprowadzi do celu 🙂
Jestem skłonny się zgodzić z tym co napisałeś 🙂
To nie to samo, urodzić dziecko a mieć je jako sąsiada czy siostrzeńca nawet, gdy dziecko jest Twoje, walczysz przeciwko instynktowi macierzyńskiemu. To jak ze śmiercią, nie boję się jej wcale, wiem co jest dalej – ale jak staję 3 i wiecej metry nad ziemią, boję się. Przy 20 metrach jak się rusza albo drga to na czym stoję, umieram ze strachu – a przecież nie boje się śmierci – ale za to mam biologiczny lęk wysokości jak wiekszość ludzi. Więc to nie jest to samo, to gigantyczna różnica zablokowanie duszy dojścia do siebie – zyskuje się czasem przez taką blokadę kilka żyć gratis, a jeśli intencje sa czyste mozna przerobic karmę i załatwić sprawę.
Gdy nie zablokujesz sprawy a rodzi sie Twój mściciel, kilka nastepnych zyć to horror.
Tak, karma rodzica to jedno, ale wibracja osobista to drugie i to jest ważniejsze. Zadna wysoka dusza nie wejdzie w rodzinę gdzie facet bzyka z żądzy tylko kobietę, musi byc coś więcej, coś czystego w kopulacji. Karma rodzica tego nie załatwi, niestety 🙂
Moim zdaniem Marku po raz wtóry dałeś się wpuścić w maliny. Wiara w karmę to po prostu wiara w coś ponad Ciebie. Ego nie dopuści faktu, że jesteśmy jak komórki, bakterie itp., które mają sens życia przetrwanie i służenie celom istoty wyższej.
Btw. komórka mózgu wygląda identycznie jak otchłań kosmiczna (tutaj link http://www.paranormalium.pl/czy-zyjemy-wewnatrz-wielkiego-mozgu,3496,39,artykul.html).
„W coś przecież trzeba wierzyć” co nie Mareczku? 😛
To są Piotrze tylko dywagacje, filozofowanie. Oczywiście że karma i reinkarnacja może być mirażem jak niebo i piekło (chyba telepatycznie odebrałeś ode mnie moje przemyślenia, na dniach będzie właśnie o tym art 🙂 ) ale to że istnieję tu i teraz, i jestem spełniony i szczęśliwy jest nie dywagacją, a faktem. Jest, jakby powiedział pan prezydent, oczywistą oczywistością 🙂 gdy jestem w tu i teraz, nie ma znaczenia czy jestem bakterią jelitową jakiejś mechaduchogodżilli 🙂
Wiara w cokolwiek to mimo wszystko nie najważniejsza sprawa, duchowość to własnie tu i teraz, wyjście poza swoje myśli. I właśnie moje doswiadczenia inkarnacji pokazują że nie ma ego, po śmierci ono zginie, roztapiamy sie w jedności, w czymś znacznie większym, w tym sensie to co piszesz jest też oczywiście prawdą – wielokrotnie o tym pisałem.
Reinkarnacja i karma jest jedyną logiczną możliwością. Gdyby nie było nic po śmierci to nasze życie nie miałoby sensu i duchowość nie byłaby potrzebna.
To czy życie ma sens w sumie nie zależy od wiary w to co jest po śmierci, gdy żyjesz tu i teraz, nie ma przyszłości, jej wizji w Twojej głowie, cieszysz się tu i teraz tym co jest. Na tę radość nie powinny mieć wpływu nasze systemy przekonań.
Chodzi o to, że jeśli nie ma nic po śmierci to nie ma znaczenia kiedy umrzemy bo i tak to szybko minie. Można się cieszyć, można się smucić ale po tej chwili, która trwa życie to nie będzie miało znaczenia.
My jesteśmy energią, będziemy więc mieli jej ujście w przyszłości po śmierci. To jaka to będzie energia zależy od naszego życia. Czy poza energią jest coś więcej? Tego nie wiem. Należy domniemywać, że coś poza nią jest. Sens życia? Tak jak Mistrz napisał, żyjemy tu i teraz. Kiedy życie na Ziemi miałoby sens? Czy tylko wtedy kiedy coś byśmy z niego mieli po śmierci? Moim zdaniem nie. Sensowne jest życie kiedy ma jakiś cel. A celów życiowych może być tyle ilu jest ludzi na świecie. To czy nasze życie jest sensowne zależy od nas samych. A kładąc życie na szali i myśląc w kategoriach, czy mi się opłaca czy nie, sami się ograniczamy. Spełnienie jest dla człowieka istotne. Kiedy jesteśmy spełnieni? Albo na dobrej drodze do spełnienia? Masz Mistrzu takie pytanie w ankiecie, „czego byś żałował gdybyś miał ostatnią minutę życia”? Człowiek jest spełniony kiedy ciężko mu cokolwiek wymyślić. Kiedy nasuwa mu się jakaś odpowiedź bez większego wahania to jest to obszar, na którym powinien się skupić. Trochę się rozpisałem, ale to dopiero początek mojej aktywności na tym blogu.:)
Przeczytałam Twoją wypowiedź i rzeczywiście masz rację, dzieki za wyjaśnienie:)
No.
I znowu widzę to inaczej 🙂 jest jaźń, i gdy się wcielamy przyjmujemy ego, zapominamy kim jestesmy – więc nieważne co zrobimy, ta energia, jaźń, jest taka sama – zmienia się taki jej bagaż jakby, karma, i to własnie decyduje o kolejnej inkarnacji.
No proszę, ktoś mi wreszcie przyznał rację, dziękuję 🙂
Wczoraj padla mu dieta a dzisiaj ma zatwardzenie i wszyscy musza o tym wiedzieć…Nie wytrzymam z bolu albo sam się rozchoruję
Maruś jest bardzo ekspresyjny 😆
Do Olka brutala:
Napisałeś: „Reinkarnacja i karma jest jedyną logiczną możliwością. Gdyby nie było nic po
śmierci to nasze życie nie miałoby sensu i duchowość nie byłaby potrzebna.”
Jaki sens życia mają bakterie jelitowe? Przecież one tyle robią, jest tak kolorowo, tak wiele się dzieje. Zapewne będzie reinkarnacja 🙂
Ja w tym momencie zgodzę się z Buddą. Jesteśmy jak płomień (co się stanie jak go zgasisz? wyjasnienie zagadki „życia” po śmierci). We wszechświecie zaistnieje możliwość powstania życia i ono powstanie (płomień powstanie). Ego miesza Wam w głowach 🙂
Sens życia? Przyjemność i przy okazji nie przeszkadzanie innym. Pozdr:)
Sugerujesz, że przez całe życie jaźń nie ulega przekształceniu? Zmienia się tylko nasze ego? Przecież ludzi przybywa, może kiedyś będzie ich mniej, nieistotne, ważne, że ta liczba nie jest stała. Jak wtedy nasza jaźń mogłaby wędrować? TO się nie trzyma kupy.
Ale jakie to ma znaczenie ile jest ludzi? Pomiędzy wcieleniami mogą być przecież przerwy, podobno jest coś takiego jak dewakan.
Jeśli przyjemność jest sensem życia to żeby do niej dojść potrzebne są kolejne wcielenia. W przeciwnym przypadku większość osób żyje bez sensu bo nie mają przyjemności.
Piotrze – gdy zgaśnie płomień, pojawia się dym – oto metafora reinkarnacji.
Jaźń jest niezmienna. Przekształceniu ulega karma. Co do ludzi to bierzesz pod uwagę tylko naszą ziemię? uważasz że w nieskończonym wszechświecie istnieją tylko ziemianie? 🙂
Czyli pójdziemy z dymem?
Wcielenie i przerwa? Chyba za bardzo co niektórzy odrywają się od życia doczesnego:) Podobno jest coś takiego jak dewakan – albo prowadzimy merytoryczną dyskusję opartą na pragmatyźmie i doświadczeniach albo budujemy abstrakcyjne dogmaty po to tylko żeby tworzyć. Powiedz ludziom, że mogą się wcielić w przerwy między żywotami poszczególnych ludzi. Ponad 99 % stwierdzi, że to bzdury, i to z tych większych. Oczywiście mogą się wszyscy mylić. Ale jakie jest prawdopodobieństwo? Mistrzu, co do Ciebie, to nie za daleko wychodzisz ze „swoimi” poglądami, wiedzą, przeczuciem? Możesz osobiście wierzyć w inne formy życia niż te na Ziemi. No ale… to tylko wiara. A ja jako człowiek pragmatyczny myślę co można zrobić aby żyło się lepiej, a nie wchodzę do jaskini tam gdzie jest ciemno, gdzie mogę krążyć całymi latami i wyjść w tym samym miejscu. No chyba, że jesteś święcie o tym przekonany, wtedy dyskusja się skończy, chociaż powiedziałbym wtedy, że liczyłem na coś więcej. Poczytam sobie o jaźni o karmie. Może się czegoś nowego dowiem.
Cała ta dyskusja to starcie tak naprawdę nie sprawdzonych empirycznie teorii. Przerwy między życiami są czasami bardzo długie. Jeśli chodzi o życie na innych planetach to dla większości naukowców to już jest oczywista oczywistość, kwestia została tylko kontaktu – dla mnie to też jest normal, jednak z moich doświadczeń wynika nie tylko nieskonczony wszechświat z życiem ale też płaszczyzny czasu które sprawę jeszcze dodatkowo komplikują 🙂
Jeśli teraz Twoja dusza potrzebowałaby tego doświadczenia, urodziłbyś się w czasach Jezusa, takie są możliwości w Boskim świecie 🙂
Duchowy holocaust a,la Budda 🙂
Przeczytałem przed chwilą Twój artykuł-„Dewakan” Mam strasznie mieszane uczucia. Pierwsze uczucie to takie, że ujrzałem wizję swojego istnienia, mój cel na Ziemi po raz pierwszy w życiu ukazał się w sposób klarowny, cholernie przejrzysty. Pewne elementy, o których byłem w dużym stopniu przekonany połączyły się w całość. Drugie uczucie to wiele pytań, na które chciałbym znać odpowiedź. Nie wiem czy to miejsce do tego typu pytań, ale np. Kim był tak naprawdę Jezus? Co z altruizmem na Ziemi? Czy to zaspokajanie własnych potrzeb czy dawanie czystej cząstki siebie i przy tym piękna forma rozwoju? Czy miałem kiedyś wcielenie jeżeli tak to kim byłem? Jeżeli będzie kiedyś możliwość innej formy kontaktu z Tobą, to chętnie skorzystam. Z pewnością otworzyły mi się oczy na pewne kwestie. Nie biorę ich w ciemno, ale czuję, że to przełom.
Niestety, nie odpowiem Ci na te pytania, musisz sam poszukać. Kontakt ze mną jest, ale właśnie w tej materii we wtorek albo srodę napiszę arta, wkurwia mnie strasznie że ludzie do mnie pisza, i ja mam poświęcać swój czas i wiedzę którą zdobywałem latami żeby komuś zaspokajać ciekawość, a jak śmiem odmówić to są wyzwiska i różne ciekawostki. Czyli wygląda to tak – ja mam słuchać jak ktoś napierdala na skype 2 godziny o swoich problemach, potem on się wygada, wyładuje a ja mogę spadać bo jemu już jest dobrze – tak to wygląda wg. uduchowionych. A jak nie chcę się poświecić to jestem skurwiel i jeszcze pożałuję że śmiałem odrzucić człowieka.
Ode mnie już się unosi dym 😀
I oczywiście ku rozwojowi duchowemu polecam filmik na youtubie „wycieczka przez rzeczywistość”.
Ze mnie po wczorajszym żarciu unosi się łatwopalny gaz, pierwsza faza życia 🙂
Po pierwsze w chwili obecnej nie mam problemów, które nie są do rozwiązania. Nie wprowadzałbym tutaj słowa problem. Fakt, moje pytania nie są proste i na niektóre muszę sam znaleźć odpowiedź. Niektóre pytania nie dotyczą wyłącznie mojej egzystencji więc Twoje poglądy, wiedza, byłaby bardzo dla mnie przydatna. Jeżeli myślisz, że napieprzałbym na skypie w formie monologu a potem słuchał Twojego monologu to nie mogę Ci przyznać racji:) Byłby to dialog. Mógłbym się czegoś nauczyć od Ciebie a Ty ode mnie. Z chęcią wypiłbym z Tobą kawę.
Nie podpisałem się- rufin7
Nie podpisałem się -rufin7
Nie bierz tego do siebie co napisałem, ale czasem naprawdę puszczają mi nerwy jak widzę kogoś kto chce się tylko wygadać pod pozorem rozwoju. Jako piszący i znany od 3 lat natrafiłem na takich ludzi że włos się jeży na głowie ze zgrozy 🙂 jeśli mam być szczery, na skype rozmawiam tylko z Paniami, kawke też tylko z Paniami 🙂
Od kiedy mam wielki dystans do siebie nie biorę wielu rzeczy personalnie. Poczytałem Twoje wypociny, posłuchałem nagrań i zobaczyłem coś o czym nie da się powiedzieć. W każdym bądź razie martwi mnie jedno z czym nie potrafię sobie poradzić. Głupota ludzka, ogólne otumanienie, brak jakichkolwiek ambicji, a jeżeli już ambicja się pojawia to tylko po to by zdobyć jakąś abstrakcyjną korzyść, która jednocześnie jest jakąś rzeczą zazwyczaj. Rozwój to jedyna możliwość napędzania silnika ludzkiego. A wierząc, że jest to rozwój, który nie przepadnie po śmierci, jeszcze bardziej jestem zmotywowany. Dzięki
Rozwój w sensie jaki myślisz przepadnie – dlatego że to za kogo teraz się uważasz rozpłynie się. Twoja osobowość, czyli powiedzmy Rufin7 przepadnie. Zostanie jaźń, niezmienna od wieków i karma która ta jaźń będzie realizować. Jaźń odradza się tak by zebrac plony wcześniej zasiane, a dokona tego odradzając się w odpowiednim do tego miejscu, ciele, płci i czasie.
Ty nie przetrwasz śmierci, Marek który pisze teraz te słowa też nie. Rozumiesz?
Witam. Czytam Pana artykuły już długo. Są świetne,proszę się nie gniewać ale wkradła się pewna nieścisłość to o czym Pan pisze to satori nie samadhi, mimo że w pewnym sensie to to samo ;). Satori jest tylko wstępem do wykorzenienia z siebie starego ja(ego) które rozpływa się podczas owej ekstazy, stąd potrzeba dyscypliny(proces umieszczony w „czasie”, mający wyściełać ciało przez doznaniem oświecenia), żeby owe samadhi osiągnąć (stan kiedy ego jest wykorzenione i nie ma już dominacji umysłu, po prostu jest się w nim ciągle).Pomylić się, to w gruncie rzeczy nic złego, różnica jest tylko, jeżeli zna się satori , nie ma już odwrotu :)Pozdrawiam i życzę dalszej weny.
Jaki Ty jesteś mądry Mareczku cmokkkk 😆 🙄 😀 ❗