Wczoraj się bardzo wnikliwie zastanawiałem, jak opisać pewne ciekawe, i niezwykle ważne zjawisko zachodzące w procesie rozwoju osobowości. Jak je opisać by było zrozumiałe dla człowieka który nigdy go nie doznał? Powiem wprost – to co napiszę niekoniecznie musi być zrozumiałe, a być może będzie łatwe a tylko ja je widzę w tak ciemnych barwach? Gdy wypiłem zimną pepsi, wraz z trzaskiem zawleczki (i energetyzującym mentalnie sykiem) od niebieskiej puszki i pierwszym, oszałamiającym łykiem (wraz z westchnieniem ulgi i rozkoszy) mój pesymizm uleciał, hen hen daleko, na glukozowej fali entuzjazmu która toczyła się z zawrotną prędkością przez moje tętnice włosowate przepychając się wulgarnie i bezwstydnie łokciami wśród krwinek i innego tałatajstwa. Fala wróciła, (zawsze wraca…) niosąc ze sobą potężne wyrzuty sumienia – w końcu jestem na diecie. Teraz chyba na poważnie, niedługo lato, plażuchna, szczupłe dziewczyny, a mi cycki wiszą… miałem schudnąć 5kg, utyłem 3kg. Czyli coś jednak się dzieje, nie stoję w miejscu, można też tak na to spojrzeć, prawda?
No dobra, zaczynam. Trzymajcie kciuki, ok?
Gdy zasypiasz, co widzisz, co postrzegasz? Są dwie opcje – widzisz swoje myśli, coś sobie wyobrażasz. Ja mam na zaśnięcie dwie wizje, rowery z silnikami elektrycznymi (tak, wiem, dziwne zainteresowania 🙂 ) i wyobrażam sobie że zasypiam gdzieś na szlaku w górach, w namiocie i śpiworze gdzie jest zimno a ja jestem głodny, poobijany i zmęczony. O kobietach nie marzę bo się pobudzam i nie mogę zasnąć, pieniądze tak samo mnie pobudzają (jesli nie mocniej) polityka momentalnie mnie denerwuje a myślenie o czym by napisać odpada – pojawia się wspaniała myśl, i za chwilę ja zapominam. Wtedy się budzę się panicznie i zapisuję, albo nagrywam na dyktafon w telefonie. A gdzie sen? Ulotnił się. Czasem nie chce mi się sięgnąć po telefon, więc zasypiam z poczuciem winy że straciłem dobry pomysł.
Druga opcja – gdy zamkniesz oczy, widzisz cały pokój w którym zasypiasz w głowie. To co łączy te dwie rzeczy to prosty fakt – nie widzisz tego co jest, a tylko coś sobie wyobrażasz. Zawsze towarzyszy Ci Twoja wizja tego co jest. Gdy zamkniesz oczy i spojrzysz prawdziwie – zobaczysz przed oczyma ni to czerń, ni to szarość. To jest prawda. Gdy zamykasz oczy nie istnieje pokój, wyobrażenie pracy, szefa, kolegów, męża, żony, tylko szara czerń pod powiekami i odgłosy. Zawsze są jakieś, i niezwykłe jest gdy zaczniemy się wsłuchiwać – kapanie w lodówce która cicho warkocze, dziwne szuranie za ścianą, tupot pająków pod łóżkiem, bardzo oddalone odgłosy jadącego motocykla.
Prawdziwa duchowość to wyjście do realnego, prawdziwego świata, ze swoich psychicznych konstrukcji, przekonań, wizji, bycie tu i teraz. Żeby to sprawdzić i trenować, stworzyłem nowatorską, całkowicie mojego pomysłu „obrzydliwą medytację” specjalnie dla moich czytelników. Siedząc przed monitorem, nalewam czasami codziennie do kieliczka trochę mocnego, i smacznego likieru wiśniowego który otrzymałem w prezencie od czytelniczki. Maczam w nim język, nawet nie piję – smakuję wino tak jak kot chłepce wodę z miseczki, muskając wiśniowo krwistą, smaczną toń kubkami smakowymi. Gdy wyliżę cały kieliszek, natychmiast biegnę do kuchni by go umyć, wstrząsa mną myśl o powoli zasychającej ślinie na szkle. Teraz jednakże tego nie zrobiłem, siedzę, kieliszek jest przede mną – czuję obrzydzenie do niego, mam gigantyczną ochotę myć, szorować, spłukiwać. Zamykam oczy, czuję nadal obrzydzenie i widzę pod zamkniętymi powiekami brudny kieliszek. Ale przecież siedzę wygodnie, i to co widzę to nieprawda – prawdą jest ciemność (ciemność widzę!) a to co wzbudza we mnie emocje to moje wyobrażenie – nic więcej. Gdy zamykasz oczy, świat powinien przestać istnieć. Jednak tak się nie dzieje, uruchamia się wyobraśnia, głosy, obrazy. Jest to bardzo silna medytacja, lepsza od zwykłej, wymyślonej przez mistrzów ze wschodu. Tam jest cisza, mało bodźców, jedyna rozrywka to wydojenie świętej krowy i szum wiatru w górach. Człowiek zamyka oczy, i trwa w ciszy, w świecie zachodu to nierealne. Tysiące bodźców, wyobrażenia filmów, radia, ludzi, wszędzie odwołujące się do sexu i naszych kompleksów reklamy, to wszystko budzi chaos – ale daje też większą możliwość wyjścia z iluzji. Im bardziej Cię coś obciąża, doskwiera, tym bardziej większą masz motywację by coś z tym zrobić, i to własnie jest faustowski dziw nad dziwy – zło im więcej działa by Ci zaszkodzić, tym bardziej Cię prowadzi ku dobremu. Jako zło rozumiem wszystko co w kazdej chwili odciąga Cię od zrozumienia prawdy, od bycia tu i teraz.
Gdy staniesz się moim wiernym uczniem praktykującym „obrzydliwą medytację”, uświadomisz sobie z niezwykłą łatwością że wszelkie Twoje koszmary nie istnieją realnie, nie ma ich. Są tylko w głowie, tak samo jak wtedy gdy zamykasz oczy i widzisz pokój w którym jesteś, widzisz mając opuszczone powieki to co tworzy wyobraźnia. Wszelkie diabły, koszmary i problemy są właśnie w Twojej głowie, nigdzie indziej. Tu i teraz gdy jesteś, jest tylko rzeczywistość, realność, chwila obecna – nie ma nic więcej. Jest świeżość, a nie ma lęku. Jest radość, a nie ma zranienia. Jest szczęście i ekstaza, a nie ma cierpienia. Co ciekawe w chwili obecnej, w raju, nie ma ani Jezusa, ani Buddy, ani nawet Jahwe, znikają wszelkie wyobrażenia, święte i te nie – święte. Czemu cierpisz? Coś sobie postanowiłeś, i to się nie udało. Masz urodę „ciut piękniejszy od diabła”, a chciałbyś być taki ładny jak ja. Jesteś niski, a chciałbyś być jak 2 metrowy model. Jesteś chudzielcem, i chciałbyś mieć trochę więcej ciałka tu i ówdzie, jak ja. Zarabiasz grosze, a chcesz mieć miliard dolarów. I już cierpisz. Tworzysz żądzę nie do spełnienia, więc cierpisz, ale wszystki żądze są w głowie, realnie nie istnieją. W tu i teraz nie istnieje takie cierpienie, jest ono tylko w Twoich wyobrażeniach, w Twoim umyśle. W realnym, prawdziwym świecie jest tylko radość i szczęście. I to jest właśnie ziemia obiecana, tak, te obsrane trawniki, porozwalane chodniki – oto ziemia obiecana, do której doprowadzę Cię wrzeszczącego i wierzgającego w strachu przed swiatłością za pomocą „obrzydliwej medytacji”.
Gdy teraz zamkniesz oczy, samsara (iluzja) podtrzymuje obraz tego co widziały oczy, bądź słyszały uszy. Ale to nie istnieje. Skup się na tym co istnieje w danej chwili, na cieple ciała, jego masie, oddechu, biciu serca, przyjrzyj się mroczkom przed oczyma. Im więcej będziesz tak medytować, tym szybciej się przebudzisz. Teraz tkwisz w halucynacji i w swoich konstrukcjach, które (co jest szczególnie zabawne) wcale nie są Twoje, tylko wyuczone w dzieciństwie. Ale o tym juz przecież nie raz i nie dwa pisałem.
ładne zdjęcie,twoje??
Właściwie ten komentarz powinien być pod jakimś innym twoim tekstem, ale prawdopodobnie pozostałby niezauważony.
Żałuję, że nie trafiłem na Twój blog wcześniej, bo może udałoby mi się uniknąć wielu błędów. Z wieloma rzeczami, które piszesz, się nie zgadzam, ale też parę rzeczy dzięki tobie zrozumiałem. Nie wszystko było łatwe do przełknięcia. Najgorszy był tekst w którym pisałeś o emocjonalnym wampiryzmie („Najpierw JA”). Dotarło do mnie, że sam nim byłem – w stosunku do kobiet. Naprawdę bolesna świadomość. Tym boleśniejsza, że przychodzi za późno na uniknięcie dotkliwej straty. Mam nadzieję, że chociaż w przyszłości pozwoli mi uniknąć błędów.
Trudno też jest pogodzić się z myślą, że wszyscy (?) jesteśmy takimi samolubnymi i egoistycznymi istotami, że nie potrafimy kochać i szanować innych, jeśli tego w pewnym senie na nas nie wymuszą swoim zachowaniem i postawą. Przypomina mi się pierwsza zasada miłości bliźniego – słabi i nieudani niech sczezną. Dlatego nie ma i nigdy nie będzie w nas za grosz boskości – tu nasze zdania się różnią. Możemy mieć moc bogów, ale nadal będziemy tylko zwierzętami (nie ujmując niczego zwierzętom).
Szkoda, bo ludzie w swoim życiu często się potykają, często z winy innych ludzi i są wtedy zdani tylko i wyłącznie na siebie. A ja, może jestem romantyczny, wolałbym mieć przy sobie kogoś, kto będzie przy mnie trwał nawet wtedy, gdy się potknę, upadnę twarzą w błoto i nie będę miał sił, by wstać… chociaż zawsze wstaję i zawsze sam, ale jednak chciałbym – nie musiałby mi pomagać, wystarczyłoby, że zawsze patrzyłby w moje serce, a nie w umazaną błotem twarz. Ale to chyba na zawsze pozostanie tylko marzeniem, opowieścią z Krainy Szmaragdowego Jaszczura.
PS. Mogę komuś pożyczyć okulary, które pozwalają zajrzeć w ludzkie serca bez patrzenia w twarze. Ktoś jest chętny? Nie pobieram opłat ;]
Dzięki. Błędy nie istnieją, to są tylko drogowskazy pokazujące że idziemy w złym kierunku. Gdybyś nie popełnił błędu, zamiast czuć wiedziałbyś bo czytałeś, a taka wiedza nie jest za specjalnie trwała. Nasza natura jest dwoista, z jednej strony boskość, z drugiej zwierzę. Egoizm jest naszą naturą, sam to widze u siebie obserwując się, a mój umysł nie różni się niczym od każdego innego umysłu – np. Andrzej odkrył w analizie psychometrycznej że mam obciążenie tzw. krokodylem, czyli psychopatia, po wielu obserwacjach przyznałem mu rację, widząc jak to obciążenie zaburza moje widzenie świata. Poczytaj, linka do Andrzeja masz w ramce „polecam”.
To co wazne, to uświadomić sobie swoją naturę, nie zakłamywac jej.
To że inni ludzie szanują nas i kochają tylko wtedy gdy my sami siebie szanujemy jest z punktu widzenia ducha bardzo dobre, wymusza na nas rozwój, zmianę wzorców – gdy tego nie robimy, bliźni nam dopieprzają 🙂
Gratuluję poczucia humoru ^ ^ Żartowanie z własnych niedoskonałości podobno pomaga.. Ale na pewno nie w dążeniu do poprawienia tychże „defektów”. Dobrze jest też przyznawać się do błędów, słabości i potknięć, ale kończyć na tym etapie to trochę marnie.
Ogólnie Twoje teksty fajne, bo to zawsze miło poczytać o czyichś spostrzeżeniach, wizjach czy nawet o zdarzeniach z życia codziennego. 😉
Tak w ogóle to masz problem z interpunkcją i trochę ze stylistyką, ale zapewne większości to nie przeszkadza, a ja znów nie jestem tutaj tak często, żeby zacząć fiksować na tym punkcie.
… coś jeszcze chciałam napisać, ale wyleciało mi z głowy. Może wróci w sennej jawie, bo mnie akurat, gdy zasypiam (i w kilku innych momentach życia) wracają zapomniane myśli oraz nawiedzają genialne pomysły na rozwiązanie jakiegoś problemu czy też „problemu”.
pozdrawiam!
Jedynym defektem jest poważne traktowanie siebie, lubie się śmiać z własnych porażek, jakie to ma zresztą znaczenie tak naprawdę? troche pożyję, umrę, pojawią się nowe pokolenia, po co ta powaga, te puszenie się? ale nie oznacza to że pozwalam się śmiać z siebie – to taka zdrowa równowaga, moim zdaniem. Tak, szybko piszę, poza tym ciągle mnie bola palce więc podświadomie za słabo albo za mocno naciskam na klawisze. Ale za to piszę bezwzrokowo, i bardzo szybko 🙂
No właśnie, idźmy spać, umieram ze zmęczenia po dzisiejszym remoncie roweru 🙂 dobranoc.
Spodobało mi się stwierdzenie, że błędy to tylko drogowskazy.
Andrzeja poczytam.
Co do ostatniego zdania, to nigdy w ten sposób na to nie patrzyłem. Zbyt często chyba nie doceniam lub nie dostrzegam drugiej strony monety. Dzięki, że zwróciłeś na to moją uwagę 🙂
Poruszyłeś bardzo ciekawy temat, bo może my tak naprawdę nie cierpimy, a tylko te swoje cierpienie wymyślamy, wyolbrzymiamy. Nooo jesteś geniuszem, przynajmniej na chwile obecną choć i to sobie mogłam wymyślić. Ale myślę że Ty bardzo lubisz wszystko analizować, dociekać… to się ceni, teraz coraz mniej ludzie mają na to czasu tak więc respekt
pozdrawiam resce.blog.onet.pl
Każdy wielki duchowy sukces musiał powstać na bazie spieprzonych inkarnacji 🙂 nie ma sukcesu bez porażki, a porażka zawiera w sobie sukces.
Dokładnie, w tu i teraz nie ma żadnego cierpienia 🙂 ok, to o geniuszu niech zostanie 🙂
Akurat buddyzm zen uczy medytacji podczas gwaru codziennych zajęć, nawet nie trzeba zamykać oczu.
Cisza i spokój ułatwiają osiągać głębsze wglądy.
Pomyśl jaka byłaby Twoja medytacja gdybyś wyłaczył kompa, telefon, tv, radio, dzwonek i znajomym powiedział że Cię nie będzie przez 3 dni. Żadnych zakupów, gazet, książek, myśli, marzeń, notatek i innych pierdół, tylko medytacja kilka godzin dziennie.
🙂
Oszalałbym, jestem dzieckiem cywilizacji, pół godziny czasem godzina max i mam dość 🙂
Hehe tak mamy małpie umysły ciągle w ruchu z gałęźi na gąłąź, ciągle za nowym owocem.
Ale owoce medytacji też są bardzo smaczne 😉
Są smaczne, zaiste, ale żeby je zerwać, trzeba nieźle się nagimnastykować 🙂
„a myślenie o czym by napisać odpada – pojawia się wspaniała myśl, i za chwilę ja zapominam. Wtedy się budzę się panicznie i zapisuję, albo nagrywam na dyktafon w telefonie. A gdzie sen? Ulotnił się. Czasem nie chce mi się sięgnąć po telefon, więc zasypiam z poczuciem winy że straciłem dobry pomysł.”
Ja mam to samo. Jako niespełniony muzyk wchodząc w początkową fazę snu czasem słyszę zajebiste frazy muzyczne z zajebistymi brzmieniami, niesamowicie oryginalnymi. Wtedy szybko się budzę i na poziomie świadomości próbuje sobie to wszystko poskładać, ale na razie mi to nie wychodzi. Ale na prawdę to są jakieś jaja – śni mi się muzyka hehe. A moze to nie muzyka tylko poczatek choroby psychicznej? Ja jednak wole wierzyć w to ze to jest jednak muzyka i coś wiem, że jak bede w to wierzył to nie zwariuje. Pozdrawiam
Może być muzyka. Koniecznie zapisuj, a jak nie masz snów to zapisuj coś co zmyślisz, cokolwiek. Twoja podśw musi się nauczyć że ma pamiętać sny. Pamiętaj że wielkie dzieła rodziły się ze snu, wtedy masz kontakt z czymś co nas przerasta, i może wyśnisz jakiś hit?
Tak, w lato pstrykąłem pod pałacem 🙂