Jesteś tutaj
Home > MyBlog > Przemyślenia > „Merde!”

„Merde!”

 

 

 

W kultowym „Złotym runie”, brawurowo wystąpili; grający drobnego żulika i cwaniaczka Rysia, Zbigniew Buczkowski, i jego filmowy partner Stefan (Zbigniew Mazurek), niespełniony pretendent do mistrzostwa wagi ciężkiej polskiej kinematografii. Ukazali nam przepiękne, ponadczasowe dzieło traktujące o tym, co w życiu jest tak naprawdę ważne. Co jest tak naprawdę ważne, naucza dziadek swojego wnuka w życiowym dowcipie; Kiedyś wnusiu myślałem, że pieniądze są najważniejsze; mówi kojącym dyszkantem dziadzio. A teraz dziadku? dopytuje się rezolutny malec. Teraz mam pewność, wzdycha żałośnie dziadek.

 

Pierwsze wrażenie może być mylne; przekaz jaki płynie z tej produkcji, może budzić podejrzenia o próbę fekalizacji, ale przy tym subtelnym wrażeniu, ostaną się jedynie zdeklarowani oralofobiści, oraz ukąszeni i zainfekowani toksyną tradycjonalizmu analofobicy. Te dwie jednostki chorobowe, polegają na wyuczonej niechęci ku sprowadzeniu kobiety na ścieżkę grzechu, i przeprowadzenia jej przez roztępujące się fale morza, ku zaginionej rozkoszy skrytej na wyspie nieśmiałości; skąd blisko jest do drugiej wulkanicznej wyspy lesbos, którą także warto odwiedzić podążając ścieżką duchowego wyzwolenia. Tylko posmakowanie i penetracja trzech wspaniałych, zapierajacych dech w piersiach wiktuałów, pozwoli wkroczyć nam na trotuar, prowadzący ku krainie błogiego zapomnienia.

 

                                                           Iluminacja

 

Film ten pełen jest tajemniczej symboliki, której otchłań otwiera się przed nami dopiero za drugim, czy nawet trzecim podejściem, obficie obdarzajac nas mistyczną iluminacją. Rysiek stoczy walkę życia, w której jego sparringapartnerem będą rozszalałe i nadsterowne jelita. Utrata kontroli nad nimi, symbolizuje proces starzenia się, powolnego wygasania kulistych reaktorów jądrowych ciała, kiedy sprawne jeszcze oczy kieruję się ku wzbudzajacym je, uranowym krągłościom i przepastnym plutonowym głębinom. Scena w pociągu gdy Ryśkowi burczy w brzuchu, jest złożoną symboliką o duchowych konotacjach; zanim dojdzie do małżenskiej czy życiowej tragedii, życie wysyła nam ostrzegawcze sygnały. Rysiek próbował zagłuszyć swoje lęki (i coraz głośniejsze bulgotanie) nerwowo wypalanymi papierosami (tęsknota do poczucia zaspokojenia i ukojenia, które niemowlę odczuwało ssąc maminą pierś) Jak wiemy, nie pomogły one opanować perystaltycznego katharsis. Niestety, jadąc pociągiem życia, poruszamy się w nim jak w śnie, po ustalonych wcześniej szynach losu; często ich po prostu nie dostrzegamy, zajęci pogonią za ułudą i złudną przyjemnością. Stefan jawi się zapatrzonym w ekran widzom, jako anioł stróż, mąż opatrznościowy który podtrzymuje Ryśka w ciężkich chwilach na duchu swoimi powiedzonkami „Nie myśl o gównie, pomyśl o fortunie”, czy mistyczna scena gdy Rysiek się poddaje, nie ma już sił do dalszej walki, i odmawia połknięcia diamentów, które powodowany nieustępliwą biegunką, przed chwilą wypróżnił do metalowego nocnika. W tej chwili załamania, chwili w której ważą się losy człowieka, Stefan dodaje sił, orzeźwia i rewitalizuje wolę walki Ryśka „Nie pierdol, łykaj”. Pomijam pogardliwym milczeniem tych, którzy nie cenią sobie tego dzieła; gastrohorroru z głębokim przekazem, proktologicznego wernisażu na który zaproszony jest każdy, kto zyskać chce głęboką wiedzę o życiu.

 

Generał Pierre Cambronne, gdy dostał od Brytyjczyków propozycję poddania się pod Waterloo, odpowiedział „Merde”. Słowo to oznacza, ni mniej ni więcej, gówno. Reakcja Pana generała była podziwiana, była aktem honoru i woli zwycięstwa. „Merde” miało podkreślić zdecydowanie i męskość generała, nieugiętą erekcję wojennej zapalczywości. Gówno to zaklęty w nieuprzejmej wizualnie formie, akt ludzkiej słabości i bezbronności, bezgłośna modlitwa o nadanie życiu sensu. Cokolwiek pięknego i smacznego zjemy, zawsze organizm zmieni to w rzeczone wyżej „merde”. Stąd taka dbałość o rozkoszowanie oka kompozycją kulinarną, i niepowstrzymana chęć zakrycia tego co z niej pozostaje.

 

W podziwianym i zgłębianym przeze mnie dziele, kwestie kału i fortuny są ściśle ze sobą wymieszane. Tworzą nierozerwalny duet, jak serialowy Gliniarz i prokurator. Męski Jake tryska seksapilem na prawo i lewo, a jego osobisty image uzupełnia dyskretny czar wrażliwej dobrej duszy, skrytej za dymem z cygara i prostactwem prokuratora, którego fizjonomię czasem trudno odróżnić od jego psa.

 

„Merde” to życie, a życie to „merde”. Oddajmy przysługę następnym pokoleniom, wypróżniajmy się obficie, świadomi ciążącego na nas obowiązku wobec naszej planety; będzie to urodzajnym podłożem dla płodów ziemi, tej ziemi, które jeść będą nasze dzieci i wnuki. Chłopięta i dziewczęta, rumiane i wesołe, chrupiące marchewkę, zajadające się kalafiorem, ogórkami, pomidorami… a we wszystkich tych rarytasach, da się wyczuć nasz wysiłek, naszą ciężką, codzienną, poranną pracę.

 

——————————————————————————————————

 

Zapraszam do rejestracji i brania udziału w życiu FORUM, a także do podziwiania i komplementowania nowej strony, przeznaczonej tylko dla braci samców SAMCZERUNO. Pod tym linkiem LINK znajdziecie Państwo pełny film „Złote runo”, który miałem przyjemność dla Państwa zrecenzować. Proszę pamiętać; gardzę tymi, którzy nie kochają tego filmu. 

10 thoughts on “„Merde!”

  1. eci peci, słowo to nabiera znaczenia, gdy jest analizowane przez kobiety (ale i nie tylko) z doświadczeniem życiowym 😀

  2. fekalizacja 😆 😀 proktologiczny wernisaż gastrohorror analofob hahahahaha 😆 jak Ty to wymyślasz 😯 😀 padłam 😀

  3. Mistrzu faktycznie piszesz po mistrzowsku, czasami łapię się na tym, że się w pracy zaczytuję na maxa i tracę świadomość…..i jest w stanie z tego „zawiasu” wyciągnąć mnie dopiero 3 dzwonek telefonu….

Dodaj komentarz

Top