Subiektywnie wysoki, przystojny mężczyzna wstaje z krzesła, i wychodzi na mównicę. Sto pięćdziesiąt tysięcy ludzi wpatruje się w niego z szacunkiem, w milczeniu.
Wstydliwie spuszczając oczy, drżącym głosem zaczyna mówić. Widać ze to co chce powiedzieć, przychodzi mu z wysiłkiem. Jednak w tym głosie czuć determinację, chęć zmiany, oczyszczenia swej duszy z grzechów.
Nazywam się Marek, mam 29 lat. Jestem uzależniony od 20 lat. Nie piję od kilku dni.
(Gromkie brawa i hucząca owacja na stojąco wszystkich zgromadzonych na sali osób)
Jak wiecie, tak jak i wy, kochani, jestem łakocioholikiem. Jem wszystko co jest słodkie, i piję gazowane słodkie napoje. Poddałem się nałogowi, cukier stał się władcą moich pragnień i zamknął mnie w słodkiej klatce zniewolenia. Wydalem moją duszę na pastwę kalorycznych płomieni które wchłonęły moje czlowieczeństwo, i obnażyły lśniace kłami drapieżnika zezwierzęcenie, któremu się mimowolnie od lat oddaję. Moje serce jest splamione krwawymi łzami gdy się poddaję wspomniniom, tym bolesnym wspomnieniom, które tak bardzo każdej chwili kaleczą moje JA.
(Przez salę przetacza się potężna fala oklasków, zachwyconych i wpatrzonych z wiarą w mówcę ludzi)
Gdy wpadam w ciąg, nie liczy się nic. Ani mój kot, ani moi czytelnicy, ani rodzice czy koleżanki. Nie ma mnie, wsiąkam na tydzień. Spadłem na samo dno. Swój upadek uświadomiłem sobie gdy dostałem zaproszenie od pięknej kobiety na bezpruderyjny sex, a wybrałem siedzenie w domu, i jedzenie draży czekoladowych do lustra. Jednak tym co wbiło gwóźdź do trumny mojej godności, ludzkiej godności, było picie z kotem.
(Smutne chrumknięcie tłumu, wszyscy kiwają głowami na znak zrozumienia z szacunkiem)
Moja kotka leżała na łóżku. Była głęboko zagrzebana w ciepły kocyk, zwinięta w kłębek, ogonek schowała pod brodę, i mruczała przysypiając. Jej dokładnie wyczesane włosy połyskiwały w mdłym świetle żarówki. Co jakiś dłuższy czas otwierała leniwie swoje zielone oko, popatrując na mnie. A ja siedziałem z własnym kotem i gadałem z nim o życiu, o kobietach, polityce, piłem coca colę, 35gr czystego cukru w puszce 250ml, i będąc w upojeniu cukrowym, uśmiechając się i bełkocząc w szoku insulinowym, częstowałem kota coca colą. Zwierzę jednak okazało się mądrzejsze, i nie chciało stoczyć się ze swoim nieodpowiedzialnym kocim tatą na samo dno ludzkiego istnienia.
(Brawa zachwyconego tłumu dla mądrego zwierzęcia domowego i pelne współczucia wzdychanie dla mojego udręczonego i zgwalconego sumienia)
Ćpać cukier zacząłem w dzieciństwie. Podkradałem dziadkowi krówki, a mamie ciasto z lodówki. Gdy wpadałem w ciąg, musiałem nieważne jak zdobyć pieniądze i iść do dilera w cukierni po towar. Podlizywałem się dziadkowi wujkom i ciociom, za pieniądze uzyskane z manipulacji biegłem na głodzie do spożywczego, by tam kupić narkotyki. Przychodziłem do domu, i się nim narkotyzowałem.
Często też ćpałem z rodziną, znajomymi, na imieninach, weselach, uoczystościach religijnych.
(Tłum faluje w solidarności z perorującym, ludzie mają łzy w oczach)
Przeszedłem przez piekło uzależnienia i odwyku. Wiem wszystko o ciernistej drodze którą stąpałem skąpany w szkarłacie grzechu, gdy obmywała mnie fala emocjonalnego, duchowego cudzołóstwa. Wzdęcia, zatwardzenia, nadkwasota, zgaga, sraczka z przedawkowania czy nieświeżego towaru. Zaburzenia erekcji, niechęć do światła słonecznego. Drżenie ciała gdy narkotyk we krwi opada, ryczący w sercu, budzący się lubieżnie do życia głód, który okiełznał moje pragnienia. Mego życia celem było zaspokajanie tego żarłocznego monstrum, ale teraz, dzięki waszemu wsparciu bracia i siostry, odeprzemy sprzed murów naszego jestestwa podły ciemny lud w ignorancji zatopiony!
Nałóg zrobił ze mnie wraka człowieka, a teraz, wśród huku gromów i błysków błyskawic, upokarzających swą gwałtownością niebo, budzę się do nowego życia, lepszego życia – bez batoników, draży czekoladowych w polewie mlecznej, ciastek, cukierków, czekolady, słodkich napojów gazowanych.
(Szał na sali, wśród braw ludzie krzyczą „Marek, Marek” w podniesionych dłoniach palą się zapalniczki, zgrabne kobiety rzucają serwetki z numerami swoich telefonów)
A Ty? czy Ty też jesteś niewolnikiem cukru?
Zeby cieszyc sie z drobnych rzeczy, trzeba zdac sobie sprawe, ze wszystko to, co nas otacza, jest bezsensu. Wtedy drobnostki nabieraja racji bytu.
„Pani mówi: Jasiu wymien zdanie z ptakiem.
Jasiu: Tata przyszedl do domu nawalony jak szpak.
Pani: Teraz z dwoma ptakami.
Jasiu: Tata przyszedl nawalony jak szpak i wywinal orla.
Pani: A jak wymienisz z piecioma dostaniesz szóstke.
Jasiu: Tata przyszedl do domu nawalony jak szpak, wywinal orla po czym wylecialy mu dwa gile, puscil pawia i poszedl dalej nawalac na sepa.”
A moze Bóg niech posprzata twoje mieszkanie. Porozmawiaj z nim o tym na pewno sie zgodzi bo porzadek jest zgodny z jego planem. Bóg jest wszechmogacy a wiec moze wszystko. Czyli posprzatanie w mieszkaniu nie bedzie dla niego zadnym problemem. Zrobi to doskonale i nie wezmie za to pieniedzy.
A tak powaznie mówiac, to mam dla ciebie dobry sposób. Jesli nie mozesz sobie poradzic z narastajacym balaganem to codziennie przeznacz na pozadkowanie 30 minut. Albo 3 razy w tygodniu godzine. A jesli nie masz czasu to moze 2 razy w tygodniu po 45 minut. Albo sama mozesz zaplanowac co ile dni ile czasu przeznaczysz na porzadkowanie i sprzatanie. Morze na przyklad co drugi dzien 15 minut. Chodzi oto zeby balaganu wiecej ubywalo w twoim domu niz przybywalo. Jesli tak bedziesz robila to u ciebie bedzie coraz mniej balaganu az w koncu zniknie calkowicie. Jesli zobaczysz ze gdzies u ciebie znowu tworzy sie balagan to bedziesz go sprzatala NABIERZaCO. I wten sposób wyeliminujesz balagan raz na zawsze. Ja tak zaczalem robic. Mój dom byl bardzo zabalaganiony. Jakis czas temu zrobilem generalny porzadek w szafce w komórce, 2 dni pózniej w drugiej szafce. Nastepnie zrobilem porzadek w jednym miejscu w piwnicy, pózniej w drugim i w trzecim itd. Balagan stopniowo znika z mojego domu. Az w koncu zniknie calkowicie. I to wcale nie jest meczace. Moge to robic na przyklad co 3 dni. Jedne rzeczy po prostu wyrzucam inne ukladam tak zeby wszystko bylo ladnie i przejrzyscie poukladane. A jak trafiam na jakies rzeczy które nie wiem czy wyrzucic czy nie, bo moga sie przydac, albo nie wiem gdzie je ulozyc to zanosze je do pewnego wydzielonego zakatka w moim domu. W tamtym miejscu moze lezec wszystko i zupelnie mi to nie przeszkadza. Do robienia czegos takiego wcale nie sa potrzebne zadne afirmacje, modlitwy czy inne techniki. Morzona to po prostu zaczac robic.