W pracy ostatnio przechodzę samego siebie.
Tak już mi obrzydła, tak mam dość tego siedzenia w smrodzie i hałasie że stałem się agresywny wobec klientów. Kilku z nich mnie opierdoliło, i mieli rację. Poddałem się pokucie smagajacych mnie, bezlitośnie parzących ma dusze w ogniu potępienia słów. Uważam że moim zasranym obowiązkiem jest być miłym skoro biorę za tą pracę pieniądze, a jak mi się nie podoba to mogę się zwolnić.
Z drugiej strony, siedzę wsunięty w biurko, nie mogę ruszać nogami bo zaczepiam o kable od komputera, potwornie śmierdzi bo nie ma klimatyzacji a wentylacja jest w takim pomieszczeniu przewidziana na max 5 osób a nie na 20 i to ciągle rozmawiających plus wiele komputerów itd. jest gorąco, często się po prostu dusimy, gdy w końcu otwieramy olbrzymie okno znajdujące się 10cm ode mnie, zalewa mnie, rozgrzanego, fala super zimnego powietrza. Hałas jest przerażajacy, w tak małym pomieszczeniu dzwięk po prostu rozsadza czaszkę. Wczoraj zamontowali takie przeciwhałasowe ścianki miedzy biurkami, co spowodowało że hałas się nie zmniejszył ani trochę, natomiast obieg powietrza które wirowało i się mieszało, zanikł prawie zupelnie zaciskając płuca mistrza w stalowym uscisku.
Koledzy i koleżanki z dzialów współpracujących z nami, często są bardzo nieprzyjemni. Też mają nieciekawie, ale co mnie to interesuje? nikt na mnie nie będzie się wyzywał bo lubię jak mnie ludzie szanują i nie pozwolę by ktoś się wyładował na mnie, wiec dziś kolejna kobieta przybiegła na skargę do mojego kierownika. Opryskliwie mnie potraktowała, wiec jej powiedziałem co o tym myślę. Z kobietami jest koszmar, nakrzyczy, obrazi, i później poleci na skargę, z facetem można wyjść i dać sobie po twarzy, a ze każdy tego nie chce a szczególnie ja, więc można się zawsze dogadać. Tak właśnie było na początku pracy gdy jedna z pracownic (ze wsi oczywiscie) po usłyszeniu że piszę ksiażkę (już nigdy tego nie powiem) dokuczała mi, wiec się jej odgryzałem, i mi zagroziła uderzeniem w twarz, na co jej zakomunikowałem ze niech szykuje kasę na dentystę bo mam zamiar jej konkretnie przywalić. Zrezygnowała wśród narzekań że jestem hamem i prostakiem co chce bić kobiete. Jasne, jakbym pozwolił by mnie uderzyła w twarz to byłbym wspaniały, a jak chcę oddać to jestem ten zły. No cóż, oddałbym jej na pewno. Chociaz nie ukrywam, że byłem tym wszystkim przerażony. Znałem wiele bardzo agresywnych kobiet, wszystkie nie były Warszawiankami tylko były przyjeżdzajacymi tu do pracy, żadnymi sukcesu za wszelką cenę bezwzględnymi sukami, ale żeby rzucac się z pięściami to już trochę mnie zszokowało. Oddałbym jej, i stracilbym pracę i pewnie miał sprawę sądową. Wszystkich gówno obchodziłoby moje prawo do samoobrony, natomiast kobieta może bić i nie można się jej oddać bo waży 50 kilo a ja 90 i powinienem ją złapać za dłonie. Ciekawe jak miałbym złapać za dłonie uderzajace mnie, tyle lat trenuję na worku bokserskim i jestem dość szybki jak na brzuchatego pracownika infolinii, ale nie umiałbym tego zrobić, to ciekawe jak ktos kto nie trenuje by sobie poradził.
Gdy się odbiera po 120 – 180 telefonów dziennie, jest ciezko, ale gdy aparaty mają po 8 lat sądząc z wyglądu, i się psują co oznacza ze co chwila trzeba wrzeszczeć w słuchawkę „halo”, to powstaje jakieś zupełne piekło na ziemi.
Jest to dla mnie smutne wszystko, tyle rzeczy potrafiłem w swoim życiu zmienić na lepsze, ale pracy nie mogę ruszyć, ciągle harówa za niewielkie pieniądze, i to taka harówa ze jej nienawidzę. Pokochać pracę? 🙂 łatwo powiedzieć, ale trzeba by tam być żeby zobaczyć jak wygląda ta praca i że miłość do niej, jest dość trudną sprawą. Teraz znowu, po opłacie ubezpieczenia będę musiał pożyczać pieniadze zeby mieć na jedzenie. Szukać nowej pracy? gdy wracam z tej pracy, jestem półżywy, wykończony bluzgami które na mnie rzucają klienci, i bardzo cieżkimi warunkami pracy. Dziś przyszedłem, obiad i rzuciłem się na łóżko spać. Nie wyobrażam sobie żebym miał w tym stanie np. prowadzić samochód.
W pracy, ogólnie wiele czasu spędzam na zaciskaniu ust żeby nie zacząć wyć. Chce mi się tam wrzeszczeć i wyć, a rano jak się obudzę to jestem po prostu wściekły, chociaż coraz cześciej już zrezygnowany. Dobrze ze mamy normalnego szefa, to jest jeden plus tej pracy. Nie ma problemów, że jak ktoś się zaczyna dusić i szaleć żeby wyszedł. Ja jak zaczynam zasypiać albo się dusić i leci ze mnie strasznie pot, to nakładam sweter i wychodzę na chwilę na świeże powietrze.
Za cała tą sytuację, biorę jednakże na siebie odpowiedzialność. To u mnie w głowie jest wzorzec ze muszę ciężko pracować za grosze. Gdy go zmienię, nagl si pojawi ktoś kto mi zaproponuje lepszą pracę. Albo wydam ksiazkę, i bede żył z pisania. Wierzę ze jest sens że tak strasznie się męczę, to w sumie kaźń jest. Ale musi mi to coś pokazać z czego nie zdaję sobie sprawy.
Jednakze – gdyby ktos z Państwa miał na oku jakąś pracę, poproszę o info. Tylko błagam, poniżej 2 tysiecy mi nie zawracać głowy :))