Duchowość w rytmie RaP Przemyślenia by Marek - 22 lutego 20090 Na początku był Bóg, i to był dobry kolo. I nie było nic oprócz niego. Nie było gibonów, goudy, maniur, miastowych, heleny, dżamprez, sushi. Nic nie było. Zalegał z tej samotności, i zapragnął odlotowego melanżu. Zaczął kombinować jaką by tu rozkręcić bibę, sapał i drapał się po rudych włosach, nerwowo pstrykając w imponujące, zakręcone rogi, zakręcił sumiastym rudym wąsem z którego posypał się w bezdenną otchłań nieskończonej pustki wir łupieżu. Wreszcie zajarzył, i krzyknął „eureka!” i zaczął nawijać – tu kopsnę galaktykę, a tu kilka wszechświatów, a tu czarną brochę, no i mamy nieskończoność zarechotał lubieżnie, co to nigdy się nie zaczyna, i nigdy nie metuje. Luknął zadowolony z góry na mroczny wszechświat, gwiazdy, siebie – no kozak jestem wyczesany, joł, to oczywista oczywistość, zamlaskał wesoło. Ale czegoś mu brakowało, coś nie pasiło, coś by jeszcze kopsnął, zapodał. Zamyślił się głęboko. Po kilku bilionach lat, wreszcie szeroko rozwarł swoje jedno piwne oko znajdujące się na czole, zamachał radośnie owłosionym ogonem wijącym sie po ziemi jak elektryczny węgorz, i rozentuzjazmowany nawinął do siebie – ponieważ jestem nieskończonym ziomkiem, stworzę z siebie nieskończoną ilość ziomali, maniur, zwierzaków, wszelkie formy i faktury które tylko mogą istnieć. Każdy z tych bytów będzie częścią mnie, a jednocześnie całym mną. Będzie niezły melanż, gdy uwierzą że są jakimś cienkim leszkiem, a w istocie są Bogiem. Ale zaraz, mruknął, zajrzę w przyszłość i zobaczymy jak będzie…to nieuczciwe podpowiedział mu głos, ma być melanż taki że nie jarzysz kim jesteś naprawdę, ziom. Ale tylko raz, jeden jedyny zawył Bóg, miotajac się, i zakrywając dłońmi z długimi i blyszczącymi w świetle komet i gwiazd pazurami. Zajrzał, i zszokowany stał jak słup soli. O w mordę, ale jaja, no nie wierzę jak mozna być takim przychlastem, nawinął śmiejąc się do rozpuku Bóg. No nie mogę, oni wierzą że ich planeta jest jedyna na świecie, stworzyli religię które się mordują ze sobą bo każda twierdzi że mnie reprezentuje, głosują na PO i cuda – Bóg miotal się w smiechu, wreszcie nie wytrzymując upadł na chmurę i leżał na niej, wyjąc ze śmiechu, uderzając kopytem w skurczach o podłoże, jego wielki brzuch trząsł się jak galareta, odwieczną ciszę pustki przerywaly co chwila rozdzierajace płótno mroku, przeraźliwe pierdnięcia, a wokół roznosił się intensywny zapach siarki i bigosu. Nagle Bóg spoważniał, powiedział do siebie „czyny, nie cuda” blysnęło, zatrzęsło się, zadymiło, i…. Słownik duchowy. Brocha – dziura Gibon – porcja marihuany Gouda – wódka Hawira – mieszkanie Helena – heroina Kabona – pieniądze Kaczor, sushi – kac Kajdan – lańcuch na rękę Kucie – stosunek seksualny Leszek – mało rozgarnięta osoba Maniura – atrakcyjna dziewczyna Melanż – przyjęcie Mendownia – komisariat Produkcja – malowanie graffiti Przychlast – osoba nieprzystosowana do życia Pytong – penis Rewir – miejsce Skroić – ukraść Spawać – wymiotować Szama – jedzenie Locha, morświn – nieatrakcyjna dziewczyna Wacek – denerwująca osoba Zalegać – nudzić się Zgon – stan psychofizyczny po przedawkowaniu alkoholu Miastowy – bandzior